[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gdzieś indziej. Lecz, wybacz, gdy stwierdziliśmy, że to nie ma ze sobą wiele wspólnego,
odpuściliśmy. Szczegółowych badań nie ma kto, jak i kiedy wykonać. Zapytałem, bo gdyby się
okazało, że jesteś gorliwym katolikiem, praktykującym i szczerym, i na dodatek dobrze by ci szło
z guimonami? O, to byłby temat do przemyśleń.  Cofnął się, najdalej jak mógł i skierował na
mnie obiektyw.  Staramy się jak najwięcej wiedzieć o swoich ludziach, może odkryjemy jakąś
prawidłowość, może się okaże, że blondyni są skuteczniejsi od rudych, albo programiści, albo
wiccanie.  Odsunął kamerę i zastanawiał się chwilę.  Czytałeś może Johna Ringo Princess of
wands.
 Nie...
 No właśnie, dziwna sprawa, prowadzimy dochodzenie, czy ktoś mu czegoś nie powiedział,
czy nie było przecieku. Bo tam jest jakiś dziwaczny zbrodniczy kult, niemal Cthulhu, rozrywanie
kobiet, zawłaszczanie dusz... Walczą z tym agenci specjalni FBI i inni, jeszcze bardziej specjalni.
Tylko tam wiara bardzo pomaga. Aha, i akcja lokuje się również w Nowym Orleanie! Inna
sprawa, że nudniejszej książki rozrywkowej nie czytałem w życiu...
Z mądrą miną pokiwałem głową, ale już na mądre słowa zabrakło mi konceptu. Jerzy zabrał
się do ustawiania kamery. Wyciągnąłem ze swojej torby hasselbata, którym nie za bardzo
potrafiłem się posługiwać, ale przecież miałem tylko udawać, że robię zdjęcia, a nie robić je
naprawdę. Odsunąłem się o kilka kroków, ustawiłem obiektyw na tłum, nacisnąłem migawkę.
Cholernie głośno szczęknęło, i to serią. Szybko wycofałem się, ale już wzbudziłem niechętne
zdziwienie kilku osób z obrzeży tłumu. Odnotowałem jakieś dziwne rozdwojenie mentalności: z
jednej strony ci ludzie chcą tu być, i są, przekonani o swojej słusznej drodze życiowej, z drugiej,
jakby wstydzili się tego i nie chcieli być utrwalani tu i teraz, nie chcieli być widoczni,
pokazywani... Częściowo tłumaczyło ich to, że często komentarze do zdjęć bywały
nieprzychylne, ale jak mogły być przychylne, jeśli wątła babcia tłukła parasolką po kamerze,
sycząc  Won, skurwysynu! ?
Poruszając się niczym satelita krążący dokoła zwartego skupiska gwiazd, obszedłem tłum. A
dokładnie mówiąc nie cały, tylko łukiem tę jego część, która odstawała od znajdującego się za
płotem budynku. Aparat zaczął popiskiwać, widać coś w nim załomotałem. Kilku fachowców
obrzuciło mnie zdziwionym spojrzeniem, najpierw zdziwionym, potem zniesmaczonym: ot,
idzie, fiut z aparatem za trzy tysiące dolaszków i nie umie robić nim zdjęć! Kompletnie innymi
spojrzeniami, nie zawistnymi, ale nienawistnymi obrzucali mnie ci, którym słuch pozwalał
usłyszeć alarm mojego aparatu.
Ukradkiem otworzyłem pokrywę zasobnika z bateriami i szarpnąłem jedną. Piszczenie
ustało. Uff!
Wróciłem wolno w okolice pomrugującej czerwoną diodą kamery. Jerzy najspokojniej w
świecie przysunął się do jakiejś ekipy i wymieniał z nią uwagi na temat przypuszczalnego
rozwoju wydarzeń. Nie chciało mi się rozmawiać, pilnowałem więc naszej kamery, ale  chcąc
czy nie  słyszałem opowieści tamtych ludzi: o potłuczonych obiektywach, o połamanych
parasolkach, o podrapanych pyskach. Typowali, że dziś nic się nie wydarzy.
I mieli rację, rozciągała się ta racja na najbliższe parę godzin na pewno.
Z budynku rozgłośni wyszedł młody ksiądz, przystanął na schodkach i pokazał mikrofon w
wyciągniętej do góry ręce. %7łe niby będzie mówił. Na ulicy szybko zaległa cisza, kilka plansz z
napisami: KIELCE  KOCHAMY!, RADOM POZDRAWIA OJCA DYREKTORA zaczęło
podrygiwać, niczym buława w ręku tamburmajora.
 Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!  huknęło z zamocowanych na stałe pod
zadaszeniami, chyba kilkusetwatowych kolumn. Tłum odpowiedział, w ogóle nie dbając o
synchronizację.  Cieszymy się, że jesteście tu z nami...  Młodzian zrobił pauzę, ale tłum jakoś
nie miał ochoty mu wiwatować.  Mam dla was, kochani komunikat! A mianowicie, Ojciec
Dyrektor jedzie tu do nas z Gdańska i będzie z nami o osiemnastej.
Rzuciłem okiem na zegarek, dochodziła pierwsza.
 Ojdyrydzykowy maybach się spieprzył?  zakpił półgłosem trzymający mikrofon
dziennikarz z TCM4.
Ale to był półgłos wyważony, skierowany tylko do najbliżej stojących.
 Nie ma maybacha tylko audi A6 za ćwierć miliona. Jerzy skinął głową tecemom, ruszył w
moją stronę.
 Chyba nie mamy tu nic do roboty przez trzy-cztery godziny  mruknął.  Zróbmy tak:
zostawimy kamerę w samochodzie, niech nagrywa, zapis cyfrowy pozwala na osiem godzin
nagrania. A my sobie pójdziemy na obiad.
 Okej.
Ustawiliśmy kamerę na tylnej półce, zasłoniliśmy kupionym na rogatkach miasta planem
Torunia, przesłoniłem kasetą migającą diodę i pomaszerowaliśmy na poszukiwania posiłku.
Wróciliśmy pod budynek kwadrans po piątej. Tłum zgęstniał, ale niewiele, z daleka było
słychać jakąś kościelną pieśń. Transparenty falowały i podrygiwały, na większości była tylko
Maria, logo radiostacji i miasto, skąd przybyła grupa wspierająca. Niektóre miejscowości
zdobyły się jednak na bardziej wylewne dowody zaangażowania. Poza Kielcami i Radomiem
zobaczyłem mało estetyczny w wykonaniu i lekko obsceniczny w wymowie transparent
KOBYAKA KOCHA I WITA OJCA DYREKTORA RYDZYKA. Poza tym pojawiły się
zapewnienia z Bielska Białej, Tarnowa, Elbląga. Szukałem Warszawy, Krakowa, Katowic czy
Wrocławia, ale nie było. Albo metropolie były zajęte wyborami, albo miały mniej pary niż małe
ośrodki kultu. Coś mi przyszło do głowy.
 Właśnie skojarzyłem, że słowa  Cthulhu i  kultu są podobne... Nie wywodzi się jedno z
drugiego? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •