[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łaby nie do przyjęcia. %7łeby dostać pracę w hotelu, Jack musiał być
krótko ostrzyżony i nosić czarne, lekkie półbuty, czarne spodnie i
białą marynarkę z dużymi, błyszczącymi guzikami. Stojący teraz
przed nim chłopak miał na nogach toporne, czarne, wysokie buty.
- Nosisz nieprzepisowe obuwie - zamiast powitania po wie-
dział do niego Jack.
Evan uniósł hardo podbródek. Nadrabia miną, pomyślał Jack,
ale jest przestraszony.
- Zakabluje mnie pan? - zapytał chłopak wyzywającym to-
nem.
- Chciałbyś tego. Mam rację? Miałbyś jeszcze jeden powód,
żeby mnie nie znosić - podjął wyzwanie Jack.
- Nie trzeba nowych powodów. Te, które mam, w zupełności
wystarczą - odciął się chłopak.
Jack postanowił nie dać się sprowokować.
44
S
R
- Sądziłem, że uzgodniliśmy, że nie będziemy sobie wchodzić
w drogę. - Dla podkreślenia tych słów rozpostarł ramiona i oparł
ręce o framugi drzwi, w ten sposób blokując Evanowi wejście do
pokoju.
- Nic takiego nie mówiłem - zaprotestował syn Georgii.
- Pan powinien się trzymać z daleka ode mnie.
- Zakładałem, że zrobisz to samo - odparł Jack.
- yle zakładałeś, człowieku - warknął Evan.
Ale ten chłopak jest hardy, pomyślał Jack. Postanowił prze-
stać ciągle porównywać go z sobą sprzed dwudziestu lat.
- Podobno pracujesz tu jako posługacz.
Evan wzruszył ramionami. Spojrzał na tacę, którą trzymał w
ręku. Stały na niej dzbanek z kawą, filiżanka, kubeczek śmietanki i
cukiernica.
- Kiedy nie ma dużego ruchu, niektórych pracowników cza-
sami zwalniają wcześniej. Dziś ja, na przykład, zastępuję służbę
hotelową.
- Mam więc szczęście? - mruknął pod nosem Jack.
- Nie wiem - odparł Evan, usłyszawszy kąśliwą uwagę.
- To się jeszcze zobaczy. - Zanim Jack zdołał zapytać, co to
ma znaczyć, chłopak warknął niegrzecznie: - Chcesz pan tę kawę,
czy mam ją odnieść?
Jack cofnął się od drzwi i wpuścił chłopaka do pokoju. Sądził,
że Evan byle gdzie postawi tacę i się wyniesie, ale się przeliczył.
Syn Georgii postąpił dokładnie tak, jak należało. Starannie przygo-
tował i nakrył stół. Jack sięgnął do szuflady i wyciągnął portfel.
Podał Evanowi napiwek.
- Nie potrzebuję pańskiej forsy - warknął chłopak, nie wycią-
gając przed siebie ręki.
- Czyżbyś należał do idealistów, którzy pracują za darmo? -
zapytał drwiąco Jack. Był zły na chłopaka za jego butę i odmowę
wzięcia napiwku.
45
S
R
- Nie chcę pańskich pieniędzy, rozumiesz pan?
Jack wrzucił portfel do szuflady, ujął się pod boki i spojrzał
Evanowi prosto w twarz.
- Coś mi się zdaje, że czegoś jednak ode mnie chcesz - po-
wiedział ostrym tonem.
Evan gniewnie zacisnął szczęki.
- Tak. Chcę, żebyś pan trzymał się z daleka od Georgii.
Jack zauważył, że chłopak już po raz drugi użył imienia matki.
- To, co mnie z nią łączyło, było dawno temu. Zanim przysze-
dłeś na świat. A w ogóle, szczerze powiedziawszy, to nie twój inte-
res - oświadczył Evanowi.
Chłopak przyjął bojową postawę. Przeniósł ciężar ciała z jed-
nej nogi na drugą, zakołysał się lekko i oparł ręce na biodrach. Na-
śladował postawę Jacka. Mimo że miał najwyżej szesnaście lat, był
od niego niewiele niższy. Wyrośnie z niego prawdziwy bokser,
pomyślał Jack, patrząc na barczyste ramiona młodego człowieka.
- