[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjadę. Przede wszystkim musi pan myśleć o swoim kraju.
Nie potrafiła ocenić, czy jej słowa zrobiły na nim jakiekolwiek
wrażenie. Przesuwał powoli spojrzeniem po twarzach wszystkich
siedzących wokół stołu. Ci ludzie byli wysokiej rangi urzędnikami
państwowymi. Kiedy zostanie królem, to oni staną się jego
nieodłącznymi towarzyszami, choć niewielu spośród nich ufał i sam
nigdy nie wybrałby ich na przyjaciół.
Wspomniał dawne czasy, kiedy to jego ojciec przewodniczył
takim spotkaniom. Czy ktoś z nich miał swój udział w przyspieszeniu
jego śmierci? Sebastian wierzył, że wkrótce pozna prawdę.
W końcu jego spojrzenie spoczęło na Emmie. Nie pochodziła z
rodziny królewskiej. Nie była córą żadnego ze znaczących rodów w
Meridii. Nie była też jedną z tych bezmózgich piękności, z którymi
kiedyś się zadawał. Natomiast na pewno można było o niej
powiedzieć jedno: była do szpiku kości uczciwa. Nagle Sebastian
uświadomił sobie, że spośród wszystkich osób zgromadzonych w tym
pokoju jedynie jej naprawdę mógłby ufać.
I ci ludzie zamierzają ją stąd wypędzić? Mowy nie ma!
- Proszę, żebyście opuścili ten pokój - polecił spokojnie. - Poza
tobą, Emmo. Chcę z tobą porozmawiać.
Kiedy zostali sami, odwrócił się do niej.
107
RS
- Usiądz, proszę - powiedział, zajmując miejsce za stołem.
Emma usiadła naprzeciwko, nie spuszczając z niego spojrzenia
wielkich oczu. Było jasne, że nie wiedziała, czego się spodziewać.
- Zostaniesz tutaj - oznajmił stanowczo Sebastian. -Podpisałaś
kontrakt, a ja nie zamierzam cię z niego zwolnić. Rozumiesz?
Emma głośno wciągnęła powietrze.
- Musisz przygotować się do rządzenia krajem - odparła. - Nic
innego nie powinno zaprzątać ci teraz myśli. Jest mi tak bardzo
przykro...
- Czy możesz przestać? Powiedziałaś już wszystko, co miałaś do
powiedzenia. Jeśli chodzi o mnie, chciałbym wiedzieć tylko jedno...
Czy zostałabyś tu, gdyby nic się nie wydarzyło?
Widać było, że targają nią mieszane uczucie, ale w końcu
kiwnęła potakująco głową.
- Zwietnie. Jesteś teraz moją podporą, Emmo. Może to zabrzmi
dziwnie, ale należysz do niezbyt licznego grona osób, na których
mogę polegać. A to sprawia, że jesteś dla mnie wyjątkowo cenna...
- Och... No cóż... Bardzo się cieszę. - Emma wydawała się
trochę zdziwiona.
- Z drugiej jednak strony... - Sebastian skrzywił się i odwrócił
wzrok - podczas podróży do Zurychu przeprowadziłem długą
rozmowę z Willem. Powiedział mi wtedy kilka słów prawdy.
- Co masz na myśli?
Przez chwilę patrzył na jej cudowną twarz i słodkie usta.
108
RS
- Spędziłem z tobą wspaniały dzień, chyba najpiękniejszy w
życiu. Mówię ci to dlatego, że... nie będziemy mogli już tego
powtórzyć.
Emma ze zrozumieniem pokiwała głową. Za wszelką cenę
próbowała zachować się z godnością. Tylko jej oczy wypełniły się
bezbrzeżnym smutkiem.
- Rozumiem. I zgadzam się z tym.
- W pewnym sensie jest to więc nasze pożegnanie. Wciąż
będziemy się widywać, ale nie... - Znów się skrzywił, nie mogąc
znalezć właściwych słów.
- Oczywiście. Powiedz mi tylko, co się wydarzyło w Zurychu? -
spytała, pragnąc zmienić temat.
- Przekazaliśmy naszemu specjaliście raport i kilka próbek. Musi
przeprowadzić testy, więc minie trochę czasu, zanim da nam
odpowiedz. Jednak z tego, co od nas usłyszał i co już zdążył
zobaczyć, wynika, że ma takie same wątpliwości jak Will.
- Sama nie wiem, czy lepiej liczyć na dobre, czy na złe
wiadomości.
