[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uważał, by nie zdradzać się ze swymi myślami,
wieczór spędzili, tocząc lekką rozmowę z
mnóstwem wzajemnych przytyków. Było bardzo
wesoło.
Raz pochwyciła spojrzenie Harry'ego, gdy jej
się przyglądał. Serce na chwilę jej zamarło, a
potem zaczęło bić jak szalone. Teraz
uśmiechnęła się rozbawiona biegiem swoich
myśli, zupełnie nieodpowiednich dla skromnej
młodej kobiety.
Uśmiech nieco jej przygasł, gdy zaczęła
rozważać sens poszukiwań na terenie opactwa,
które planowali. Oliwia była święcie przekonana,
że młodą markizę zamordowano, ale Beatrice
taka możliwość wydawała się okropna.
Jak bardzo samotna musiała być lady Sywell,
zamknięta w wielkim domostwie sam na sam z
mężem potworem. Beatrice nigdy dotąd nie
zastanawiała się nad tym, teraz jednak
niespodziewanie poczuła wyrzuty sumienia.
Wszyscy dookoła zgrzeszyli wielkim brakiem
życzliwości! Może gdyby niektóre kobiety ze wsi
spróbowały się z nią zaprzyjaznić, zamiast
potępiać to małżeństwo, trochę podniosłyby tę
biedaczkę na duchu.
Beatrice westchnęła i wróciła do łóżka,
bardzo starając się przepłoszyć ponure myśli.
Wiedziała, że musi odpocząć, bo inaczej rano nie
będzie miała siły niczego zrobić.
- Dość tu dziko - stwierdził lord Dawlish, gdy
czwórka konspiratorów zebrała się następnego
dnia przy zachodniej bramie opactwa
Steepwood. - Dziwne miejsce. Prawie nieużytek,
jeśli sądzić na pierwszy rzut oka. Aż ciarki
przechodzą po plecach. - Dla dodania sobie
odwagi poklepał kieszeń surduta, w którym miał
ukryty niewielki, lecz śmiercionośny pistolet.
- Beatrice i ja pójdziemy w stronę jeziora -
zdecydował Harry. - Pogoda na szczęście nam
sprzyja, nie ma śladu mgły ani deszczu. Gdyby
grób miał gdzieś tu być, to raczej nie w pobliżu
zabudowań. Za bardzo rzucałby się w oczy.
Powinniśmy skupić się na miejscach, które są
osłonięte.
Percy z powątpiewaniem rozejrzał się
dookoła. Miło snuć plany w ciepłym salonie przy
kieliszku brandy, ale gdzie rozpocząć
poszukiwania w tej dziczy?
- Nie jestem pewien, czy to jest najlepszy
pomysł, Harry.
- Courage, mon brave! - zawołał Harry i
uśmiechnął się. - Krajobraz jest nieco
przygnębiający, ale wyobraz sobie, że po prostu
wyszliśmy zaczerpnąć świeżego powietrza. W
służbie markiza został podobno już tylko jeden
człowiek. Mało prawdopodobne, by ktokolwiek
nas tu niepokoił. Zresztą sam wiesz, co należy
mówić, gdyby ktoś protestował przeciwko naszej
bytności w tym miejscu.
- Spróbujcie z Oliwią obejść dawny ogródek
zielny - poradziła Beatrice. - Jest zarośnięty
chwastami, ale zaciszny i wciąż dość przyjemny.
Mur miejscami sypie się ze starości, ale nie jest
tam tak niemiło jak w pobliżu zabudowań
gospodarczych, no i nie tak niebezpiecznie.
Wiele starszych budynków może runąć w każdej
chwili.
- Powiada pani: ogródek zielny? To brzmi nie
najgorzej, panno Oliwio. - Percy odzyskał
humor. Poranek był słoneczny, więc spacer
zapowiadał się obiecująco, a przed wiatrem
wszyscy byli dobrze zabezpieczeni. Lord Dawlish
podał ramię Oliwii. - Przynajmniej będzie łatwo
zauważyć, jeśli ktoś ostatnio skopał tam grunt.
Przecież tu wszystko zdziczało... co za haniebne
niedbalstwo!
- Ruszamy? - Harry podał ramię Beatrice i
oboje zaczęli oddalać się od swoich towarzyszy. -
Percy ma rację. Ten plan narodził się z ducha
przygody, ale wcale nie będzie go tak łatwo
wykonać, jak zdawało się Oliwii.
- Moja siostra nie była tutaj od lat, więc nie
ma pojęcia, jak teraz wyglądają włości markiza -
powiedziała Beatrice. Nie wsparła się na
ramieniu Harry'ego, żeby nie zdradzić swoich
uczuć. - Adoptował ją brat mojej matki, o czym
zapewne pan wie. Ona była wtedy za mała, by
rozumieć, dlaczego rozdzielono ją z mamą, i bar-
dzo płakała przy odjezdzie. Krajało mi się serce,
to było takie okrutne. Nigdy nie zapomnę, z
jakim wyrzutem na nas patrzyła.
- Ale pani to rozumiała. - Harry uniósł brwi. -
Mimo to strata siostry musiała być bardzo
smutnym doświadczeniem.
- Tak samo jak dla moich rodziców strata
córki. Mama długo potem płakała. Nigdy nie
zrozumiałam tak naprawdę, dlaczego przystała
na propozycję Burtonów. Chociaż... Sądzę, że
lord Burton obiecał spłacić część długów
biednego papy. Och, to brzmi wręcz okropnie!
Mama chyba sądziła, że takie rozwiązanie
wyjdzie Oliwii na dobre.
- I prawdopodobnie wyszło - przyznał Harry.
- Oliwia korzystała z wielu przywilejów, o
których pani nie mogła nawet marzyć.
- Pod niektórymi względami
prawdopodobnie tak. Nie widzieliśmy jej bardzo
długo, a kiedy lady Burton przywiozła ją w
odwiedziny, wydawała się całkiem szczęśliwa.
Dopiero gdy miała prawie czternaście lat, zaczęła
pisać do mnie listy, chociaż ja pisywałam do niej
czasami, odkąd tylko ją od nas zabrano. Myślę,
że przez kilka lat była tam na swój sposób
szczęśliwa.
- Na pewno - potwierdził Harry. - Oliwię
rozpieszczano i psuto na wszystkie możliwe
sposoby. Wydaje mi się, że przynajmniej lady
Burton bardzo przejęła się tym, co ostatnio
zaszło. Może nawet cierpi z tego powodu.
- Przypuszczam, że to musi być dla niej
smutny okres. Szkoda, że jej mąż nie umiał się
zdobyć na więcej współczucia.
- Oliwia go zawiodła. Burton jest dumnym
człowiekiem, a dał jej wszystko, czego tylko
mogła zapragnąć pod względem materialnym.
- To naturalnie rozumiem, ale sądzę, że
gdyby naprawdę się o nią troszczył, mógłby
zachować się bardziej wielkodusznie. Papa nigdy
nie wyrzuciłby mnie z domu, bez względu na to,
co bym zrobiła.
- Może Burton przeżył tym silniejszy zawód,
że poświęcił jej wiele uwagi?
Beatrice popadła w zadumę, a tymczasem
podeszli do ruin, które musiały być domkami
służby w okresie, gdy opactwo zamieszkiwali
mnisi. Niektóre zabudowania runęły, a gruzy
pokryły się mchem i krzakami jeżyn. Przez wieki
domki wielokrotnie naprawiano i odnawiano,
ale w ciągu ostatnich osiemnastu lat nikt o nie
nie dbał.
- Z pewnością ma pan rację. Ja
doświadczyłam w domu rodziców prawdziwej
miłości. Nie sądzę, żeby Oliwia doznała tego
samego u Burtonów. Moim zdaniem, gdyby
kochali ją tak, jak powinni, to nie potraktowaliby
jej teraz tak okrutnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]