[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przemytnicy porzucili ten szlak, trzeba było go pilnować. Rozkaz Alenharsta.
Mimo chłodu, trzech wartowników drzemało. Gorzałka potrafi rozgrzać nie gorzej niż ognisko. Dwaj
pozostali ze znudzeniem obserwowali dobrze znany krajobraz. Nitka drogi wiła się wśród kęp drzew,
skałek i pagórków. Trakt, po ostatnich deszczach, rozmókł. Kto rozumny puszczałby się na szlak w takich
warunkach?
- Ty, patrz! Tam, zza zakrętu, coś wyszło czy ino mi się zdawało?
- Zdawało - odparł drugi, nawet nie patrząc we wskazanym kierunku.
- No spojrzyj, cholera, poważnie mówię. Drugi uniósł głowę i wbił wzrok w drogę kryjącą się w małym
zagajniku, jakieś dwie mile od nich. Fakt, coś się tam ruszało.
- Co to, do czorta...???
Wtedy pierwsze wozy wyłoniły się zza drzew: jeden, pięć, dziesięć, dwadzieścia, czterdzieści...
Karawana eskortowana była przez konnicę.
- O jasna kurwa... - zaklął pierwszy strażnik. - Budz Orego, niech leci z wiadomością na dół. Wygaszać
ogniska. I niech setnik tu przyjdzie.
W dwadzieścia minut oddział liczący sześćdziesięciu ludzi był gotów, czekał w milczeniu na rozkaz do
ataku. Setnik w otoczeniu zwiadowców stał na wzgórzu, patrząc na wijący się w dole wąż wozów.
Wiedział, przeciwnik ma przewagę liczebną, lecz zaskoczenie mogło ją zrównoważyć. Mogło. Brakowało
jednego. Imię Alenharsta działało na przeciwników bardziej niż szarża jazdy. Wszyscy wpadali w popłoch
słysząc, że Lew Wybrzeża nadchodzi. Lecz namiestnika z nimi nie było. Setnikowi pozostał w zanadrzu
jeden fortel. Nachylił się do Orego i szepnął:
- Leć na dół i przykaż ludziom, by ruszając do szturmu, krzyczeli "Alenharst". Nikt nie musi wiedzieć, że
namiestnika z nami nie ma.
%7łołnierz skinął głową i ppbiegł na dół. Setnik stał, obserwując, jak wozy pełzną po grząskiej drodze.
Woły z mozołem, wytrwale ciągnęły swe brzemię. Kawalkada, krok po kroku, przybliżała się do pagórka.
- Aaaleeenharst!!! - krzyknęła Egis w uniesieniu. Fala satysfakcji zalała jej zmysły. Lecz bynajmniej nie
miała dość. - Jeszcze - poprosiła. - Jeszcze!
Młody namiestnik odetchnął i natarł znowu.
Uderzenie rozbiło się o boczną straż jak fala o skały. Krasnoludy stawały dzielnie, nie cofając się o krok.
Zupełnie jak gdyby byli przygotowani na natarcie. I wiedzieli, że wbrew temu, co krzyczą żołnierze,
Alenharst nie prowadził ataku.
Krzyknął z bólu, gdy paznokcie Egis rozorały jego nagie, spocone plecy. Kilka kropel krwi spłynęło na
białe, potargane w trakcie miłosnych igraszek prześcieradło.
Krew. Jedna kropla, druga, cała kałuża. To moje, pomyślał setnik, kuląc się z bólu. Gasnącym
spojrzeniem ogarnął teren starcia. Krasnoludy i kilkunastu ludzkich zbirów - najemników otaczało
topniejący w oczach oddział królewskich. Przeciwnicy byli wszędzie. I było ich co najmniej cztery razy
więcej niż strażników granicy. Setnik pojął, że żadna siła nie uchroni ich od klęski. Wybiją nas do nogi,
pomyślał, po czym zalało go znużenie.
Jestem zmęczony. Bardzo, bardzo...
...zmęczony - rzekł Alenharst do Egis, gładząc ją delikatnie. - Dziewczyno, jesteś nienasycona.
- Nigdy nie będę miała cię dość. Nigdy!
- Uważaj, o co prosisz, bo możesz to otrzymać - powiedział, mrużąc oko. - Ale o tym jutro. Teraz spać.
Ależ to była cudowna...
...noc - mruknął Niping, gładząc swą długą brodę. Ostatni raz spojrzał w stronę morza, gdzie w porannej
szarzyznie, gdzieś przy linii horyzontu nikła mała, załadowana po brzegi bronią, flotylla. Krasnolud
poklepał czule pękatą sakiewkę i ruszył w stronę oddalających się szybko pustych, wozów. Czas było
wracać.
Pobojowisko spowijały mgły. Powietrze przesycone było wonią śmierci tych, którzy nie doczekali
brzasku.
Jarva siedział w swej małej komnacie, udekorowanej czterema wężowymi gobelinami. Potrzebował
chwili skupienia, potrzebował poczuć dotyk Pana Jadów. Był bowiem wściekły. Kolejna próba
przekupienia któregoś z królewskich spełzła na niczym. %7łołnierze byli ślepo wierni namiestnikowi. Psy! -
pomyślał rozezlony. Wiedział jednak, że służba graniczna ma najlepsze dane, dotyczące ludzi, którzy
napływają na tereny Królestwa. Jeśli ktoś dopadł Sobmira, to najpewniej oni, przyszło mu do głowy. Może
dawno zrejterował w głąb kontynentu? A może gnije w jakimś lochu? Wiadomo, że Alenharst pakuje
wszystkich podejrzanych do katakumb. Musi nacisnąć Hagalda, by jego wtyczka w twierdzy wywiedziała
się wszystkiego.
Póki co chciał jednak porozmawiać z bóstwem. Lecz Pan Jadów nie schylił się nad swym sługą. Moc,
której prawie dotknął, rozpływała się, była niewyrazna. Wiadomo, pomyślał Jarva Grithe z rezygnacją,
zawsze tak jest, gdy nadchodzi brzask.
Księga była w dwóch trzecich gotowa. Pisanie szło nad podziw sprawnie. Sobmir z dnia na dzień,
zdałoby się, że z każdą kolejną kartką, zdrowiał i odzyskiwał siły. Momentami zapominał o niewoli. %7łył w
transie. Liczył się każdy dzień, każda chwila. Tym bardziej, że Grain był coraz słabszy a jego wkład w
księgę trudny do przecenienia. Wielokroć redagował czy poprawiał tekst, często doradzał, a bywało, że sam
dodawał obszerne fragmenty. Momentami Sobmir zastanawiał się, czy aby tajemniczy przybysz nie zna
Słowa lepiej, niż on sam. To był jeden powód, dla którego były kanclerz lękał się o zdrowie Graina. Drugi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]