[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rze. Nic nie wróżyło wojny i nieszczęścia. Tylko niezliczone serca ludzkie biły niespokojnie w
przededniu zbliżającej się katastrofy.
Oby nie nastał ten dzień,
Gdy dzikie hordy wojenne
PrzetoczÄ… siÄ™ przez tÄ™ cichÄ… dolinÄ™.
Przyszły Hansowi do głowy słowa poety. Pocieszał się, że jego miasto rodzinne leżało w
środku Niemiec, a nie przy granicy, gdzie groziło największe niebezpieczeństwo.
Po chwili wstał i wolnym krokiem wrócił do domu. W salonie chciał zaczekać na brata. Po-
patrzył w górę, ku oknom matki. Czy ona może dzisiaj w ogóle spać?
R
L
T
XIX
Norbert pojechał do miasta kolejką elektryczną. Było już wpół do dziesiątej, gdy dotarł do
mieszkania Henny. Na większości ulic panował jeszcze ożywiony ruch. Ale dzielnica, w której
mieszkała Henny, leżała nieco na uboczu i było tu już zupełnie cicho.
W mieszkaniu pani Röhming paliÅ‚o siÄ™ Å›wiatÅ‚o, choć caÅ‚y dom tonÄ…Å‚ już w ciemnoÅ›ciach.
Przeskoczył szybko kilka schodków w korytarzu i nacisnął na dzwonek.
Otworzyła Henny i wyciągnęła do niego ręce. On wziął ją w ramiona i całował. Wreszcie
dziewczynie udało się zaprowadzić go do małego salonu.
Pani Röhming siedziaÅ‚a w fotelu ze skrzyżowanymi na piersiach rÄ™koma. SiedziaÅ‚a tak już
od kilku godzin i czekała na mężczyznę, który zdobył serce jej Henny.
Gdy Norbert wszedł, podniosła się i bez słowa podała mu rękę, w jej oczach zamigotały łzy.
Norbert złożył na jej dłoni pocałunek.
 Droga, łaskawa pani... proszę mi wybaczyć, że nachodzę panie o tak póznej godzinie. Nie
odważyłbym się na to, gdyby nie nadzwyczajne okoliczności. Nie mogłem niestety przyjść wcze-
śniej... a do jutra nie chciałem czekać.
Pani Röhming mocno trzymaÅ‚a jego rÄ™kÄ™ i popatrzyÅ‚a na niego z wielkÄ… powagÄ….
 Czasy, które teraz przeżywamy, panie Falkner, łamią wszelkie konwenanse. Jeśli minuty
stają się cenne, to nie można tracić godzin na względy natury formalnej. Serdecznie pana witamy
 powiedziała.
 Dziękuję pani z całego serca za to sympatyczne przyjęcie. Wie pani z pewnością od
Henny, co mnie przywiodło w te progi. Przychodzę do matki mojej Henny, aby ją prosić o powie-
rzenie mi szczęścia córki, gdybym wrócił cały i zdrów z wojny. Czy zechce to pani uczynić?
Pani Röhming wzięła rÄ™kÄ™ Henny i zÅ‚ożyÅ‚a jÄ… w jego rÄ™ku.
 Wiem od Henny, panie Falkner, że pańska matka nie powinna się jeszcze o tym dowie-
dzieć i że nie dała jeszcze swego błogosławieństwa. Z pewnością ma pan powody, dla których chce
pan to teraz przemilczeć. Mimo to ja daję panu i mojej Henny matczyne błogosławieństwo, aby
przynajmniej na razie jedna matka przypieczętowała wasze narzeczeństwo. Pobłogosławione jest
ono już przez waszą miłość, która jest na tyle mocna, aby przetrwać przeciwności, które niesie ze
sobą los. Jeśli tylko pan wróci, wtedy wszystko znajdzie swoje rozwiązanie. To jest teraz nasze
największe zmartwienie.
Norbert ucałował raz jeszcze jej dłoń.
 Dziękuję pani jak najserdeczniej za te słowa  odparł głęboko poruszony.
R
L
T
Potem wziął w ramiona Henny i czule ją ucałował.
Pani Röhming poprosiÅ‚a go o zajÄ™cie miejsca, a on przyciÄ…gnÄ…Å‚ Henny i usiedli obok siebie.
Trzymali się za ręce, jakby nie chcieli się już nigdy rozdzielić.
I tak minęła godzina wypełniona gorączkową rozmową, wszyscy troje byli bowiem niespo-
kojni o przyszÅ‚ość. Wreszcie Norbert pożegnaÅ‚ siÄ™ z obiema kobietami, ucaÅ‚owaÅ‚ dÅ‚oÅ„ pani Röh-
ming. Henny odprowadziła go do drzwi. Tam znów wziął ją czule w ramiona i ucałował żarliwie.
 Dobranoc, Henny! Jutro znowu zobaczymy się w firmie. Musimy jeszcze wiele omówić,
także w sprawach fabryki. Tak krótko możemy być z sobą sam na sam. Czy zostaniesz jutro trochę
dłużej w atelier? Dopóki pracują kreślarze, nie możemy swobodnie porozmawiać.
Popatrzyła na niego rozmarzona.
 Zostanę tak długo, jak zechcesz, Norbercie  odparła bez zastanowienia.
Wpatrywał się w jej błyszczące oczy, które obiecywały mu tak wiele szczęścia, a które tak
bardzo długo nie będą na niego spoglądać. W nagłym porywie przygarnął ją do siebie raz jeszcze i
namiętnie całował jej usta, oczy i ukochane ręce.
 Ty moje największe szczęście, że też muszę cię zostawić... być może na zawsze  bole-
sny jęk wydobył się z jego ust.
Zadrżała, chwyciła jego głowę w swoje dłonie i popatrzyła mu uważnie w oczy.
 Nie, nie na zawsze, Norbercie. Wiem, że wrócisz. Moje uczucie jest tak silne, że przy-
ciągnie cię swoją siłą. A moja wiara w naszą wspólną, szczęśliwą przyszłość będzie ci towarzyszyć
i będzie cię chronić. Siła mojej miłości obroni cię przed kulami wroga. Tak mocna jest moja wiara
w twój szczęśliwy powrót, że nic nie może ci się stać.
Powiedziała to z tak wielkim przekonaniem, że on zaraził się jej pewnością.
 Moja Henny, moja dumna, dzielna Henny, oby Bóg dał, że będziesz w przyszłości moją
szczęśliwą Henny. Jeszcze raz życzę ci dobrej nocy, kochanie. Jutro znowu się zobaczymy. A dalej
już nie chcę wybiegać myślą.
Jeszcze jeden pocałunek... i wybiegł z jej domu.
Henny nasłuchiwała, aż umilkły jego kroki. Przycisnęła ręce do rozdygotanego serca.
Bądz dzielna... dzielna, Henny! Jeśli będziesz dzielna i nieugięta, wtedy los odda ci go ca-
łego i zdrowego. Pamiętaj o tym!
Następnego ranka pani Bettina podniosła się z łóżka zmęczona, miała za sobą nieprzespaną i
bardzo niespokojną noc. Próbowała jednak zachować spokój i równowagę. Punktualnie zjawiła się
na śniadaniu. Annelies właśnie siadała do stołu.
 Czy moi synowie jeszcze nie zeszli, panno Annelies?  spytała.
Dziewczyna przeraziła się, widząc bladą jak kreda i zmęczoną twarz pani Bettiny.
R
L
T
 Obaj panowie byli już tutaj, wyszli do ogrodu  odparła.
Pani Bettina podeszła do okna i wyjrzała przez nie. Jej synowie stali tuż obok siebie i spo-
glądali w dół, na zabudowania fabryczne, gdzie właśnie zaczynano pracę. Szeroką drogą od bramy
zmierzali do swych stanowisk robotnicy. Syreny ogłaszały kolejny dzień pracy. Z tartaku docho-
dziły miarowe dzwięki pił. Oczy pani Bettiny napełniły się łzami. Domyślała się, że synowie że-
gnali się z tym widokiem, który był uosobieniem pokoju.
Bracia odwrócili się i zobaczyli w oknie matkę. Przebiegli szybko przez werandę i weszli
pospiesznie do jadalni. Jak każdego ranka pozdrowili ją i ucałowali jej rękę. Ale jak inny był ten
poranek od poprzednich.
W ciszy jedli śniadanie i starali się nie okazywać, jak ciężko im było na sercu. Annelies na-
pełniała filiżanki i podawała koszyczek z pieczywem. Ręce drżały jej przy tym, a zaczerwienione
oczy świadczyły o wylanych łzach. Nie uszło to uwagi pani Bettiny.
Biedne dziecko! I ona martwi się o kogoś kochanego. Z pewnością oddała swe serce komuś,
kto także musi wyruszyć na wojnę  pomyślała.
Hans nie miał odwagi popatrzeć w twarz narzeczonej, unikał widoku jej zatroskanego obli-
cza, aby nie stracić z trudem utrzymywanego spokoju.
Bracia omawiali teraz z matką najróżniejsze kwestie dotyczące funkcjonowania fabryki. Ju-
tro rano miało się okazać, którzy z robotników powołani zostali do wojska. Za szczęście mogli
uważać fakt, że większość z nich od bardzo wielu lat pracowała u nich, tak że załoga składała się
zaledwie w jednej czwartej z młodych ludzi, i tylko oni z pewnością będą musieli wyruszyć na
wojnę. Hermsdorf także był już w podeszłym wieku, a więc nie podlegał służbie wojskowej. Pozo-
stanie zatem u boku pani Bettiny.
 Będzie więc tak jak przed laty, gdy byliście jeszcze w szkole i nie mogliście kierować
przedsiębiorstwem  powiedziała wzdychając pani Bettina.  Hermsdorf i ja zadbamy już o to,
aby fabryka nie zardzewiała, dopóki wy jesteście z dala od nas. Tylko jedno mnie martwi... wy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •