[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brudu nieustannie ciekły pod pokład. Jedyną pociechą były stałe dostawy świeżego mięsa, którego
niektórzy z ludzi Hornblowera nie kosztowali od trzech miesięcy. Hornblower poświęcał
lekkomyślnie jednego wołu dziennie, gdyż w klimacie śródziemnomorskim trudno było
magazynować świeże mięso. Załoga obżerała się więc stekami i ozorkami; wielu spośród nich nie
jadło dotąd nigdy steku wołowego.
Kłopot był tylko ze słodką wodą Hornblower więcej miał z tym utrapienia niż zazwyczaj
dowódca okrętu, gdyż bydło wciąż chciało pić. Dwukrotnie musiał wysadzać o świcie oddziałek na
ląd hiszpański z rozkazem opanowania wioski rybackiej i napełnienia beczek wodą ze strumienia.
Było to ryzykowne przedsięwzięcie, a jego niebezpieczeństwo ujawniło się w czasie drugiego
wypadu. Gdy Caroline" miała już odpłynąć od lądu, hiszpański lugier strażniczy wyszedł zza cypla
na wszystkich żaglach. Pierwszy zobaczył go Maxwell, lecz zanim przyszedł, by o tym zameldować,
Hornblower też go dojrzał.
Bardzo dobrze, Maxwell odparł Hornblower, starając się mówić opanowanym tonem.
Skierował lunetę na lugier. Był oddalony o nie więcej niż trzy mile, nieco po nawietrznej,
Caroline" zaś była uwięziona w zatoce, odcięta przez ląd od wszelkich szans ucieczki. Na dwa
węzły brygu lugier robił trzy, a kanciaste nadbudówki Caroline" nie pozwalały jej na większe
zbliżenie się do wiatru niż o osiem rumbów. Hornblower patrzył, a rozdrażnienie narastające w
ciągu ubiegłych siedemnastu dni doszło w nim do szczytu. Był wściekły na los za to, że narzucił mu
tę operetkową misję. Nienawidził Caroline", jej niezdarnych kształtów, smrodu i ładunku. Czuł
gniew na przeznaczenie, które postawiło go w tym beznadziejnym położeniu.
Niech to wszyscy diabli! zaklął, waląc ze złości butem w deski przejścia przy burtowego.
Do diabła! Niech to piekło pochłonie!
Sam był zdziwiony, że miota się z wściekłości. Lecz nie było mowy, żeby poddał się bez walki, i
w pracującym z wytężeniem mózgu wyłonił się plan działania. Jaką załogę może mieć hiszpańska
łódz strażnicza? Dwudziestu ludzi? Chyba nie aż tyle te lugry miały zwykle za zadanie zwalczać
drobnych przemytników. Działając przez zaskoczenie miał jeszcze jakąś szansę, mimo czterech
ośmiofuntówek, w jakie był uzbrojony lugier.
Chłopcy, pistolety i kordy rozkazał. Jordan, wybierzcie dwóch ludzi i pokazujcie się z
nimi na pokładzie. Reszta niech siedzi w ukryciu. Pochowajcie się. Tak, panie Tapling, może pan
być z nami. Tylko proszę zaopatrzyć się w broń.
Nikt nie będzie oczekiwał oporu od załadowanego bydłem transportowca; Hiszpanie będą sądzili,
że jeśli ma on w ogóle jakąś załogę, to najwyżej z tuzin marynarzy, a nie zdyscyplinowaną siłę
dwudziestu ludzi. Problem polegał na zwabieniu lugra w zasięg brygu.
Na wiatr! krzyknął Hornblower na dół do sternika. Marynarze, przygotować się do skoku.
Maxwell, jeśli któryś wystawi głowę, zanim wydam rozkaz, zastrzelcie go własnoręcznie. Słyszycie
mnie? To rozkaz i niewykonanie go grozi wam niebezpieczeństwem.
Tak jest, sir odpowiedział Maxwell.
Lugier skacząc na falach posuwał się ku nim; nawet przy tym słabym powiewie woda pieniła się
pod jego ostrym dziobem. Hornblower spojrzał na maszty, aby sprawdzić, czy na Caroline" nie ma
żadnej flagi. Dzięki temu jego plan był zgodny z przepisami w świetle prawa wojennego. Rozległ
się huk działa i kłębek dymu ukazał się nad lugrem strzelającym ponad dziobem Caroline".
Jordan, podchodzimy do niego powiedział Hornblower. Brasy grotmarsla. Ster na
nawietrzną!
Caroline" skręciła na wiatr i nurzała się w falach pozornie bezbronna i zdana na łaskę
zdobywcy, jeśli nawet był ktoś na jej pokładzie.
Chłopcy, ani mru-mru przypomniał Hornblower.
Bydło ryczało żałośnie. Lugier zbliżył się i widać już było wyraznie jego załogę. Hornblower
zobaczył, że jakiś oficer chwycił się grotwant, gotowy do skoku, ale poza tym wyglądało na to, że
nikt się brygiem nie przejmuje. Wszyscy gapili się na niezdarną nadbudówkę i śmieli się z
dochodzącego z niej ryku krów.
Czekać, chłopcy, czekać wstrzymywał Hornblower.
Lugier już podchodził do ich burty, gdy nagle, cały czerwony ze wstydu, Hornblower uświadomił
sobie, że jest bez broni. Kazał marynarzom wziąć pistolety i kordy; doradził Taplingowi, żeby się
uzbroił, a sam zapomniał o broni dla siebie. Ale teraz było już za pózno. Ktoś na lugrze obwoływał
bryg po hiszpańsku i Hornblower pokazał gestem, że nie rozumie. Teraz już byli burta w burtę.
Za mną, chłopcy! wrzasnął Hornblower.
Przebiegł nadbudówką i potykając się, ze ściśniętym gardłem, skoczył w przerwę koło oficera na
wantach. Lecąc przełknął jeszcze raz ślinę; całym swoim ciężarem zwalił się na nieszczęśnika,
uczepił się jego ramion i obaj padli na pokład. Z krzykiem i wyciem załoga Caroline" skakała za
nim na lugier. Tupot nóg, łoskot i brzęk. Hornblower dzwignął się na nogi, bezbronny, z pustymi
rękami. Maxwell obok uderzał właśnie kordem jakiegoś mężczyznę. Tapling na czele grupki
marynarzy pędził na dziób, wywijając kordem i wyjąc jak szaleniec. A potem wszystko ucichło;
zaskoczeni Hiszpanie nie zdążyli podnieść Teki w swojej obronie.
Tak więc dwudziestego drugiego dnia kwarantanny Caroline" zjawiła się w Gibraltarze ze
zdobytym lugrem strażniczym prowadzonym pod burtą zawietrzną. Wlókł się za nią zatęchły zaduch
obory, ale za to, przybywszy na pokład Indefatigable" dla złożenia raportu, Hornblower miał
przygotowaną odpowiedz na pytanie midszypmena Bracegirdle'a.
Halo, Noe, jak się miewa Sem i Cham? zapytał Bracegirdle.
Sem i Cham zdobyli pryz odparł Hornblower. Szkoda, że pan Bracegirdle nie może tego
o sobie powiedzieć.
Ale główny intendent eskadry, u którego zameldował się Hornblower, uczynił uwagę, na którą
nawet Hornblower nie potrafił znalezć odprawy.
Chce mi pan powiedzieć, panie Hornblower mówił intendent że pozwolił pan, aby pańska
załoga żywiła się świeżym mięsem? Jeden wół dziennie na osiemnastu ludzi? Na statku było na
pewno dosyć starych zapasów. To była nieusprawiedliwiona rozrzutność, panie Hornblower, jestem
tym zaskoczony.
Rozdział dziesiąty
Księżna i diabeł
P.o. porucznik Hornblower doprowadzał korwetę La Ręve", pryz fregaty Indefatigable", do
kotwicowiska w Zatoce Gibraltarskiej. Był zdenerwowany; gdyby ktoś zapytał go, czy sądzi, że
wszystkie lunety floty śródziemnomorskiej są skierowane na niego, roześmiałby się z tego
absurdalnego przypuszczenia, ale takie właśnie miał uczucie. Nikt nie badał nigdy tak starannie siły
popychającego ich powiewu, nie oceniał uważniej odległości od wielkich okrętów liniowych
stojących na kotwicach i nie obliczał z większą dokładnością przestrzeni potrzebnej dla
zakotwiczenia La Ręve". Jackson, jego podoficer stał na dziobie, czekając na rozkaz zwinięcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]