[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mimo mego rozumu! (chodzi) Wszakże sam pan chciałeś
prawda, że chciałem, ale... (przy oknie) O, o!... Nachylają się
ku sobie... śmieją się! (chodzi coraz prędzej) Zmieją się!... Jak
Boga kocham, śmieją się!... I wszyscy spokojni... i wszyscy...
SCENA SIÓDMA
Janusz, Szambelanowa.
JANUSZ
Ach, pani, pani dobrodziejko łaskawa, zmiłuj się, radz, ratuj!
Co siÄ™ tu dzieje, to nie do wytrzymania!
SZAMBELANOWA
Sam pan tego chciałeś.
JANUSZ
Wszyscy dali sobie słowo jedno mi powtarzać.
SZAMBELANOWA
Mój pierwszy mąż, śp. jenerał-major Tuz, był to człowiek cha-
rakteru...
JANUSZ
Cóż byłby zrobił co, mościa dobrodziejko, w takim przypad-
ku?
SZAMBELANOWA
Nie byłby nic zrobił, bo będąc charakteru przezornego, dzie-
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
64
sięć razy się cofnął, nim raz naprzód ruszył. Nie byłby rozpo-
czynał. C`est cela.
JANUSZ
Mościa dobrodziejko, łaskawa mościa dobrodziejko, ja zle
zrobiłem, bardzo zle, ja głupi jestem dam na piśmie; ale już
się stało i o to idzie, jak przerwać ten kłopot. Oto patrz, pani
panna Helena, panna Helena, którą kocham, przechadza się
po ogrodzie sam na sam z tym hultajem, jak gdyby nic... jak
gdyby nic!
SZAMBELANOWA
Proszę, proszę! Romansowa panna Helena, której wszystko
było za poziome, znajduje przyjemność w rozmowie z tym
nieokrzesanym parobkiem. C`est extraordinaire!
JANUSZ
WziÄ…Å‚ paniÄ… szambelanowÄ™ za klucznicÄ™.
SZAMBELANOWA
Idz waćpan i zawołaj tu Helenę! Nous verrons!
JANUSZ
tak zawołaj , kiedy ma pałasz i już raz dobył go na mnie;
ledwie że uciekłem powoli.
SZAMBELANOWA
Mój pierwszy mąż, śp. jenerał-major Tuz, byłby powiedział:
ne fait rien`.
JANUSZ
przy oknie
O, o! Patrz, patrz, pani w rękę pocałował!
SZAMBELANOWA
Nic nie znaczy, może ją o co prosi.
JANUSZ
Diabła tam prosi! Dziękuje, dziękuje, mościa dobrodziejko, ja
stÄ…d widzÄ™.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
65
SZAMBELANOWA
Jednak Helena będzie żoną waćpana, wcześniej, pózniej tro-
chÄ™...
JANUSZ
Jak to pózniej? Tego sobie nie życzę!
SCENA ÓSMA
Szambelanowa, Janusz, Szambelan
SZAMBELAN
nucÄ…c, podskakuje jak zawsze
Cóż, wielki ochmistrzu, gdzie jest nasz sułtan?
SZAMBELANOWA
Powiedz, czego się śmiejesz?
SZAMBELAN
O! przepraszam. Nie postrzegłem cię, Basiu.
SZAMBELANOWA
Nie wiesz, prawda?
SZAMBELAN
Tak dalece...
SZAMBELANOWA
Zmiechu tu nie ma, wkradł się w dom jakiś człowiek...
SZAMBELAN
Wkradł? Pan Janusz kazał go przynieść; to ty nie wiesz, ze
to on sprawił nam...
SZAMBELANOWA
Słuchać proszę! Człowiek ten, prostak w najwyższym stopniu,
znalazł jednak sposób, nie mówię: podobania się, ale zajęcia
Heleny.
SZAMBELAN
Ale wszakże ona pełni tylko wolą Janusza
JANUSZ
Jest! znowu, moje wolą pełni!
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
66
SZAMBELAN
Wszakże sam chciałeś!
JANUSZ
Chciałem, chciałem, do stu czartów! Chciałem, i głupio chcia-
Å‚em, ale teraz nie chcÄ™.
SZAMBELAN
A więc dobrze, jak się podoba.
Chce odejść.
JANUSZ
Przez Boga żywego, panie szambelanie, jesteś przecie ojcem.
SZAMBELAN
Wszyscy tak mówią.
JANUSZ
Użyjże swojej powagi.
SZAMBELAN
Dobrze, bardzo dobrze.
JANUSZ
Zakaż córce, by sam na sam z tym człowiekiem nie rozmawia-
Å‚a.
SZAMBELAN
Oho! Sam na sam?...
JANUSZ
prowadzÄ…c do okna
Przypatrz siÄ™ przypatrz!
SZAMBELAN
Ha!...
JANUSZ
Prawda?
SZAMBELAN
Dwa szczygły w samotrzasku!
Wybiega.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
67
SCENA DZIEWITA
Janusz, Szambelanowa.
JANUSZ
Szczygły! Oszaleję, oszaleję! Szczygły!... %7łebym przynajm-
niej nie był mu pałasza przypasać kazał!... Szczygły! Pani
dobrodziejko, pani łaskawa, zmiłuj się nade mną, radz!
SZAMBELANOWA
Mój pierwszy mąż, śp. jenerał-major Tuz, nauczył mnie postę-
pować zawsze roztropnie i gdyby nie był, niestety, za wcześnie
utonął... Słyszałeś waćpan kiedy o tym okropnym przypadku?
JANUSZ
patrzÄ…c w okno
Słyszałem, słyszałem już dwa razy, trzy razy słyszałem!...
SZAMBELANOWA
Ale pewnie nie z wszystkimi szczegółami. Roku 1807 no-
cowaliśmy w karczmie nad samym brzegiem Wisły, gdyż kry
idące przewozu na żaden sposób nie dozwalały. Wtem koło
północy hałas łoskot, szum nadzwyczajny budzi nas i
trwoży. Woda! Woda! krzyczą... Zrywamy się woda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]