- Można się w tym pogubić, prawda? - Sebastian się uśmiechnął.
Nie mógł się powstrzymać i ponad stołem wyciągnął do niej
rękę. Po krótkim wahaniu podała mu swoją. Spletli palce i przez długą
chwilę patrzyli sobie w oczy.
Kolejny już raz ogarnęły go wątpliwości, czy korona królestwa
Meridii rzeczywiście warta jest takiego wysiłku i takich wyrzeczeń.
Mimo melancholijnego nastroju, jaki ogarnął Emmę, następne
dni upływały bardzo szybko. Tak jak przewidywał książę, spotykali
109
RS
się często, lecz za każdym razem, kiedy się na siebie natknęli,
starannie unikali swojego wzroku. Ich spojrzenia spotkały się
zaledwie kilka razy, a wtedy Emma czuła, jak gwałtownie przyspiesza
jej puls. Działo się między nimi coś dziwnego, czego zupełnie nie
potrafiła określić.
Przez ten czas bardzo zaprzyjazniła się z Agatha. Odwiedzała ją
przynajmniej raz dziennie, a kilka razy natknęła się na wychodzącego
z pokoju księżniczki Willa Harrisa. Nawet przyszło jej na myśl, że
być może to właśnie on jest mężczyzną, w którym Agatha chciała
widzieć ojca dla Merika.
Oby to była prawda, pomyślała z entuzjazmem. Co za idealne
rozwiązanie!
- Idealne? Chyba żartujesz? - zdenerwowała się Agatha, kiedy
ostrożnie poruszyła ten temat w rozmowie. - Oczywiście, że miałam
na myśli Willa. Kocham się w nim od piętnastego roku życia, ale jego
ojciec zajmował się królewskimi ogrodami, więc Will uważa, że nie
jest dla mnie odpowiednim mężczyzną. Przecież to bzdura! Ciągle mu
to powtarzam.
- Domyślam się - zaśmiała się Emma.
- Jest bardzo dumny. I zamierza wyemigrować do Ameryki
Południowej. - Agatha wzniosła oczy do nieba. - Jeszcze czego! Chcę,
żeby został tutaj jako mój mąż.
- A jak zamierzasz to osiągnąć?
- Nie mam pojęcia. Kiedy już uda nam się przekonać Sebastiana,
żeby przyjął koronę, zacznę przekonywać Willa, że jestem kobietą, a
nie księżniczką.
110
RS
Gdyby nie Agatha, Emma czułaby się bardzo samotna, tym
bardziej że ostatnio nie mogła się skontaktować z nikim w Londynie.
Szczególnie dużo trudności miała ze złapaniem Louise. W końcu
udało się jej dodzwonić, a wtedy zrozumiała, na czym polegał
problem.
- Och, Emmo! Tak bardzo chciałam z tobą pogadać -zawołała
Louise do słuchawki.
- Więc dlaczego nie odbierałaś telefonu? - spytała rozsądnie
Emma.
- Nie mogłam. Byłam zbyt przygnębiona. Coś się wydarzyło.
- Co takiego? - zaniepokoiła się Emma.
- Nie martw się, nikt nie umarł. Tylko... mój ojciec miał
niegrozny atak serca.
- Wujek John? Och, Louise! Strasznie mi przykro. Jak on się
czuje?
- Nie wiem. To znaczy, wszystko z nim dobrze, tylko że ja teraz
nie rozmawiam z rodzicami.
- Na miłość boską, wyjaśnij mi natychmiast, co się dzieje. -
Kuzynka była jedynaczką. Emma nie znała drugiej osoby, która
byłaby tak kochana i rozpieszczana. Wydawało się
nieprawdopodobne, że mogła pogniewać się z rodzicami.
- Zaraz ci powiem. Moi rodzice całymi latami mnie okłamywali.
Wiedziałaś o tym, że zostałam adoptowana? Podejrzewam, że
wszyscy o tym wiedzieli poza mną.
Emma osłupiała.
- Jak to adoptowana? Jesteś tego pewna?
111
RS
- Oczywiście. Wszystko wyszło na jaw, kiedy któregoś dnia
pojawili się u nas dwaj nieślubni synowie taty, blizniacy, Daniel i
Dominik. Mama zmusiła ich i tatę do zrobienia testów DNA, chociaż
to było zupełnie niepotrzebne, bo podobieństwo widać na pierwszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]