[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Obawiał się, że jego serce nie wytrzyma tempa.
Cztery lata minęły od jego rozwodu, a takiego po­
żądania nie czuł znacznie dłużej. Nawet na początku
znajomości z Daphne świat nie znikał mu z oczu tak
jak teraz.
Kiedy zabrakÅ‚o mu tchu, odsunÄ…Å‚ siÄ™ odrobinÄ™ i wy­
powiedział jej imię, bojąc się, że Liza obróci się na
pięcie i odejdzie. Ona tymczasem zaczęła całować go
w brodę, aż ponownie dotarła tą drogą do jego warg.
No i jak mógł się jej oprzeć?
MiaÅ‚a na sobie dżinsy. Nick poÅ‚ożyÅ‚ rÄ™kÄ™ na jej bio­
drze, by ją przytrzymać, by nie straciła równowagi,
by upewnić się, że może ją dotykać, gdzie tylko zechce.
Czas przestaÅ‚ istnieć, nie liczyÅ‚o siÄ™ nic, co ich dzie­
li. Liczyła się tylko Liza.
Ale była też Bonnie, o czym nagle przypomniało
im stukanie do drzwi. Gospodyni nie dała im wiele
czasu, pukając, bo nacisnęła zaraz klamkę.
- Kolacja już go... - zaczęła. - Jak bÄ™dziecie go­
towi - dodała z uśmiechem, znikając co prędzej za
drzwiami.
Liza schowała twarz, przytulając czoło do koszuli
Nicka.
- Przepraszam - powiedział cicho. - Poniosło
mnie, ale przynajmniej wiesz, o co chodzi. Chciałbym,
żebyÅ› zostaÅ‚a, ale jeżeli bÄ™dziesz zbyt blisko, nie obie­
cuję, że to się nie powtórzy.
Postawił sprawę jasno i uczciwie i ufał, że Liza mu
wybaczy. Przypatrywała mu się. Nie było w jej spój-
JUDY CHRISTENBERRY
144
rzeniu strachu, złości, odrazy, nie było żadnej z emocji,
których siÄ™ obawiaÅ‚. JednoczeÅ›nie nie potrafiÅ‚ nic z te­
go spojrzenia wyczytać.
Może jest w szoku, wytłumaczył sobie.
O nim z pewnością można tak powiedzieć. Nie był
dotąd świadomy, że z każdą chwilą będzie mu trudniej
myśleć o Lizie w kategoriach pacjentki.
Zmusił się, by wypuścić ją z uścisku.
- Chyba... chyba pójdę pomóc w kuchni.
I zapanować nad sobÄ…, powinien dodać, bo jego cia­
ło miało za nic wszelakie przestrogi i zdecydowanie
nie chciało pozbyć się Lizy.
Zresztą Nick w ogóle nie zgodziłby się przysiąc,
że bÄ™dzie kiedykolwiek gotowy na jej odejÅ›cie. Po­
mogła mu doraznie, postępując krok do tyłu. Ręce/
opadły mu bezwładnie, jakby straciły rację bytu.
Wzrok Lizy był utkwiony w wargach Nicka. Nick
myślał o tym, żeby dotknąć znów jej ust, kiedy jakiś
hałas przywrócił go do rzeczywistości. Czyżby Bonnie
podsłuchiwała? Odsunął się jeszcze od Lizy, zażenowany,
że tym wieku tak doszczętnie brak mu opanowania.
Jeszcze bardziej żaÅ‚osny byÅ‚ dla niego obraz męż­
czyzny, który przeżywa kryzys wieku średniego i traci
głowę dla jakiejś czarującej lolitki. Swoją drogą, nie
jest jeszcze taki stary, Liza zaÅ› wcale nie ma zamiaru
go uwieść.
CieszyÅ‚by siÄ™, gdyby tak byÅ‚o. Tak, nie ulega wÄ…t­
pliwości, że całkiem pomieszało mu się w głowie.
- Muszę iść - rzekł i czmychnął z pokoju.
DUET Z SOLISTK 145
Liza patrzyła skołowana na drzwi.
Właśnie przeżyła najbardziej niezapomniane chwile
swojego życia. WydawaÅ‚o jej siÄ™ przed laty, że byÅ‚a za­
kochana w mężczyznie, który wybraÅ‚ zamiast niej pie­
niÄ…dze jej matki. A kiedy ów mężczyzna odszedÅ‚ z owy­
mi pieniędzmi, była przekonana, że ma złamane serce.
Jakże się myliła. Dopiero teraz poznała naprawdę,
jak to jest, kiedy ziemia ucieka spod nóg w czyichś
ramionach. Dopiero Nick naprawdę zabrał jej serce.
Miała wrażenie, że straciła je na zawsze.
Była bezradna.
Nick nie ukrywał, że interesuje go wyłącznie seks.
A Liza, rzecz jasna, pragnęła o wiele więcej. Tylko
co miaÅ‚a mu do zaofiarowania? Do tej pory same kÅ‚o­
poty i wcale nie była pewna, czy Nick będzie jej nadal
pragnął, kiedy sprawa wreszcie się wyjaśni.
Nie mogÅ‚a siÄ™ zdecydować, czy czekać do zakoÅ„­
czenia sprawy z wyznaniem swoich uczuć. Chciała mu
powiedzieć, że jego ramiona, pocaÅ‚unki... no po pro­
stu, że nawet Nowy Jork z nim przegrywa.
Opuściła pokój z podniesioną głową. Nie będzie się
przecież wstydzić pożądania ani przepraszać mężczy­
zny, że odpowiada na jego pragnienia.
Kiedy weszła do kuchni, Bonnie poprosiła ją zaraz
o pomoc, po mistrzowsku udając, że nie przerwała
chwilę wcześniej gwałtownej sceny miłosnej.
A gdy wreszcie i Nick zszedł na dół, kolacja czekała
na stole, a Bonnie przekazywaÅ‚a Lizie najnowszÄ… pro­
gnozÄ™ pogody.
- Słyszałeś, Nick?
146 JUDY CHRISTENBERRY
- Co? - Głos mu się urywał.
- Bonnie mówi, że może dziÅ› padać Å›nieg. Tem­
peratura ma spaść do zera - odparła pogodnie.
Był zdumiony jej spokojem. Uniosła odrobinę brodę.
Niech Nick sobie myÅ›li, że jest dla niej za stary, w każ­
dym razie ona na pewno nie jest dla niego za młoda.
- Nie, nie słyszałem. Wcześnie na śnieg.
- Pewnie nie będzie śniegu - wtrąciła gospodyni.
- Tyle radości, że każdy na niego czeka.
Zerknąwszy kątem oka na Nicka, Liza przekonała
się, że te słowa pasują też do ich sytuacji: przynajmniej
wiedział, że ona czuje podobnie.
- Emily... moja przyjaciółka mówiła, że u nich już
padało.
- Gdzie? - spytała Bonnie.
Liza ugryzÅ‚a siÄ™ w jÄ™zyk. Nie miaÅ‚a zamiaru ujaw­
niać miejsca pobytu kuzynki, nawet Bonnie, która nie
znała wszystkich faktów.
- Na wschodzie - wyjaśniła dyplomatycznie.
Bonnie udała, że to wyczerpująca odpowiedz.
- Tak, tam pewno jest już mnóstwo śniegu.
- Aha. Czy możemy wreszcie siadać do stołu?
- A jakże. Siadajmy. Dzisiaj twoje ulubione danie,
Nick, moja słynna sztuka mięsa.
Podczas kolacji rozmawiali o tym i owym. Bonnie
rzucała uwagi o pogodzie albo o swojej codziennej
krzÄ…taninie, a Nick lub Liza komentowali krótko, i te­
mat sam się urywał.
Liza dumaÅ‚a, co robić dalej. ByÅ‚o jasne, że pozo­
stawanie z Nickiem pod jednym dachem oznacza nie-
DUET Z SOLISTK 147
ustajÄ…ce napiÄ™cie. Czy mogÅ‚aby wyjechać? Może jed­
nak powinna?
- Jeszcze bułeczkę, Lizo?
- SÅ‚ucham? Nie, Bonnie, sÄ… pyszne, ale już dziÄ™­
kujÄ™.
- Domowe - z dumą zaznaczyła gospodyni.
Liza przytaknęła.
- Bonnie słynie ze swoich bułeczek - dodał Nick,
przenosząc wzrok na Lizę, zanim utkwił go w talerzu.
Cóż za błyskotliwa konwersacja! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •