[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobra, teraz powiem wam, co jeszcze czeka was w najbliższym czasie - oznajmił
wielkodusznie sierżant. - Lecimy do OSR-u w Slimmarco, a raczej do bazy Mortstertoro, której
częścią jest OSR. OSR to Ośrodek Szkolenia Rekrutów, gdzie odbędziecie podstawowe
przeszkolenie wojskowe, dzięki któremu staniecie się twardymi, gotowymi na wszystko,
prawdziwymi żołnierzami. Nie wszyscy, naturalnie, bo połowa nie wytrzyma szkolenia i zostanie
pochowana z pełnym ceremoniałem wojskowym. Pamiętajcie, macie tylko dwie możliwości:
albo staniecie się dobrymi żołnierzami, albo będziecie martwi. Zrozumiecie, że kariera wojskowa
jest ciężka, ale uczciwa. Pojmiecie to z czasem, rzecz jasna.
- A co w niej jest uczciwego? - zdziwił się jeden z rekrutów, za co dostał kopa od
sierżanta.
- To, że wszyscy mają równe szansę. Możecie skończyć szkolenie albo odpaść. Powiem
wam coś. - Pochylił się ku nam, w efekcie czego co bliższych odrzuciło, gdy poczuli smród jego
oddechu. - Prawda jest taka, że zrobię wszystko, żeby odpadło was jak najwięcej. Każdy rekrut
odesłany do domu w trumnie zmniejsza nasze wydatki na zbędne szkolenie, a wam zaoszczędza
ran i śmierci na polu walki, gdyby tam dopiero delikwent się załamał. Rozumiemy się?
Jeśli uznać milczenie za wyraz zgody, to porozumienie zostało osiągnięte, chociaż
osobiście w to wątpiłem. Jedno musiałem jednak przyznać trepowi: choć nie ma instytucji
głupszej niż wojsko, to kieruje się ona jednak swoistą, pokrętną logiką, którą on potrafił wyłożyć
prosto i zrozumiale.
- Są pytania? - Sierżant wyraznie zamierzał zakończyć dyskusję.
- Tak, sir - wypaliłem. - Kiedy będziemy jedli?
- To się nazywa zdrowy żołądek. Większości, jak widzę, przeszedł apetyt.
- Myślę tylko o swoich obowiązkach, sir. %7łeby być dobrym żołnierzem, muszę być silny,
a żeby być silnym, muszę jeść, sir.
Zastanawiał się nad tym przez chwilę, co jako nieprzyzwyczajonemu do myślenia
musiało mu sprawić nieco kłopotu. Naturalnie doszedł w końcu do wniosku, który wywołał
typowe dla przedstawiciela tej profesji zachowanie.
- Właśnie zgłosiliście się na ochotnika, by pobrać racje żywnościowe - zdecydował,
używając typowej dla armii całej galaktyki formy ogólnowojskowej. - Pobierzecie je za tymi
drzwiczkami po lewej stronie burty. Ruszać się!
Ruszyłem się bardziej z głodu niż z jakiegokolwiek innego powodu. Byłem w wojsku, co
samo w sobie było nowiną tragiczną, ale zdążałem do bazy, gdzie Garth-Zennar-Zennor był
szychą, a to wyglądało już ciekawiej. Niestety, chwilowo zemsta musiała poczekać; jak się
zaaklimatyzuję, to pogadamy. Za drzwiczkami kryła się szafka, w której stało jedno pudło z
napisem: YUK-E. BOJOWE RACJE %7łYWNOZCIOWE
Podniosłem je i stwierdziłem, że jak na tylu głodomorów, jest podejrzanie lekkie.
- Podaj je, kretynie, a nie podziwiaj. - Moje zachowanie wyprowadziło sierżanta z
równowagi do tego stopnia, że zapomniał o ogólnowojskowej formie gramatycznej.
Dałem mu to coś.
To, co nam rozdał, przypominało kształtem i konsystencją połówki cegieł, zapakowane
do plastikowych woreczków.
- Racja ta wystarcza za całodzienne wyżywienie i zawiera wszystkie pierwiastki,
witaminy i kalorie, których potrzebujecie - instruował nas Klutz. - Otwiera się ją przez wsadzenie
paznokcia we wgłębienie oznaczone napisem TU WSADZI. Powoduje to otwarcie i odlepienie
się plastiku, który należy schować w formie nienaruszonej, gdyż po zjedzeniu racji udacie się do
tego tam kranu, napełnicie woreczki wodą i wypijecie ją. Macie na to minutę, gdyż po takim
czasie od chwili rozpakowania worek traci kształt i się kurczy. Należy wówczas starannie go
zwinąć i schować do okazania w czasie inspekcji, bo to jest urzędowo zatwierdzona
prezerwatywa, której wprawdzie przez dłuższy czas nie będziecie jeszcze potrzebować, ale którą
macie na stanie. A jak żołnierz ma coś na stanie, to ma to mieć. Teraz możecie jeść.
Przyznaję uczciwie, że spróbowałem. Jedzonko miało konsystencję pieczonej gliny i
smak psiego gówna. Z głodu i dzięki zdrowemu rozsądkowi zdołałem to przełknąć, instynkt
samozachowawczy zaś nie pozwolił mi się udusić. Zdążyłem w ten sposób do kurka przed
innymi i udało mi się napełnić worek wodą dwukrotnie, nim sflaczał. Westchnąłem, schowałem
go do kangurzej kieszeni i z niejakim zainteresowaniem obserwowałem kotłowaninę innych przy
wodopoju. Siedzenia zdążyły już wrócić do poziomu. Wypróbowałem jedno ostrożnie;
wytrzymało test, siadłem więc i prawie natychmiast zasnąłem.
Jak należało przewidzieć, obudziło mnie gwałtowne zetknięcie tyłka z podłogą.
Wyplątałem się ze skłębionej na pokładzie gromady i przy wtórze ryków sierżanta udało mi się
stanąć na nogi akurat w momencie, w którym pokład zawibrował silniej i znieruchomiał.
- Witamy na terenie OSR-u! - ryknął Klutz i otworzył drzwi, wpuszczając tuman kurzu i
sporo zimnego powietrza. Wygramoliliśmy się na zewnątrz i rozejrzeliśmy się po naszym nowym
domu. Nie robił szczególnego wrażenia. Jedno z bladych, czerwonych słońc opadało w chmurze
pyłu za horyzont, a sądząc po chłodzie i rzadkim powietrzu, baza musiała zostać zbudowana na
sporej wysokości. Wnioskując zaś z wymiarów, ulokowano ją zapewne na ogromnym
płaskowyżu, gdzie panowały wprawdzie dobre warunki lotne, ale za to kiepskie dla ludzi. Ziemia
zadrżała, gdy w oddali wystartował jakiś statek kosmiczny. Z kontemplacji wyrwał mnie głos
sierżanta wymachującego sporym notesem.
- Teraz zrobimy zbiórkę ze sprawdzaniem obecności! - poinformował nas donośnie. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]