[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się odprężyli, czekając stosownej chwili.
 Czy ty naprawdę. . . czy ty to ja, naprawdę?  Vardia z wahaniem spytała
przybysza ze Slelcron, który nie spał tylko dlatego, że ponad liściem na głowie
przymocowany miał mały przyrząd przypominający lampę.
Tamten przez chwilę nie odpowiadał i intensywnie myślał.
 Jesteśmy tobą i jesteśmy czymś więcej, niż tobą  odpowiedział.  Po-
zostały wszystkie twoje wspomnienia, całe życiowe doświadczenia, wraz z milio-
nami naszych ze Slelcron. Jesteś częścią nas, a my jesteśmy cząstką ciebie.
 Jak to jest?  spytała.
 To jest najwyższe stadium, do którego każdy może dążyć  powiedział
stwór.  %7ładnej indywidualności, żadnej osobowości, którą można by przekupić.
%7ładnej zazdrości, chciwości, gniewu i tych wszystkich rzeczy, które są przyczyną
ludzkiej nędzy. Wszyscy podobni, wszyscy identyczni, wszyscy we wspólnocie.
Jako rośliny potrzebujemy tylko i światła słonecznego, a także dwutlenku wę-
gla do oddychania. Kiedy potrzebny jest następny osobnik, wytwarzamy ziarno
251
i łączymy je z Nagrywaczami; rośnie i zaraz po kwitnieniu przypomina nas. Na-
grywacze nie myślą, a pożywienie uzyskują z naszych ciał.
 Ale. . . co właściwie robicie?  spytała ciekawie.  Jaki cel ma wasze
życie?
 Powszechną szczęśliwość w stabilnym porządku  odpowiedział przy-
bysz ze Slelcron bez wahania.  Długo tęskniliśmy za możliwością rozszerzenia
syntezy. Teraz, poprzez to ciało i twoje doświadczenie, możemy wrócić do Czill,
by tam się powielać. Użyjemy urządzeń Czill do stworzenia syntezy zwierzęcia
z rośliną. W końcu ogarniemy cały Zwiat Studni i  przy pomocy Studni  się-
gniemy do najdalszych zakątków Wszechświata. Wszyscy zespolą się w syntezie
w jedność, wszyscy będą się cieszyli doskonałą równością i szczęściem.
Pomyślała chwilę:  A co będzie, jeśli ze zwierzętami nie wyjdzie?
 Na pewno się uda  powiedział tamten dufnie. Gdyby jednak nawet nie,
wówczas wyższe wyeliminuje niższe, tak jak to się zawsze dzieje w przyrodzie.
To nie ja  pomyślała. To nie mogę być ja. A może jednak? Czyż nie do tego
właśnie dąży moje społeczeństwo? Czy nie dlatego klonujemy, dlatego inżynieria
genetyczna ma zrobić z wszystkich identycznych, pozbawionych płci, zaopatry-
wanych pod każdym względem identycznie?
Nagle uderzyła ją pewna sprawa. Spytała:  A co zrobicie, kiedy już osią-
gniecie tę wszechogarniającą syntezę? Co wtedy?
 Wtedy będzie doskonałość, harmonia i pełnia szczęścia  odpowiedział
jej rozmówca ze Slelcron, jak gdyby recytował litanię.  Nasze będą niebiosa
po wsze czasy. Dlaczego zadajesz takie pytanie? Czyż nie jesteśmy tobą? Czy
faktycznie nie przyjęłaś ofiarowanej syntezy?
Pytanie sprawiało jej kłopot, bo nie miała nań żadne,; odpowiedzi. Co się
zmieniło? Jak mogły ścieżki Vardii I i Vardii II rozejść się tak mocno w ciągu
ostatnich kilku tygodni, że takie pytanie w ogóle mogło jej przyjść do głowy?
Odwróciła się i jej oczy spoczęły na Wu Ju-li i Nathanie Brazilu. Pomyślała,
że są w pewnego rodzaju symbiozie Było to widoczne niezależnie od tego, ja-
ką postać przybierali. Gdy mógł bez problemu uwolnić się od czarów w Ivrom,
zaryzykował samym sobą, by ją uwolnić.
Usiadła, a chłód nocy sprawił, że twardą wstęgę Alei czuła pod sobą niczym
kostkę lodu.
Co takiego widziała, czego jej siostra nie dostrzegła? Emocja? Miłość? Jakiś
inny rodzaj związku? Delikatność? Co?  Co widziała jej siostra? Naród wiel-
kich owadów, pilnie zajętych próbą zapanowania nad innymi. Hain. Skander. Ten
niesamowity Stwór z Północy. Zwiat maszyn. Są czymś tak różnym od Natha-
na Brazila, Wuju i Varnett, z tymi siedmioma ludzmi, których prawdopodobnie
i tak nie mógł uratować. Poczucie winy dlatego, że się zrobiło właściwą rzecz?
Niemożliwe! A jednak  pamiętała, jak przyleciał wczesnym rankiem, niosąc
umęczone, połamane ciało Brazila. Wyczerpany, osłabiony, na wpół oszalały od
252
ciężaru, który dzwigał, ale odmawiający snu i jedzenia, dopóki Brazilem nie za-
jęto się jak trzeba. Stojący nad tym ciałem, tylko technicznie żywym, roniący łzy.
Dlaczego?
Pomyślała znowu o przybyszu ze Slelcron i jego marzeniach. Doskonałe spo-
łeczeństwo. Niebo. Na zawsze. Markowianie przecież to mieli, osiągnęli szczyto-
wą fazę materialnego bytu. A jednak, z rozmysłem zniszczyli to, dając początek
śmierci, nędzy, bólowi i walce w niezliczonych światach i w nieprzeliczalnych
postaciach. A zresztą  co to jest doskonałość? Czego brakowało Markowianom,
że wielkie marzenie okazało się kłamstwem?
Brazil powiedział:  Zapomnieli, co to miłość.
 A co to jest miłość? Czy my już o tym zapomnieliśmy?
Ta myśl nie dawała jej spokoju i nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego. Po raz
pierwszy w życiu czuła się wyobcowana, samotna, na zewnątrz, porzucona.
Oszukana.
Poza tym nie wiedziała, czego jej brakuje.
Po raz pierwszy, i być może jako pierwsza istota w Zwiecie Studni, wiedziała,
jakie to niszczycielskie uczucie być kimś z cywilizacji Markowa. Czy to właśnie
odczuwał Nathan Brazil? Czy właśnie dlatego czuł, że jest przeklęty? Czy żył
przez tysiąclecia szukając brakującego ogniwa snu Markowian, ciągle licząc na
to, że ktoś go znajdzie?
Ale jednak nie  pomyślała. Wiedział, co to było. Próbował to wytłumaczyć.
Nagle wzdrygnęła się, ale nie od chłodu. Nigdy nie zapuszczała się tak głębo-
ko w rozmyślaniach, nigdy przedtem nie stanęła tak blisko wobec chłodu rzeczy-
wistości.
O, nieistniejący, nieczuli bogowie!  pomyślała gorzko. Cóż za przekleństwo,
straszniejsze niż cokolwiek dostępne wyobrazni. A jeśli to Nathan Brazil miał to,
czego brakowało  gdzieś, w głębi, i tylko on?
 Cześć, Vardia  powiedział ktoś za nią. Odwróciła się i zobaczyła stojącą
Wuju.  Siedziałaś tu bardzo długo, wyglądając tak dziwnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •