[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I w jednej chwili wyjaśniło mi się wszystko. Przypomniałem sobie, że baronet
darował swoją starą garderobę Barrymore'owi, Barrymore zaś dał ją Seldenowi, chcąc
mu dopomóc do ucieczki. Buty, koszula, czapka wszystko było własnością sir
Henry'ego.
Wypadek był bardzo smutny, niewątpliwie, ale człowiek ten i tak zasłużył sobie
na śmierć według prawa swego kraju. Z sercem przepełnionym radością
opowiedziałem Holmesowi historię garderoby Seldena.
W takim razie ubranie stało się przyczyną śmierci tego biedaka rzekł.
Jasne jest teraz, iż do wytresowania psa Stapleton użył jakiegoś przedmiotu
należącego do sir Henry'ego, pies więc pogonił za Seldenem. Jedna rzecz wszakże
pozostaje nie wyjaśniona: skąd on mógł w ciemnościach rozpoznać, że pies go ściga?
Słyszał go prawdopodobnie.
Taki twardy człowiek, jak ten morderca, słysząc szczekanie psa na
moczarach, nie przeraziłby się do tego stopnia, by wołać głośno o pomoc i narażać się
na ujęcie przez policję. Sądząc z jego krzyków musiał biec bardzo długo, od chwili gdy
spostrzegł, że zwierzę go ściga. Skąd jednak wiedział, że jest ścigany?
Większą zagadką jest dla mnie coś innego. Jeżeli założymy, że wszystkie
nasze wnioski są słuszne, to w takim razie dlaczego ten pies...
Ja z góry nic nie zakładam.
Otóż dlaczego ten pies został wypuszczony właśnie dzisiaj? Sądzę, że nie
wałęsa się zawsze swobodnie po moczarach. Stapleton nie wypuściłby go, gdyby nie
112
spodziewał się, że sir Henry wyjdzie dziś wieczorem.
Trudniej jest odpowiedzieć na moje pytanie niż na twoje, które
prawdopodobnie będzie niebawem wyjaśnione, podczas gdy moje może pozostać na
zawsze otoczone tajemnicą. A teraz pytanie, co poczniemy ze zwłokami tego
nieszczęśnika? Nie możemy ich zostawić na żer lisom i krukom.
Proponuję, żeby je złożyć w najbliższym z tych starych domostw, dopóki nie
zawiadomimy policji.
Doskonale... Myślę, że damy sobie radę sami... Watsonie, a to co? Patrz, to
on... co za piekielna odwaga! Słuchaj, żebyś mi ani słowem nie zdradził swoich
podejrzeń... ani słówka, inaczej wszystkie moje plany runą.
Jakaś postać, idąca ścieżką przez moczary, zbliżała się ku nam; niebawem
dostrzegłem czerwony krążek palącego się cygara, a w świetle księżyca rozpoznałem
zwinną sylwetkę i sprężysty chód przyrodnika. Dostrzegłszy nas, przystanął na chwilę,
po czym znowu ruszył ku nam.
Czy to pan, doktorze Watsonie? Ze wszystkich ludzi na świecie najmniej
spodziewałem się zastać pana na moczarach o tak póznej porze. Ale, mój Boże, co to?
Jakiś wypadek? Nie... to chyba nie nasz przyjaciel sir Henry?
Minął mnie szybko i pochylił się nad zmarłym. Słyszałem, jak wciągnął głęboko
powietrze, cygaro wypadło mu z dłoni.
Kto... kto to jest? wyjąkał.
Selden, więzień, który uciekł z Princetown.
Stapleton zwrócił ku nam twarz śmiertelnie bladą, lecz najwyższym wysiłkiem
woli pokonał swoje zdumienie i rozczarowanie. Bystrym wzrokiem spoglądał kolejno
na mnie i na Holmesa.
Mój Boże. Jakie to smutne zdarzenie... Co spowodowało jego śmierć?
Zdaje mi się, że roztrzaskał sobie głowę, spadając z tych skał. Przechadzałem
się z przyjacielem po moczarach, gdy nagle usłyszeliśmy krzyk.
Ja również usłyszałem krzyk i dlatego wyszedłem z domu. Byłem
niespokojny o sir Henry'ego.
Dlaczego właśnie o sir Henry'ego? Nie mogłem powstrzymać się od tego
pytania.
Dlatego, że prosiłem go, by spędził wieczór z nami, i byłem zdziwiony, że nie
przyszedł. Gdy zaś usłyszałem krzyki na moczarach, ogarnął mnie niepokój o niego.
Ale przenikliwe oczy przyrodnika znów biegały od mojej twarzy ku twarzy Holmesa
113
czy nie słyszeli panowie nic innego oprócz krzyku?
Ja nie odparł Holmes a ty?
I ja nie.
Ale dlaczego zadaje pan to pytanie? rzekł Holmes.
O, tak tylko... panowie znają przecież bajki, krążące wśród chłopów, o jakimś
upiornym psie. Utrzymują, że czasem słychać jego wycie na moczarach. Zastanawiam
się więc, czy panowie nie słyszeli tej nocy jakichś podejrzanych odgłosów.
Nie słyszeliśmy nic takiego rzekłem.
A co, według pana, spowodowało śmierć tego biedaka?
Jestem pewien, że strach, w jakim żył nieustannie, i skrajne wyczerpanie
zaćmiły mu umysł. W przystępie obłędu biegł po moczarach, dostał się przypadkiem
na te skały i spadając, roztrzaskał sobie czaszkę.
Przypuszczenie pańskie wydaje mi się wielce prawdopodobne rzekł
Stapleton i odetchnął głęboko, co świadczyło, iż doznał wielkiej ulgi. A jakie jest
pańskie zdanie, panie Holmesie?
Przyjaciel mój złożył lekki ukłon.
Jak pan szybko rozpoznaje ludzi odpowiedział z podziwem.
Spodziewaliśmy się pana w tych stronach od czasu przyjazdu doktora
Watsona. Przybył pan w porę, by zostać świadkiem tej tragedii.
Tak, istotnie. Nie wątpię, że wyjaśnienia mojego przyjaciela okażą się zgodne
z prawdą. Niemiłe wspomnienia zabiorę z sobą jutro do Londynu.
A... pan wyjeżdża jutro?
Taki mam zamiar.
Spodziewam się, że pobyt pana wyjaśni nieco wypadki, które nas tak
zaniepokoiły.
Holmes wzruszył ramionami.
Nie zawsze można odnosić sukcesy. Detektyw musi opierać się na faktach,
nie zaś na legendach i pogłoskach. Dotychczas nie wykryłem nic w tej sprawie.
Mój przyjaciel mówił swobodnym tonem i słowa jego robiły wrażenie zupełnej
szczerości. Niemniej Stapleton patrzył na niego podejrzliwie. Po chwili zwrócił się do
mnie:
Zaproponowałbym przeniesienie tego biedaka do mego domu, ale nie
chciałbym przestraszyć siostry. Sądzę, że jeśli zakryjemy mu twarz, może tu poleżeć
bezpiecznie do jutra rana.
114
Tak uczyniliśmy. Po czym, nie przyjąwszy zaproszenia Stapletona, ruszyliśmy z
Holmesem do Baskerville Hallu. Przyrodnik został sam. Odwróciwszy się ujrzeliśmy,
jak szedł wolnym krokiem w głąb moczarów. Na osrebrzonym blaskiem księżyca
stoku czarna plama wskazywała, gdzie leżał człowiek, który zginął tak okropną
śmiercią.
Zbliżamy się do krytycznego momentu rzekł Holmes po dłuższym
milczeniu. Ten człowiek ma stalowe nerwy. Jak potrafił się opanować na widok, że
ktoś inny padł ofiarą jego knowań! Powiedziałem ci już w Londynie, Watsonie, i
powtarzam jeszcze raz, że nigdy nie mieliśmy bardziej godnego naszej sprawy
przeciwnika.
%7łałuję, że cię widział.
I ja również żałowałem w pierwszej chwili. Ale niepodobna było uniknąć tego
spotkania.
Czy twoim zdaniem zmieni on teraz swoje plany, skoro wie, że jesteś, tutaj?
Stanie się może ostrożniejszy, a może też zdobędzie się od razu na jakiś
rozpaczliwy krok. Jak większość mądrych przestępców, zaufa może zbytnio własnej
przebiegłości i wyobrazi sobie, że nas całkowicie wywiódł w pole.
Dlaczego więc nie aresztujemy go?
Mój drogi, tyś się urodził na człowieka czynu. Wrodzony instynkt nakłania
cię zawsze do energicznej działalności. Przypuśćmy na przykład, że
zaaresztowalibyśmy Stapletona dzisiejszej nocy; jaka z tego korzyść? Nie moglibyśmy
dowieść mu niczego. I na tym właśnie polega jego piekielna przebiegłość. Gdyby
działał przy pomocy innego człowieka, moglibyśmy wykryć tego wspólnika i zyskać
świadka, ale jeśli nawet wydobędziemy owego olbrzymiego psa na światło dzienne,
nie dopomoże nam to do zarzucenia stryczka na szyję jego pana.
Mamy już chyba dostateczne dowody jego winy.
Dowody? Same tylko podejrzenia i domysły. Wyśmieliby nas w sądzie,
gdybyśmy jawili się z taką bajką i z takimi dowodami.
A śmierć sir Charlesa?
Znaleziono go nieżywego, bez żadnych śladów obrażeń cielesnych. My obaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]