[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głaszcząc Dani po twarzy. - J.D wsadził mnie do
samolotu; Wypadłem z budynku lotniska jak burza,
zabrałem komuś taksówkę... nie pamiętam, jak się tu
dostałem. -Musnął ustami jej wargi. Uświadomił sobie
wreszcie, że najgorsze minęło. %7ładne niebezpieczeństwo
nie groziło żonie, najbliższej jego sercu istocie. -Wieczo
rem miałem do ciebie zadzwonić. Nowa praca zapowia
da się interesująco. Znalazłem dla nas dom, blisko plaży,
z wielkim ogrodem. Wspaniałe miejsce dla dziecka.
- Na pewno mi się spodoba, kochanie - szepnęła.
- Bałem się pomyśleć, co tu zastanę - rzekł,
odgarniając jej włosy z czoła. - Nareszcie odkryłem, co
do ciebie czuję i nagle miałbym cię stracić? Nie
potrafiłbym już żyć samotnie.
- Nic mi nie grozi, więc nie obawiaj się samotności
- szepnęła.
Dutch dotknął jej ust, szyi, wydatnego brzucha.
- Kocham cię, Danielle - szepnął prawie niedo
słyszalnie. Był przerażony, ale w końcu odważył się
wyznać prawdę.
- Wiem. - Dani roześmiała się tryumfalnie. Dutch
również wybuchnął śmiechem.
- Mówię te słowa po raz pierwszy w życiu. To nie
takie trudne. - Zajrzał jej w oczy. - Kocham cię
- powtórzył.
- Ja też cię kocham - odrzekła radośnie Dani
i przeciągnęła się leniwie. Nagle jęknęła. - Cała jestem
posiniaczona. Po co właziłam na tę głupią drabinę?
-Wyrzucimy wszystkie drabiny - zdecydował Dutch.
-Powinniśmy się przeprowadzić do Chicago, muszę cię
mieć na oku. Harriett będzie nas odwiedzała.
150 CZUAY I OBCY
- Jesteś pewny, że chcesz tak żyć? - zapytała,
patrząc mu w oczy.
- Oczywiście. Jak mógłbym się tobą opiekować,
gdybym wyjechał na drugi koniec świata? - argumen
tował rozsądnie. Mówił coraz wolniej, a jego głos
brzmiał sennie. - Poza tym jestem już trochę za stary
na takie przygody. Naprawdę chciałbym nauczyć
innych tego, co wiem o zwalczaniu terroryzmu. J.D.
mnie przekonał, że taka zmiana trybu życia wcale nie
jest trudna. Kiedy poślubił Gabby, zrozumiał, że
małżeństwo jest dla niego ważniejsze niż szukanie guza
na wojnie. Myślę, że ma rację. - Raz jeszcze rzucił
okiem na jej brzuch i położył na nim rękę. Pozbył się
nareszcie wszelkich uprzedzeń. - Lekarze są pewni, że
nic mu nie będzie?
- Urodzę ci zdrowe dziecko - zapewniła uśmiech
nięta Dani. Usiadła na łóżku i czule ujęła w dłonie jego
twarz. - To zdrowy, silny chłopiec. Tak powiedział
lekarz.
Dutch próbował odpowiedzieć, ale słowa uwięzły
mu w gardle.
- Będę się wami opiekował - szepnął wreszcie. Dani
przysunęła się bliżej i delikatnie przygryzła jego dolną
wargę.
- A ja zajmę się tobą najlepiej, jak potrafię, gdy
mnie stąd wypuszczą - żartowała.
Dutch zachichotał i dotknął ręką skroni.
- Chyba potrzebuję opieki. Co było w tej strzykaw
ce?
- Zrodek uspokajający. Mieli mi zrobić zastrzyk, ale
uznali, że tobie bardziej się przyda.
- Tyle chciałem ci opowiedzieć - Dutch uśmiechnął
się przepraszająco - ale czuję, że zasypiam.
CZUAY I OBCY 151
Ledwie to powiedział, drzwi się otworzyły. Stanął
w nich doktor Carter. Pielęgniarka ustawiła w separatce
drugie łóżko. Lekarz popatrzył na Dutcha z uśmiechem.
- W samą porę. Widzę, że jest pan bardzo senny.
Marsz do łóżka, przyszły tatusiu. Drzemka doskonale
panu zrobi. Obudzę pana przed kolacją. Jak samopo
czucie, Dani?
- Wspaniałe. - Odetchnęła z ulgą. Wymienili z Du-
tchem czułe spojrzenia. Pielęgniarka gapiła się na
niego z zachwytem. Na ustach Dani igrał zarozumiały
uśmieszek kobiety, która jest pewna miłości swego
męża. Gdy Dutch wyciągnął się na łóżku, nie prze
stając patrzeć na żonę z uśmiechem, przymknęła oczy.
Przez chwilę myślała o czekającej ich wspólnej przy
szłości, a potem zapadła w głęboki sen.
ROZDZIAA JEDENASTY
Uroczysty chrzest dziecka odbył się sześć miesięcy
pózniej w prezbiteriańskim kościele na przedmieściach
Chicago. Mały Joshua van Meer miał dwa miesiące i spał
spokojnie w ramionach matki. Szczęśliwego ojca rozpie
rała duma. Dawni towarzysze broni, siedzący w pierw
szych ławkach, wymieniali rozbawione spojrzenia.
Harriett była matką chrzestną. Czuła się dość
dziwnie w tym towarzystwie. Cóż za dziwaczna zbiera
nina ci znajomi Dutcha! Niewysoki, chudy mężczyzna,
wyraznie starszy od pozostałych, siedział obok szczup
łej, przystojnej kobiety. Trzymali się za ręce. Wśród
kolegów Dutcha było też dwu Murzynów, jeden
postawny i budzący respekt, drugi niższy, o usposobie
niu wesołka. Harriett zauważyła jeszcze jedną parę:
ciemnookiego, czarnowłosego mężczyznę oraz brunet
kę o zielonych oczach w zaawansowanej ciąży. Po
drugiej stronie siedział bardzo śniady Portorykańczyk
w eleganckim garniturze. Matka chrzestna spojrzała
na kapłana, trzymającego dziecko na ręku. Uśmiech
nęła się z dumą. To przecież jej chrześniak. Powinna
teraz stać wraz z nimi przy ołtarzu, ale na nieszczęście
skręciła nogę w kostce, gdy wsiadała do samolotu,
i musiała przesiedzieć w ławce całą uroczystość. Może
to i lepiej, pomyślała, spoglądając z uśmiechem na
jasnowłosego Holendra. Ukochany Dani za bardzo
CZUAY I OBCY 153
charakterem przypominał samą Harriett, by mogli się
zaprzyjaznić. Ale nawet ona musiała przyznać, że
Dutch jest wspaniałym mężem i ojcem. I wyjątkowym
domatorem, co dziwniejsze. Postępował jak człowiek
porządny i odpowiedzialny. Ale ci jego znajomi...
Po ceremonii Dani podbiegła i serdecznie ucałowała
przyjaciółkę.
-Joshua był wyjątkowo grzeczny, prawda? -zawo
łała radośnie, przytulając ubrane na biało niemowlę,
które gaworzyło cichutko. - Jestem z niego bardzo
dumna. Harrie, musisz poznać naszych przyjaciół.
Gabbie! -Brettmanowie natychmiast do nich podeszli.
Rozpromieniona Gabby wdzięczyła się do maleństwa.
- Czyż nie jest śliczny? Ale wolałabym córeczkę. Za
to J.D. chciałby mieć syna - oznajmiła, podnosząc na
męża rozświetlone, kocie oczy.
- Syn, córka... wszystko mi jedno, byle było nasze
- odparł wesoło J.D. - Cześć, Dani. Piękna uroczys
tość. Dutch trzymał się dzielnie. Przyznaję, że jestem
z niego dumny.
- Jeszcze do mnie nie dotarło, że Dutch się ożenił.
- Chudy mężczyzna potrząsał głową z niedowierza
niem. - Ma nawet dziecko!
-Myślałem, że padnę, kiedy się o tym dowiedziałem
- oznajmił postawny Murzyn, przyłączywszy się do nich.
- Aachmaniarz niech się nie wygłupia, a ty, Apollo,
powinieneś się wstydzić -zgromiła ich Gabby. -Dutch
znalazł w końcu odpowiednią dziewczynę.
- I bardzo się z tego cieszę - odparł czarnoskóry
mężczyzna, puszczając oko do Dani. - Jest idealnym
wicedyrektorem mojej firmy. Może i Aachmaniarz
zacznie dla nas pracować? Bardzo by się przydał.
Semson i Drago już się zdecydowali.
154 CZVLY I OBCY
- Mdli mnie na widok waszych nadzianych forsą
bufonów - wyśmiał go Aachmaniarz. - A poza tym
pani Darwin, matka Gabby, i ja mamy na oku lepszy
interes. Będziemy hodować bydło w Teksasie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]