[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niczego nie podejrzewał, dopiero kiedy miała osiem miesięcy,
pewne jej zachowania zaczęły budzić mój niepokój. I wtedy
lekarz postawił diagnozę - głos Libby zadrzał, opanowała się
jednak i ciągnęła dalej - Przyczyny są nieznane. W mojej
rodzinie nigdy nie było przypadków głuchoty. Tak samo jak w
rodzinie ojca Meg. Być może, kiedy lekarze walczyli o jej
życie, został porażony nerw słuchowy. Tak, może właśnie taką
cenę przyszło zapłacić mojej małej Meg. Musiałam pogodzić
się z tym wyrokiem i nauczyć się z tym żyć.
- To znaczy?
- Na początku byłam zrozpaczona, miałam żal do Pana
Boga, że dał mi dziecko, które nie jest tak doskonałe, jak to
sobie wymarzyłam A potem poczułam wstyd, że w ogóle
mogłam tak pomyśleć. Przecież to moje dziecko, na które
czekałam, które kocham i które zawsze będzie moim
szczęściem.
Libby zamilkła, zdając sobie sprawę, jak bardzo otwiera
się przed tym prawie obcym człowiekiem
- No i?
- Wiedziałam, że muszę robie trochę więcej niż inne
matki. Przede wszystkim nauczyłam się języka migowego
potem wyszukałam ludzi i placówki, które pomagają takim
właśnie dzieciom. No i jakoś ułożyłam sobie życie.
- Nie jest pani łatwo.
- Mnie? Przede wszystkim Meg - powiedziała smutno
Libby i nagle zmieniła temat: - Jutro dowiem się, czy będzie
można wynająć salę bankietową u Zwiętego Gerta.
- Zwietnie. No to co? Chyba na dziś wystarczy.
- Chyba tak.
Josh zebrał papiery ze stołu i wstał.
- A więc odmeldowuję się. Dzięki za pizzę.
- To moja specjalność - roześmiała się Libby. - Panie
doktorze, myślę, że rzeczywiście moglibyśmy...
- Przejść na  ty"? Bardzo mi miło, Libby.
- Mnie też. Josh, chciałam ci bardzo podziękować.
- Przecież... przecież zostałem wyznaczony do organizacji
tego przyjęcia, tak samo jak ty. Mabel i cały klub powinien
całować nas po rękach.
- Owszem! - roześmiała się Libby. - Ale ja chciałam
podziękować ci za Meg.
- Drobiazg. Powiedziałem, że niezle radzę sobie z
liczbami.
- Josh, dziękuję ci za to, że traktujesz ją jak normalne
dziecko.
- A czy tak nie jest? Czy Meg ma jakiś problem?
Libby znów poczuła, że ogarnia ją wzruszenie. Josh spytał
o problem, jakby Meg była zupełnie zdrową dziewczynką.
Tak, chyba rzeczywiście Josh jest miłym i dobrym
człowiekiem.
- Oczywiście, że nie - powiedziała cicho. - Meg marzy, by
traktowano ją jak zwyczajne dziecko. To bardzo ważne i dla
niej, i dla mnie, ale większość ludzi tego nie rozumie. Ty nie
miałeś z tym problemu. Jeszcze raz dziękuję ci, Josh. Meg
bardzo cię polubiła.
- Choć na początku nie odnosiła się do mnie z
entuzjazmem?
- Tak.
- A jej mama? - Josh uśmiechnął się i zrobił krok w
kierunku Libby. - Co myśli o mnie mama Meg?
Libby natychmiast zrobiła krok do tyłu.
- Myślę, że mama Meg też cię... polubiła.
- Choć na początku również ona nie odnosiła się do mnie
z entuzjazmem?
- No dobrze, niech ci będzie. Twoje umiejętności w
zakresie parkowania pozostawiają wiele do życzenia, ale
posiadasz inne zalety.
- Dzięki za dobre słowo. A więc dobranoc, Libby.
- Dobranoc.
Josh włożył płaszcz, uśmiechnął się i trochę niezdarnie
powtórzył słowa pożegnania w języku migowym.
- Następnym razem nauczysz mnie, jak pokazywać moje
imię.
- Dobrze - obiecała Libby. - Dobranoc.
Stała w drzwiach i dość smętnym wzrokiem odprowadzała
znikającego za rogiem zielonego vana. Szkoda, że kiedy
zorganizują już to przyjęcie, nie będzie miała okazji spotykać
się z Joshem. Bo ten doktorek, choć potrafi niezle dopiec, jest
w sumie naprawdę sympatycznym facetem.
Nagle poczuła, jak mała rączka delikatnie szarpie ją za
rękaw.
- Pojechał?
- Tak.
Libby zrobiło się głupio, że patrzy za Joshem jak
zakochana nastolatka. Zamknęła szybko drzwi i odwróciła się
do córki.
- Umyłaś zęby? Meg skinęła głową.
- Pastą czy samą wodą?
Meg jak strzała pobiegła do łazienki, a Libby zaśmiała się.
Meg chciała troszkę oszukać z myciem zębów. No i czy nie
jest to najnormalniejsze dziecko na świecie?
ROZDZIAA CZWARTY
Powrotna jazda nie należała do najłatwiejszych. Miejscami
jezdnię pokrywała cieniutka warstwa lodu i Josh, bojąc się
wpaść w poślizg, poruszał się w żółwim tempie. Musiał być
ostrożny. Jak Libby McGuiness! O tak, ta dama jest
mistrzynią ostrożności. Ciekawe, czy nie ufa nikomu, czy
tylko mężczyznom? Może miała przykre doświadczenia z
ojcem Meg? Nie wspomniała o nim ani słowem. Chociaż pod
koniec wspólnego wieczoru zdobyła się na kilka szczerych,
bardziej osobistych uwag. Prawdopodobnie dlatego, że ich
wspólna narada upłynęła w bardzo miłej atmosferze. Zmiali
się i żartowali, a jednocześnie pracowało się im wspaniale.
Zupełnie inaczej niż z Lynn, która niby była obok, a jednak
zawsze osobno. I chyba dlatego nigdy nie stworzyli
prawdziwej rodziny. %7łyli pod jednym dachem jak dwoje
obcych ludzi, bardzo uprzejmych wobec siebie i całkowicie
pochłoniętych pracą. Libby była inna niż Lynn. To śliczna,
mądra kobieta z krwi i kości. Potrafi porządnie wygarnąć, ale
umie też być miła i otwarta.
Rozmyślając o swoim nieudanym małżeństwie i o
błękitnookiej właścicielce salonu piękności, Josh uświadomił
sobie, że coraz częściej rozważa sprawy, o których postanowił
zapomnieć. Nie życzył sobie żadnych komplikacji w sferze
uczuć, postanowił nawet, że na jakiś czas da sobie spokój z
kobietami. Oczywiście, nie zamierzał żyć jak pustelnik,
przewidywał jakieś wyjścia do kina albo do restauracji, i to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •