[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z niepełnoletnimi mamami, kiedy siedziały przy
kuchennych stołach, a ona przerabiała z nimi
zadania domowe z historii, starając się przedstawić
im ten przedmiot w jak najbardziej przystępny
i żywy sposób, podczas gdy ich maleństwa spały.
I gdzie to porównać z siedzeniem na zebraniach
z przedwcześnie wzbogaconymi dwudziestoparo-
latkami, prowadzącymi niekończące się rozmowy
o tym, kiedy i z kim mają się spotkać następny raz!
Fuj!
Co gorsze, o ile sama praca była wyzwaniem,
czasami wręcz fascynującym, to jednak nigdy nie
miała wrażenia, żeby czegokolwiek dokonała. Od-
pryski. Pracowała nad odpryskami. Jej odprysk szedł
dalej i łączył sięzodpryskieminnej osoby. Brakowa-
ło jej osobistej satysfakcji, jaką daje zobaczenie
czegoś, co się samemu stworzyło albo co wyrosło
z własnego pomysłu, rozkwitło, zaowocowało.
Spotkania, spotkania i jeszcze raz spotkania.
108 Isabel Sharpe
Nie ulega wątpliwości, że firma Borwyn and
Company wykonuje pożyteczną pracę, doradzając
i pomagając zagrożonym przedsiębiorstwom, któ-
re w przeciwnym razie mogłyby nie przetrwać. Ale
ilekroć zalecali redukcję personelu, tylekroć czuła
przemożną potrzebę ugotowania ciepłej zupy i do-
starczenia jej tym, do których zwolnieńmimowol-
nie się przyczyniała.
Pora spojrzeć prawdzie w oczy. Nie jest do tego
stworzona i wyczerpała się jej cierpliwość. Starała
się, jak mogła, po części dlatego, że chciała się
sprawdzić do końca, po części zaś dlatego, że za nic
nie chciała się przyznać, iż dokonała złego wyboru.
Pora jednak skończyć z tą dziecinadą. Pora przy-
znać rację Loringowi. A także oddać mu sprawied-
liwość, że myślał o niej, gdy nalegał, żeby nie brała
tej pracy. A to oznacza, że niesprawiedliwie go
osądziła i niepotrzebnie zraniła.
Uff.
Włożyła spodnie od dresu i bluzę sportową
kiedy wreszcie przyjdzie ta wiosna? i wróciła
do kuchni, żeby znalezć coś do jedzenia.
Poza tym mimo wszystko uważa, że postąpiła
słusznie. Odejście teraz uśmiechnęła się już na
samą myśl o odejściu to co innego, niż gdyby
w ogóle nie spróbowała. To także zupełnie co
innego, niż gdyby przyjęła drugie oświadczyny
Loringa i uciekła przed nadarzającą się okazją
sprawdzenia się w bezpieczne życie z nim.
Dzięki temu nigdy nie będzie się zadręczać, że
ominęło ją coś bardzo ważnego, albo że mu ustąpi-
Wesele na Karaibach 109
ła i poddała się kolejny raz. Dzięki temu przyzna
się do porażki z podniesioną głową. Dzięki temu
to będzie jej wybór. Z własnego wyboru wróci do
Loringa, do pracy, którą kocha, sama uzna swój
błąd i odtąd na zawsze będzie szczęśliwa.
Jeżeli ją zechce.
Otrząsnęła się ze strachu dwie najważniejsze
decyzje życiowe za jednym zamachem! Wsunęła
mrożone lasagnie do mikrofalówki, po czym rzuci-
ła okiem na dzisiejszą pocztę. List od Sally z Man-
hattanu, ciężki, jakby w nim były fotografie.
Tak. Jej fotografie, fotografie z St.Thomas, fo-
tografie Loringa.
Fotografia jej i Loringa.
Aż jej serce podskoczyło; ściskając fotografię,
opadła na kuchenne krzesło. Boże, jaka jest na niej
szczęśliwa. Sally uchwyciła moment, kiedy specjal-
nie uśmiechała się do kamery. Loring jest w nią
wpatrzony jak w najcenniejszy skarb.
Nieoczekiwany szloch jakaś odmiana czkawki
wydobył się z jej gardła. Roześmiała się, a potem,
patrząc na wyraz jego twarzy, obłędnie za nim
tęskniąc, zaczęła płakać.
