[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ny'ego. Godzinę po przywiezieniu go do szpitala. Bała
się, że Johnny umrze. Zrezygnowała więc z wyjazdu
z San Francisco i pojechała do niego. W szpitalu
dowiedziała się, że jest w bardzo złym stanie. Nie miała
serca go opuścić.
I tak zaczęły płynąć długie godziny, spędzane u boku
nieprzytomnego Johnny'ego.
Minęło wiele dni, zanim zdecydowała się wyprowa
dzić z hotelu. Colleen zaproponowała jej i Joe'emu
zamieszkanie w zamkniętej po śmierci jej ojca posiadło
ści Douglasów. Lacy wolała jednak wprowadzić się na
parter domu na Telegraph Hill, do kawalerskiego miesz
kania Camerona, bo było małe i, mając pod bokiem
SZALEŃSTWO LACY
58
SZALEŃSTWO LACY
przyjaciela, czuła się tam bezpieczna. Joshua wynajął
nawet ochroniarza, niejakiego Bourne'a, dbającego o jej
bezpieczeństwo.
Lacy poczuła się spokojniejsza. Zapisała nawet
Joe'ego do tej samej szkoły, do której chodziła Heather,
córka Joshui. Zaprzyjaźniła się ponadto z jego dziew
czyną, Honey, i z jej pasierbem o imieniu Mario.
Na Telegraph Hill było Lacy bardzo dobrze. Miejsce to
polubił nawet Joe, który z trudnością przystosowywał się
do nowych warunków.
Wiedziała jednak, że kłopoty wcale się nie skończyły.
Zarówno Colleen, jak i Joshua ostrzegali Lacy, że
dopóki Cole jest na wolności, dopóty jej i Joe'emu grozi
niebezpieczeństwo. Niestety, policja miała na ten temat
odmienne zdanie. Bagatelizowała sprawę. Wdowie po
senatorze odmówiła przydzielenia stałej ochrony.
Ze względu na bezpieczeństwo synka Lacy nie wolno
było dłużej pozostawać w San Francisco. Teraz, kiedy już
wiedziała, że Johnny wyzdrowieje, mogła spokojnie
wyjechać.
Innocence Lescuer podniosła się zza biurka i stanęła
obok Lacy przy oknie.
- To duże miasto. Ale nie zdoła pani w nim się ukryć
- powiedziała ze smutkiem. - Ani uciec.
Lacy przełknęła nerwowo ślinę.
- Przynajmniej spróbuję.
- Niewłaściwy wybór może fatalnie zaważyć na całym
życiu człowieka.
- Dlatego właśnie przestałam dokonywać wyborów.
- Lacy sięgnęła po torebkę i ruszyła do drzwi. - Pani
doktor, proszę zrobić to dla mnie i zaopiekować się
Johnnym. Zajmowanie się pacjentami to zadanie pani, nie
moje - dodała. -
Innocence Lescuer podniosła głowę.
SZALEŃSTWO LACY
59
- Pan Midnight miał wielkie szczęście. Mimo ciężkich
obrażeń nie doznał uszkodzenia mózgu. Widziałam ludzi,
którzy musieli uczyć się raczkować, zanim zaczęli pono
wnie chodzić, którzy uczyli się wiązać sznurowadła,
krawat, jeść i ubierać się. Pan Midnight odzyska zdrowie.
Tym szybciej, im dłużej pani przy nim zostanie.
- To dobrze. Bardzo dobrze. Naprawdę się cieszę.
Lecz...
- Muszę pani o czymś powiedzieć. Nie zapisałam
tego w karcie pacjenta i nie mówiłam o tej sprawie
nikomu.
- Nie przekona mnie pani, żebym...
- Proszę posłuchać. - Doktor Lescuer nabrała głęboko
powietrza. - Zanim pan Midnight odzyskał przytomność,
bez przerwy powtarzał pani imię. Wyglądało na to, że
chce coś pani przekazać. Wreszcie powiedział. Że wie od
Sama, iż ma pani poważne kłopoty.
