[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w wielki róg. Trzy długie, dwa krótkie i jeszcze jeden długi gwizd rozeszły się
ponad powierzchnią Flegetonu. Nim ucichło ich echo, dała się słyszeć kakofonia
odpowiedzi wszystkich kapitanów, którzy rozpoznali znaczenie wiadomości.
 Spotkanie komitetu strajkowego za dziesięć minut!
68
* * *
Na skraju Pustyni Błędnej zadrżały, a potem rozchyliły się zdzbła gęstej pu-
stynnej trawy. Para oczu omiotła wzrokiem rozpościerającą się u podnóża wydmy
masę namiotów, dwa razy mrugnęła i wycofała się. Było tak, jak mówiła dziew-
czynka. Nie wystawili straży.
Potężnie zbudowany pasterz Neame wykrzyknął kilka komend i przygotował
się do ataku. Plan był piękny w swojej prostocie. Mieli zbiec po wydmie, porwać
owce i pognać je z powrotem tak szybko, jak tylko pozwolą na to ich obute w san-
dały nogi. Tak, plan był elegancki, wyrafinowany i miał tylko jedną wadę. Był
z góry skazany na porażkę.
W odpowiedzi na rozkaz Neamego pasterze dobyli z pochew noży do strzy-
żenia owiec, wyskoczyli zza trawiastego ukrycia i popędzili w dół po zboczu wy-
dmy. Gdy mknęli tak ku obozowi D vanouinów wśród pryskających spod stóp
fontann piasku, nabierali tempa i każdy następny krok był dłuższy od poprzednie-
go.
D vanouini podnieśli alarm. Rozległ się pojedynczy piskliwy dzwięk kręco-
nego koziego rogu. Dzwięk, który powinien wzbudzić w atakujących uczucie do-
głębnego strachu, zmusić ich do zatrzymania się i przemyślenia dokładnie, jaką
wartość ma przeciętnej wielkości stado owiec w porównaniu z, dajmy na to, nagłą
utratą życia w wyniku niezliczonych ciosów świeżo naostrzonych jataganów.
Powinien. . . ale nie wzbudził i nie zmusił ich.
Neame uśmiechał się, biegnąc wzdłuż skraju Pustyni Błędnej. Wywołanie
w obozie pogan alarmu i danie im czasu na przygotowanie się do nadchodzą-
cej potyczki stanowiło część jego chytrego planu. Sami rozumiecie, to, jak dobrze
uzbrojeni są D vanouini, nie jest w istocie ważne  tak w każdym razie myślał
Neame, mający za sobą wiele lat praktyki jako pasterz. Kariera zawodowa na-
uczyła go, że potężny, wredny baran z kręconymi rogami jest grozny tylko wtedy,
gdy ma sposobność do szarży. Czy ktoś kiedyś słyszał o pasterzu poturbowanym
przez spokojnie przechadzającego się merynosa? Ale wystarczy kilkaset jardów
rozbiegu, a. . .
Właśnie dlatego pasterze spędzają owce zbite w tak ciasne gromady. Bezpie-
czeństwo i Higiena Pracy to podstawa.
Tak więc do zwycięstwa nad nomadami wystarczy spędzić ich wszystkich
w jedno miejsce i pilnować, by przebywali ciasno stłoczeni, co uniemożliwi im
wywijanie zabójczymi jataganami. Okrążyć i oskórować. Banał.
Gdyby atakowali stado niewiernych owiec, bez wątpienia odnieśliby sukces.
Istniały jednakże dwa drugorzędne aspekty, których Neame nie przewidział. Po
pierwsze, owce z zasady nie dosiadają bojowych wielbłądów dwugarbnych; po
69
drugie, owce nigdy nie wypracowały skutecznej strategii trójklinowego manewru
okrążającego.
Po trzydziestu sekundach zażartego dzgania i cięcia Neame zdał sobie sprawę,
że być może ocenił sytuację zbyt pochopnie.
W jego stronę mknął właśnie kolejny dosiadający wielbłąda, drący się wnie-
bogłosy nomada. . .
* * *
Jeśli nie zwracać uwagi na ciągły szum lawy w podpodłogowym ogrzewa-
niu, krzyki cierpiących katusze potępionych dusz, dochodzące zza okna hałasy
godziny zgrzytu i złowrogi stukot pazurów na obsydianowym stole, cisza panu-
jąca w tym biurze mogłaby doprowadzić kogoś do szaleństwa. Zwłaszcza gdyby
ten ktoś odwrócił się i ujrzał złowieszczy wyraz twarzy stojącego tyłem do lampy
lawowej demona. Miał wykrzywione usta, zaciśnięte zębiska i mocno zmrużone
oczy. Był maksymalnie skoncentrowany.
Nabab przygotował kolejny naostrzony stalaktyt, skupił wzrok na portrecie
wiszącym na przeciwległej ścianie i rzucił. Pocisk ze świstem przemknął przez
pokój, wbijając się ostatecznie na głębokość kilku cali w tętnicę szyjną szefa
Urzędu Imigracyjnego. Z portretu sterczało już dwadzieścia pięć innych stalak-
tytów. Nabab zaklął siarczyście, żałując, że nie rzuca w prawdziwego Seirizzima.
Gdyby tak było, nie miałby innych konkurentów do funkcji Naczelnego Grabarza,
w jego łapach znalazłaby się cała władza w Mortropolis i w końcu wyrwałby się
z tego przeklętego biura.
Zasady były jasne: musiał udowodnić swoją wartość w tradycyjny, najszla-
chetniejszy i najświetniejszy sposób  przekupstwem. Lub wyślizgując blizniego
swego.
Składały się na to klasyczne chwyty, umiejętne zachowywanie równowagi
i drobne oszustwa  wszystko do kupy. Polityka skutecznego smarowania. Regu-
ły nie mówiły nic o sabotowaniu przeciwnika. Za kilka minut ustać miał cały ruch
na Flegetonie. Nie będzie więcej żadnych nowych dusz w Hadesji, żadnego pobie-
rania opłat, żadnych wpływów do kasy niejakiego Mrocznego Lorda d Abaloha.
I nikt, nawet Seirizzim nie da rady przywrócić działania systemu.
Nikt z wyjątkiem starego Nababa, który w zamian za nadanie tytułu Naczel-
nego Grabarza. . .
Kolejny stalaktyt opuścił pazury demona, poszybował przez pokój, po czym
skończył w podobiznie lewego nozdrza Seirizzima.
Nagle drzwi do biura otwarły się z hukiem i do środka wtoczył się młodszy
70
kancelista obłożony stosem świeżo wypełnionych formularzy na niepłonnym per-
gaminie. Ledwie dostrzegając cokolwiek zza pliku arkuszy, podszedł zygzakiem
do biurka Nababa, jakimś cudem odłożył pergaminy bez spowodowania wypadku
i wyszedł z biura, by po chwili wrócić z drugim stosem.
 Co do. . . ?  jęknął Nabab, wyglądając zza góry czekającej go pergamin-
kowej roboty.
 Właśnie przyszły  wydyszał kancelista.  Nowe podania.
 Aż tyle?  Nabab był wstrząśnięty.
 No. Chyba zaczęła się jakaś zaraza albo wojna. . .
 Zaraza albo woj. . .  Demon skoczył na równe kopyta i zajrzał do ru-
bryki  przyczyna zgonu w podaniu leżącym na samym szczycie stosu.  Rana od
włóczni . Następna była  dekapitacja , a potem trzykrotnie  uszkodzenie narzą-
dów wewnętrznych ciałem obcym typu miecz . Jęknął z zachwytu i posłał w por-
tret Seirizzima jeszcze jedną strzałkę. Nie znał się zbyt dobrze na szczegółach
działania zarazy morowej ani trądu na organizm człowieka, ale nie przypuszczał, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •