[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Napisała do dziadków kilka listów. Rok pózniej przysłała kartkę z informacją, że
wychodzi za mąż. Pamiętam, jak ojciec
235
mówił, że Sarah wychodzi za jankesa. - Uśmiechnął się. - Bardzo się cieszyliśmy z
jej szczęścia. Ale potem wszelkie telefony i listy ustały. Na zawsze. Dziadkowie
próbowali ją odnalezć. Robili, co mogli: dzwonili do Nowego Jorku, pisali listy,
wysyłali telegramy. Usiłowali odnalezć męża Sary. Bez skutku. Znikła. To było dla
dziadków straszne. Czekali i czekali, rok po roku, na jakiś znak, telefon, kartkę. Nic
nie nadeszło. Dziadek zmarł we wczesnych latach sześćdziesiątych, a chwilę pózniej
babka. Wydaje mi się, że mieli złamane serca.
- Twoi dziadkowie mogliby zostać sprawiedliwymi wśród narodów świata" -
powiedziałam.
- Co to znaczy? - spytał zdziwiony.
- Instytut Jad wa-Szem w Jerozolimie odznacza medalami osoby niebędące %7łydami,
które ratowały %7łydów podczas wojny. Odznaczenie można również uzyskać
pośmiertnie.
Odchrząknął, patrząc w inną stronę.
- Niech ją pani tylko znajdzie. Proszę odnalezć Sarę, made-moiselle Jarmond, i
powiedzieć, że za nią tęsknię. Mój brat Nicolas również. Proszę jej powiedzieć, że
przesyłamy wiele miłości.
Zanim wyszłam, podał mi list.
- Moja babka napisała to do ojca po wojnie. Może zechce pani przeczytać. Potem
można go oddać Nathalie.
Pózniej, sama w domu, rozszyfrowałam staromodne pismo. Czytając, płakałam.
Zdołałam się opanować, otarłam łzy i wytarłam nos.
Następnie zadzwoniłam do Edouarda i przeczytałam mu ten list przez telefon.
Miałam wrażenie, że się rozpłakał, ale starał się zrobić wszystko, co możliwe, by nie
było tego słychać. Podziękował mi zduszonym głosem i odłożył słuchawkę.
8 września 1946
Alainie, synu najdroższy,
kiedy Sarah wróciła w zeszłym tygodniu z wakacji spędzonych z tobą i Henriettę,
miała różowe policzki... i uśmiech na twarzy. Byliśmy z Jules'em zaskoczeni i
zachwyceni. Wkrótce sama do was napisze podziękowania, ale przedtem chciałam
wyrazić własną wdzięczność za waszą pomoc i gościnność. Jak wiesz, ostatnie cztery
lata były dla nas ciężkie. Cztery lata niewoli, strachu i niedostatku. Dla nas
wszystkich, dla naszego kraju. Cztery lata odcisnęły swoje piętno na mnie i Jules'u,
ale w największym stopniu na Sarze. Chyba nigdy się nie pogodziła z tym, co się
stało latem czterdziestego drugiego, kiedy zabraliśmy ją do rodzinnego mieszkania w
dzielnicy Marais. Tego dnia coś w niej pękło. Coś się złamało.
237
Nie było łatwo, a twoja pomoc była nieoceniona. Ukrywanie Sary przed wrogiem,
chronienie jej od tamtego lata aż po ro-zejm, było straszliwym zadaniem. Ale teraz
Sarah ma rodzinę. My jesteśmy jej rodziną. Twoi synowie, Gaspard i Nicolas, są jej
braćmi. Jest Sarą Dufaure. Nosi nasze nazwisko.
Wiem, że nigdy nie zapomni. Za tymi różowymi policzkami i uśmiechem widać
pewne odrętwienie. Nigdy nie będzie normalną czternastolatką. Jest raczej
zniechęconą do życia kobietą. Czasem odnoszę wrażenie, że jest starsza ode mnie.
Nigdy nie rozmawia o swojej rodzinie, o swoim bracie. Ale wiem, że nie przestaje o
nich myśleć. Wiem, że chodzi co tydzień na cmentarz, czasami częściej, by
odwiedzić grób brata. Woli tam chodzić sama, odmawia mojego towarzystwa.
Czasem idę po kryjomu, chcąc się tylko upewnić, że Sarze nic nie jest. Siada przed
małym nagrobkiem i zastyga w bezruchu. Potrafi tak siedzieć godzinami, trzymając
w ręku mosiężny klucz, który zawsze ze sobą nosi. Klucz do szafki, w której zginął
jej biedny braciszek. Kiedy wraca do domu, jest chłodna i zamknięta w sobie. Ma
problemy z nawiązaniem ze mną kontaktu. Staram się ją obdarzać całą swoją
miłością, jest bowiem córką, której nigdy nie urodziłam.
Nigdy nie mówi o Beaune-la-Rolande. Kiedy czasami przejeżdżamy obok wioski,
blednie. Odwraca głowę i zamyka oczy. Ciekawa jestem, czy świat się kiedyś dowie.
Czy wszystko, co się tutaj działo, wyjdzie na jaw. Czy też pozostanie na zawsze
tajemnicą zakopaną w posępnej niespokojnej przeszłości.
W ciągu ostatniego roku od końca wojny Jules często odwiedzał hotel Lutetia,
czasami w towarzystwie Sary, by zorientować się, kto wraca z obozów. Zawsze miał
nadzieję. Wszyscy mieliśmy nadzieję, pragnęliśmy tego ze wszystkich sił. Ale teraz
wiemy. Rodzice Sary nigdy nie wrócą. Zostali zamordowani w Auschwitz tego
okropnego lata czterdziestego drugiego.
Czasami zastanawiam się, ile dzieci, tak samo jak ona, przeszło przez piekło i
przetrwało, by teraz musieć sobie radzić bez
238
swoich najbliższych. Tyle cierpienia, tyle bólu. Sarah musiała zrezygnować ze
wszystkiego: z rodziny, nazwiska, religii. Nigdy o tym nie rozmawiamy, ale wiem,
jak głęboką nosi w sobie próżnię, jak boleśnie odczuwa straty. Sarah mówi o
opuszczeniu kraju, o rozpoczęciu nowego życia gdzieś indziej, z dala od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]