[ Pobierz całość w formacie PDF ]
je ze złością. On lubi, żeby kobieta była głodna!
A niech go... Głupie szmaty! Zwinęła wszystko
razem, wsunęła pod pachę i zanim weszła do stajni,
wrzuciła do pojemnika na odpadki. Potem te brudy
spali się razem z workami po paszy.
Do stajni wmaszerowała dziarskim krokiem. Nie-
stety, oprócz koni ktoś tu jeszcze był. No tak!
Oczywiście Cole Slater! Czyścił swego pięknego
ogiera. I już ją zauważył.
Nie pozostawało więc nic innego, jak stanąć
z Cole em twarzą w twarz i doświadczyć na sobie
jego spojrzenia. To spojrzenie było przeciągłe, niby
pełne zadumy, a jednocześnie w jakiś sposób obceso-
we. No cóż, tego mężczyzny raczej nie należało
posądzać o nadwrażliwość czy wytworne maniery.
Po chwili jednak szare oczy zrobiły się srebrzyste, ich
właściciel się uśmiechnął i Kristin od razu poczuła się
troszkę razniej.
Dobrze spałaś?
Niestety, w tym pytaniu była szczypta ironii.
W milczeniu skinęła głową i skierowała się do Debiu-
tantki. Nie doszła, bo silna dłoń osadziła ją w miejscu.
Dokąd chcesz jechać?
Na północne pastwisko. Muszę zobaczyć, co
z ogrodzeniem. Powinnam była zrobić to wczoraj,
ale...
Za wszelką cenę 83
Ja tam pojadę. Razem z Pete em.
Dlaczego nie ja? To moje ranczo, panie Slater!
Wiem, panno McCahy. Ale skoro już ubiliśmy
ten nieszczęsny interes...
Nieszczęsny!
Nie po raz pierwszy miała ochotę go uderzyć i nie
po raz pierwszy w ostatniej chwili złapał ją za rękę.
Przepraszam, Kristin, to było niezręczne...
To ja przepraszam! Przepraszam, bo wydaje mi
się, że jesteś bardzo rozczarowany.
Powiedziała to ostro, prawie pewna, że on teraz,
zawstydzony, pochyli głowę. Niestety, to ona zwiesi-
ła głowę, a on prawdopodobnie uśmiechał się nadal.
Nie, Kristin. To... przeszło moje najśmielsze
oczekiwania. I wcale nie chciałem cię obrazić. Po
prostu chciałem ci powiedzieć, że skoro mam cię
pilnować, to pilnuję. I nie wolno ci się na krok oddalać
od domu.
Ale...
%7ładnych ,,ale , Kristin. I nie próbuj się wymy-
kać. Szlag by mnie trafił, gdyby się okazało, że
zwiałaś, a oni zgarnęli cię tuż pod moim nosem.
Jednak...
Kristin! Mówiłem. Zostaję, ale ja tu rządzę.
Nigdzie stąd się nie ruszasz.
Cole...
Jeśli koniecznie musisz dokądś jechać, to tylko
ze mną.
Czytyprzypadkiemnie przesadzasz? wybuch-
nęła w końcu. Zapłaciłam ci, żebyś został, a nie za
to, żebyś mną dyrygował.
Zapłaciłaś? Aha. I wyobrażasz sobie, że po
84 Heather Graham
jednej nocy spędzonej z tobą jestem już twoim sługą
i podnóżkiem.
Ja sobie tylko wyobrażam, że na pewno nie
jesteś dżentelmenem z Południa.
A mówiłem, że nim jestem?
A czy ty w ogóle jesteś z Południa?
Czy to takie ważne, skąd jestem?
Może jest ważne!
Nagle chwycił ją za rękę. Kary ogier, zaniepokojo-
ny gwałtownym ruchem, rzucił łbem.
Nie, Kristin powiedział Cole twardym gło-
sem, patrząc jej prosto w oczy. To nie jest ważne.
Nic, co dotyczy mojej osoby, nie jest ważne.
%7ładnych pytań, Kristin. %7ładnych zobowiązań. Pa-
miętaj o tym.
Będę pamiętała, panie Slater wysapała, wy-
szarpując rękę. Odwróciła się bez słowa i poszła do
boksu Debiutantki. Głaszcząc klaczkę po ciepłym
wielkim policzku i aksamitnych chrapach, szepnęła
jej do ucha, że na razie nie będzie przejażdżki. Ale jak
ten człowiek, ten tam, przy tym karym ogierze,
wyjdzie ze stajni, to kto wie...
Co oczywiście byłoby idiotyczne. Przecież zdrowy
rozsądek podpowiada, że teraz powinna być nad-
zwyczaj ostrożna. Tylko jak ona to wytrzyma?
Siedzieć w domu, jak jakieś zwierzę w klatce...
Zrezygnowana, poklepała klaczkę po szyi i starając
się zachować przynajmniej resztki godności, z pod-
niesioną głową ruszyła ku drzwiom.
Kristin! zawołał za nią Cole. Poczekaj!
Zatrzymała się. Nie patrzył na nią. Dalej szczot-
kował zawzięcie i tak już lśniące boki swego konia.
Za wszelką cenę 85
Dlaczego nie przeniesiesz swoich rzeczy do tej
dużej sypialni? Tam jest o wiele więcej miejsca.
Co?!
Słyszałaś, co powiedziałem. Przenieś się do tej
dużej sypialni.
Ale przecież wtedy wszyscy o wszystkim się
dowiedzą! I właściwie, co ty sobie wyobrażasz? Ile
razy mam ci...
Płacić za przysługę? dopowiedział uprzejmie.
Nadal zajęty był przede wszystkim swoim koniem.
Przejechał jeszcze parę razy szczotką po grzbiecie,
poklepał konia i dopiero wtedy spojrzał na Kristin. Ta
przysługa jest dla mnie trochę niebezpieczna, i ty o tym
dobrze wiesz, Kristin. A poza tym właśnie o to chodzi.
Niech wszyscy wiedzą, gdzie ty teraz sypiasz... i z kim.
Ale...
Ja ustalam reguły gry, panno McCahy.
Cole, proszę! Ja nie mogę tego zrobić!
Możesz. I Delilah zrozumie, dlaczego to zrobi-
łaś. Tak samo Shannon, Sam, Pete. Wszyscy. I mam
nadzieję, że dotrze to i do Zeke a Moreau.
Do domu wpadła jak burza. Przepełniona prag-
nieniem, aby jakaś czarodziejska siła przemieniła ją
w mężczyznę. Wtedy mogłaby uciec z domu i wstą-
pić do armii. Wszystko jedno, do której. Najważniej-
sze, żeby to było wojsko walczące z Quantrillem
i jego bandą.
Do holu zajrzała Delilah.
Panienko Kristin? Może panienka by nam po-
mogła przy tych konfiturach? Trzeba mieszać,
a Shannon napełnia słoiki i zakleja woskiem.
86 Heather Graham
Naturalnie, Delilah.
No cóż, wojsko musi na razie poczekać. W kuchni
Shannon powitała ją szerokim uśmiechem.
Widziałaś się z Cole em?
Tak. Rozmawiałam z nim.
Shannon skinęła głową. Było jasne, że ona zaapro-
buje wszystko, co wymyśli Cole Slater. Tak samo
Delilah, Sam i Pete. Czyli to oni wszyscy poszaleli,
zadecydowała Kristin, i wyrzuciła z siebie jednym
tchem:
Cole chce, żebym zamieszkała razem z nim
w sypialni papy.
Słoik z konfiturami, który Shannon zaklejała wos-
kiem, poleciał na podłogę. Na stół opadło ciasto
zagniatane przez Delilah. Obie, Shannon i Delilah, na
chwilę wlepiły oczy w Kristin, potem spojrzały na
siebie. I żadna z nich nie odezwała się ani słowem.
Proszę, powiedzcie coś powiedziała Kristin
błagalnym głosem. Pomóżcie mi.
Nie możesz tego zrobić odezwała się stanow-
czym głosem Shannon i przykucnęła, aby pozbierać
z podłogi kawałki szkła.
Tak, tak, nie można, panienko poparła ją
Murzynka.
Ale... Shannon przerwała na chwilę zbieranie
szkła i spojrzała na siostrę. To jest zupełnie ktoś
inny niż Zeke Moreau. Może powinnaś to zrobić...
No nie jęknęła Kristin, opadając na fotel przed
kominkiem. I tylko dlatego mam sypiać z tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]