- Od Sama? - zdumiała się Lacy. Na samo wspo
mnienie męża zrobiła się blada jak ściana. - Jest pani tego
pewna? - spytała lekarkę.
-Tak.
- To niemożliwe. Jakaś koszmarna pomyłka. Przecież
mój mąż nie żyje!
- Pani Douglas, to musi być jednak coś ważnego
- upierała się doktor Lescuer.
- Mój mąż nie żyje. Czy pani słyszy, co mówię? - Lacy
podniosła głos. Pociemniało jej przed oczyma. Ujrzała
plamę krwi sączącej się spod drzwi prowadzących do
sypialni męża. A potem czubek lufy pistoletu, roz-
bijającej szybę w jego pokoju.
- Sam został zamordowany - odezwała się cichym,
drżącym głosem. - Jego zabójca czyha teraz na mnie.
- Pan Midnight wymawiał wyraźnie imię pani męża.
Twierdził, że to Sam powiedział mu o tym, iż grozi pani
SZALEŃSTWO LACY
śmiertelne niebezpieczeństwo. Pan Midnight tylko dlate
go wycofał się z tunelu, ponieważ chciał ratować panią.
- Z jakiego tunelu? O czym pani mówi?
- Pacjenci na granicy śmierci często go widzą. To
udokumentowane wyznania. Pan Midnight widocznie też
miał podobną wizję. I tylko świadomość, że musi ratować
panią, sprawiła, iż tak zajadle walczył przez dwa miesią
ce, żeby pozostać przy życiu.
Rozszerzonymi oczyma Lacy popatrzyła na lekarkę.
- Pani, jako poważny człowiek, neurochirurg, nie
powinna traktować serio takich bezsensownych opowia
dań.
- Traktuję serio wszystko, co może pomóc moim
pacjentom - odparła Innocence Lescuer. - Obawiam się,
że jeśli zostawi pani Midnighta samego, może nie
zechcieć dłużej walczyć o przetrwanie. Zwłaszcza teraz,
kiedy tak bardzo się boi. Kiedy jest niepewny swojej
przyszłości.
- Zawsze był ogromnie pewny siebie. Za bardzo.
Dlatego przed laty zerwaliśmy naszą znajomość.
- Może nie był tak silnym człowiekiem, za jakiego
pani go uważała.
- Zjawiłam się w szpitalu po to, żeby się z nim
pożegnać.
- Przyszła pani nie tylko dlatego. W przeciwnym razie
nie pozostałaby tu pani przez tyle dni.
- Nie... - Lacy sięgnęła do klamki. Pragnęła jak
najszybciej uciec z gabinetu lekarki i skończyć tę przykrą
rozmowę.
- Jeśli zgodzi się pani pozostać, obiecuję ścisłą
współpracę - namawiała doktor Lescuer.
- Muszę już iść. Muszę. I... więcej nie wrócę.
- Może pani sama zaraz uwolnić z więzów pana
Midnighta. Zezwalam na to. - Lekarka zrobiła krok
60
SZALEŃSTWO LACY
61
w stronę Lacy. - I obiecuję, że Olga Martinez więcej nie
będzie się nim zajmowała.
Lacy nie potrafiła już dłużej słuchać słów Innocence
Lescuer. Wypadła do holu, rzuciła się w stronę wind
i nacisnęła nerwowo czarny guzik. Chciała jak najszyb
ciej znaleźć się poza terenem szpitala.
Windy nie nadjeżdżały. Obie utknęły gdzieś na gór
nych piętrach.
Lacy pobiegła do klatki schodowej.
Uciekała od Johnny'ego, w trosce o własne życie.
Zbiegła na parter i po chwili otworzyła frontowe
drzwi.
Zobaczyła przed sobą grupę ludzi. Od razu ich
rozpoznała. Był to personel szpitalny, który właśnie
przyszedł objąć nocną zmianę.
Po szerokich, kamiennych schodach kroczyła w górę
Olga Martinez.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
W pokoju panował półmrok.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]