Kochała go. Nigdy nie przestanie go kochać.
Zadzwonił telefon. Usłyszała ostry, nosowy
głos swojego szefa, Ricka Handela.
Emily, jeszcze dzisiaj wieczorem muszę mieć
sprawozdanie na temat CEO of Beta X Systems.
Zostawiłam je na twoim biurku.
To nie jest to, czego chciałem. Rano wysłałem
ci e mail. Nie dostałaś go?
110 Isabel Sharpe
Zesztywniał jej kark; zacisnęły się szczęki.
Nie dostałam żadnego e maila.
Trzeba to wszystko przerobić, od początku
do końca. Przyjęliśmy złe założenia. Muszę to mieć
jeszcze dzisiaj wieczorem.
Znużenie. Niewyobrażalne znużenie. Gorzej,
obojętność. Wpatrywała się w fotografię Loringa
i we własną rozpromienioną twarz tak blisko jego
twarzy.
I nie przebierając w słowach, powiedziała Ri-
ckowi Handelowi, co może sobie zrobić ze swoim
sprawozdaniem.
Loring sączył piwo na werandzie na tyłach domu,
zapatrzony w panoramę Błękitnych Gór, wdychając
rześkie powietrze i stopniowo się odprężając. Wy-
czerpujący dzień. Amy Campole, chluba i radość
szkoły, przyszładojegogabinetuzalanałzami. Ona
i jej chłopak odpowiednio się zabezpieczyli, ale coś
nawaliło. Rodzice ją zabiją. Co ma robić?
Westchnął. Pomógł jej najlepiej, jak umiał, poru-
szony faktem, że wybrała jego, a nie którąś z nau-
czycielek. Ale dzwoniła już trzy razy, a on wie-
dział, że dziewczyna potrzebuje czegoś więcej niż
wsparcia, jakie jej dał. Czarno widziała swoją
przyszłość jej życie już nigdy nie będzie takie
same, a jeżeli rodzice ukarzą ją surowo, będzie
musiała coś sobie znalezć, gdzieś się podziać i mieć
kogoś, do kogo mogłaby się zwrócić. Chciał jej
pomóc, ale nie miał odpowiedniego przygotowa-
nia, by dać jej to, czego potrzebowała.
Wesele na Karaibach 111
U szkolnej psycholog, która jest w ciąży, poja-
wiły się jakieś komplikacje i lekarz kazał jej leżeć
w łóżku. Z powodu jej nieobecności powstała luka
w zajęciach, której Loring miał taką nadzieję
dyrekcja szkoły nie będzie musiała tak szybko wy-
pełniać. A ponieważ koleżanka psycholog postano-
wiła pozostać w domu aż do dnia porodu, oznacza-
ło to, że nie wróci tej wiosny do pracy.
Jedyne, co w tej sytuacji przychodziło mu do
głowy, to zatrudnienie Emily. Ale nie było w tym
nic niezwykłego, gdyż i tak wciąż zaprzątała jego
myśli. Martwił się o nią, martwił się, że jest
nieszczęśliwa w swojej pracy. Choć przychodziło
mu to z trudem, nie dzwonił do niej, nie chcąc
wprowadzać dodatkowego zamieszania po tym,
co zaszło na wyspie, a czego był nieumyślnym
sprawcą. To, że wiedział, czego chce od życia i od
niej, nie musiało oznaczać, że ona jest na tym
samym etapie. A już na pewno nie miał prawa
wciskać jej tego na siłę i nalegać, żeby czuła to
samo co on. Był na tej wyspie tak strasznie pod-
ekscytowany, kiedy jej się oświadczał, tak napalo-
ny, żeby dopiąć swego, że praktycznie nie różnił się
niczym od mężczyzny, któremu odmówiła za
pierwszym razem.
Najgorsze było to, że za pózno się zreflektował.
I zapłacił za to wysoką cenę. Odkąd ją spotkał, był
tak święcie przekonany, że są dla siebie stworzeni,
iż nie dopuszczał myśli, że ich związek skończył
się na dobre.
Dopiero od paru tygodni przestał czekać, że do
112 Isabel Sharpe
niego zadzwoni. Nie dlatego, że miał nadzieję, iż
skapituluje jedna jego połówka naprawdę chcia-
ła, żeby polubiła swoją pracę i stała się kimś, kim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]