[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oskarżenia, więc jeżeli szanowny obywatel chce, to mogą się nim zaraz zająć. Obywatel nie
chciał. Puścił małolata i z niezrozumiałym rykiem wyskoczył za drzwi.
Przyszła moja kolej. Agarstwa jakieś musiałam wygłosić, i to na tyle intrygujące, żeby
dyżurny dopuścił mnie przed oblicze prowadzącego śledztwo. Nawet niezle mi poszło. Naplo-
tłam coś o zwierzeniach pani Honoraty w dzień śmierci, o obawach o życie i odmówiłam dal-
szych zeznań, domagając się kontaktu z osobą, która prowadzi śledztwo. Widziałam wyraz-
nie, że policjant musiał przełamać opory wewnętrzne, by sięgnąć po słuchawkę. Mówił coś do
niej, ale treść była mi niedostępna ze względu na szybę. Potem głośnik mnie powiadomił, że
mam poczekać. Ustąpiłam miejsca przed szybą następnemu interesantowi, ale facet w kre-
szowym dresie zmył się po cichu za moimi plecami. Tylko drzwi ponownie huknęły.
Czekałam może kwadrans, gdy za kratą pojawił się szatyn z gatunku tych, co to go od
ściany trudno odróżnić. Dodatkowo ubrany był na szaro i wtapiał się w koloryt korytarza.
Zauważyłam go tylko dlatego, że krata szczęknęła i uchyliła się. Zostałam zaproszona do
środka. Przeszliśmy w milczeniu dwa piętra i koło kilometra korytarzy. Osobnik otworzył
drzwi, zapraszając do klitki, w której stały dwa prostopadle ustawione do siebie biurka. %7łeby
usiąść za tym na wprost drzwi, trzeba było przecisnąć się między ścianą a bokiem biurka, co
mój towarzysz wykonał z dużą wprawą. Za biurkiem po prawej siedziała blondynka, równie
niepozorna jak gospodarz pomieszczenia. Dla mnie zostało krzesło ustawione tyłem do drzwi
i przodem do okna. Z prawej przestrzeń ograniczało mi biurko blondynki. Blaty obu biurek
były puste. Szatyn sięgnął do szuflady i wyjął akta. Przed blondynką pojawił się formularz
64
przesłuchania. Wciąż w milczeniu wręczyłam jej dowód osobisty. Wiedziałam, jakie dane
musi wpisać, i dowód był potrzebny. Blondynka pisała. W milczeniu przyglądaliśmy się sobie
z szatynem. Padło na mnie. To mnie zależało na nawiązaniu kontaktu i nakłonieniu do ujaw-
nienia, jak mogę dotrzeć do Jacka Rzetelskiego. Z łagodnym smutkiem wyznałam, że śmierć
pani Honoraty stanowi dla mnie cios i głębokie przeżycie. Skłonna jestem do wszystkiego,
byle tylko znalezli sprawców, choć sama nie wiem, jak mogłabym organom ścigania pomóc.
Wyznanie nastawiło szatyna pozytywnie. Spisaliśmy protokół, z którego wynikało, że
zmarła pracowała u mnie raz w miesiącu, że dni te były każdorazowo uzgadniane i z reguły
nie powtarzały się. Bez oporu opisałam ostatnie minuty życia pani Honoraty, kończąc tym, że
po zamknięciu za nią drzwi udałam się do łazienki i nie wiem, co się dalej działo. O tragedii
dowiedziałam się następnego dnia. Lalkę z jej sensacjami starannie pominęłam, nie zależało
mi bowiem na uniemożliwieniu jej wyjazdu za granicę, a co się działo na dole, mógł powie-
dzieć każdy z kłębiącego się tam tłumu. Uczestników tłumu policja sobie niewątpliwie spisała
i jest w tej mierze lepiej zorientowana ode mnie. Grzecznie przeczytałam przed podpisaniem
protokół, uwag żadnych nie zgłaszałam i przystąpiłam do dyplomatycznego załatwiania spra-
wy, dla której tu przyszłam. Na wstępie z uśmiechem powiadomiłam przesłuchującego mnie
Andrzeja Mirskiego (personalia znałam z protokołu), że w policji mam wielu kolegów i sama
instytucja jako taka cieszy się moją sympatią, również i z tego względu. Ostatnio szukam Jac-
ka Rzetelskiego, zaprzyjaznionego ze mną w czasie studiów. Zmienił on numer telefonu, a
chciałabym go znalezć. Zależy mi.
Facet za biurkiem, nieznanej mi rangi, gdyż abstrakcyjne, z niczym się niekojarzące
słowo, w którym  komisarz występowało z  nad ,  pod lub  sub , wyrzuciłam z pamięci
natychmiast po przeczytaniu, nastroszył się nieco. Zmobilizowałam umysł w celu ustalenia
przyczyny owego nastroszenia i wywnioskowałam, że uznał, iż Jacek jest mi potrzebny do
nadzorowania sprawy pani Honoraty. W końcu on był z komendy miejskiej, a Jacek urzędo-
wał w wojewódzkiej. Niejaka podległość istniała. Mnóstwo wysiłku musiałam włożyć w to,
by wytłumaczyć mu, że szukam kontaktu z Jackiem bez jakiegokolwiek związku z panią Ho-
noratą, i do Komendy Miejskiej Policji, a w szczególności do niego osobiście, mam pełne
zaufanie i nikomu bruzdzić nie zamierzam. Organizuję takie prywatne spotkanie kolegów z
roku i telefon Jacka do tego celu jest mi absolutnie niezbędny. Rzewnie wspominałam okres
studiów, nieomal przysięgając, że każdy, kto zdał prawo cywilne w Uniwersytecie Aódzkim,
zasłużył na wejście do nieba, a weteranów tego egzaminu łączy co najmniej więz krwi. Sen- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •