[ Pobierz całość w formacie PDF ]

po drugim wdechu zaczęła krzyczeć:
- Ra!...
Poło\yłem jej rękę na ustach
- Stul buzię, bo cię tak urządzę!... - podniosłem rękę. - I ani mi się rusz!
Po błysku oczu poznałem, \e zrozumiała. Spokojnie zapaliłem więc silnik i pewną ju\
dłonią poprowadziłem Rosynanta ku Mikołajkom.
Posapujących przez sen szefa i jego podopiecznych postanowiłem nie budzić. Pomóc i
tak nie mogli. Niech śpią i nie zamartwiają się bez potrzeby.
Zajechaliśmy pod komisariat.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, \e spieszno mi było do spotkania z wodzem
czcigodnej placówki stró\ów ładu i porządku! Legitymowanie się, tłumaczenie, zapewne
sprawdzanie w Warszawie, a tymczasem Jerzy umyka w siną dal ze skarbem!
Jedyna nadzieja w sier\ancie Ząbiku! Ju\ raz pomógł wierząc mi na słowo. Jeśli
naprawdę podobny jest duchem do swego brata z Wąwolnicy, to pomo\e po raz drugi!
śebym tylko go zastał!
- A ty mi siedz! - odwróciłem się i pstryknąłem w uroczy skądinąd nosek mojej branki.
- Ruszysz się, to nie będziesz się mogła ruszać przez rok!
Skinęła pośpiesznie głową na znak, \e perspektywa dłu\szego unieruchomienia
zupełnie ją nie interesuje. Ale miała w oczach coś takiego...
- Nie. Wyłaz z wozu. Idziemy!
Ująłem ją pod ramię uprzejmie, lecz mocno, i weszliśmy do budynku:
- Dzień dobry, czy zastałem... - zwróciłem się do siedzącego tu\ przy wejściu
plutonowego.
111
- Ach witam pana, szaleńczy kierowco! - usłyszałem ku swej radości głos sier\anta
Ząbika wchodzącego właśnie do pokoju z sąsiedniego pomieszczenia. - Ju\ po akcji?
Uścisnęliśmy sobie dłonie.
- Akcja w toku - szepnąłem. - Właśnie chciałem z panem porozmawiać...
- śe w toku, to się domyślam widząc pańską towarzyszkę - Ząbik uśmiechnął się z
lekką ironią. - Serwus, Magda! Wybacz, \e nie przywitałem się z tobą pierwszą.
- Dzień dobry, panie sier\ancie - odpowiedziała podobnym uśmiechem wspólniczka
Batury.
- To państwo się znają?...
Sier\ant przerwał mi ruchem ręki:
- Tak. Mamy tę przyjemność, a raczej nieprzyjemność. Ale o tym potem. Pańska
sprawa pierwsza! Proszę do pokoju.
Weszliśmy.
- A teraz słucham z niecierpliwością.
- Tak więc...
To był skrót! Mistrz zwięzłej prozy, Ernest Hemingway, byłby zachwycony mą
opowieścią o perypetiach ze skarbem Hasan-beja!
Sier\ant tylko raz mi przerwał, gdy w opowieści pojawił się Jerzy Batura. Przeprosił,
wyszedł z pokoju.
- Nie mamy w kartotekach - oznajmił po powrocie. - Jest tylko Waldemar Batura, stare
sprawy.
Nieobecność Jerzego w policyjnych aktach nie zdziwiła mnie.
- Waldemar to ojciec. Nie \yje od wiosny.
- Bawmy się więc dalej z synem! - oczy sier\anta zabłysły radośnie. Magda skuliła się
w krześle widząc ten błysk.
- Czyli jesteśmy dzisiaj, przed jakimiś dwiema godzinami, na bocznej drodze do Ukty.
Co się stało, wiemy. Teraz ty, Magda, gadaj, jak tam trafiłaś! Jeden szczegół punkt dla
ciebie. Jedno  zapomnienie - uwa\aj!...
Dziewczyna przełknęła nerwowo ślinę:
- Siedzę sobie dzisiaj na skwerku...
- Siedzisz sobie na parkingu przed  Gołębiewskim , bo dalej to cię za Chiny nie
wpuszczą. I tak cud, \e tam dotarłaś... - machnął pobła\liwie ręką Ząbik i nagle ryknął: -
Skłam mi jeszcze raz! To Marycha się dowie, kto ją podkablował! A jak będziesz miała
u niej przechlapane, to jeszcze tu przylecisz prosić, \ebym cię przymknął!
Dziewczyna pozieleniała:
- To ja ju\ wszystko, panie sier\ancie, jak mamę kocham, jak na świętej spowiedzi!
- No to nawijaj, święta.
 Dziewczyna jest więc z tych, co się kręcą przy obcokrajowcach i przy okazji ich
okradają - pomyślałem.
Tymczasem Magda, ju\ z nieudawanym przejęciem, opowiadała, jak to zaczepił ją
jeden gość i poprosił o przysługę:
- Powiedział, \e jego dzieci przynęciła taka sekta. Zgrywnie się nazwała  Stra\nicy
skarbu Husajna ... czy jakoś tak!
- Jak to się nazywał ten pański Tatar z XVII wieku? - Ząbik z uwagą przyglądał się
harcującym po parapecie wróblom.
Niech szlag trafi Baturę z jego dowcipami!
112
- No i \e te bachory podpuszczone przez sektę - ciągnęła Magda - zwinęły dziś cały
jego majątek. On wie, \e będą jechać z tym fantem (to miała być taka skrzynka) jedną
leśną drogą, bo ci stra\nicy to te\ się boją glin... o przepraszam, panie sier\ancie!
- Drobiazg, Suń dalej.
- I ten facet ma pomysł, jak na nich naskoczyć i odebrać co swoje. Czyli majątek i
dzieciaki. Ryzyk \adny, bo, jak mówił, sekciarze prędzej do tego swojego Husajna ze
skargą pójdą ni\ na gli... policję. Tylko pomocnik mu potrzebny, czyli ja. Przyglądał mi
się długo (tak gadał) i inteligentnie mu wyglądam. No bo nie?
Spojrzała na mnie z wyzwaniem.
Gdzie\bym śmiał zaprzeczyć! Nawet sier\ant wolał znów zająć się wróblami.
- No a resztę panowie znają - pokręciła się nerwowo na krześle. - Jak bonie-dydy!
Wszystko powiedziałam, \ebym tak trupem padła!
- Nie padaj, bo na razie jesteś nam \ywa potrzebna. I mo\esz być potrzebna jeszcze
dłuuugo! - zaśmiał się złowrogo sier\ant.
Dziewczyna zamarła.
Byłem przekonany, \e ju\ popędzimy na sygnale chwycić Baturę!
- Ile ci dał? - spytał Ząbik od niechcenia turlając ołówek po biurku.
- Dziesięć baniek.
- Tak od razu?
- Na tak głupiego to on mi, panie władzo, nie wyglądał! - pokręciła głową Magda.
- Po robocie?
- I ja te\ nie durna! - zachichotała.
- Kiedy więc?
- Jak wysiadałam z malucha, \eby zatrzymać wóz tego pana.
- Gdzie forsa?
- Nie mam, przysięgam. Pewno wypadła, jak się turlałam po drodze!
- Magda!
- O rany, zapomniałam z tych nerwów! Tu ją mam - sięgnęła za bluzkę i wyciągnęła
zwitek banknotów - Wszystkie dziesięć, ech! - westchnęła z \alem.
Teraz zatrzeszczało krzesło pode mną.
- Zaraz przejdziemy do spraw zasadniczych - uśmiechnął się uspokajająco sier\ant -
tylko dwa pytanka techniczne! Jak poradziłeś sobie z gazem, którego pełen był jeep?
- O, tu był problem największy! - o\ywiła się Magda. - Miałam sztachnąć się
powietrzem na zewnątrz, skoczyć do wozu, łap za skrzynkę, co na kolanach dziewczyny,
i chodu! Chwila, moment i po strachu!
 Skrzynkę, co na kolanach dziewczyny!! - pomyślałem. -  Jerzy widział, jak
wsiadaliśmy czy taki z niego dobry psycholog?!
- Fant zwinęłaś, a o dzieci to cię ju\ głowa nie bolała? - sier\ant stuknął ołówkiem o
kant biurka.
Wzruszyła ramionami:
- Gość miał mnie odwiezć do szosy i wrócić po nie. Co mi tam! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •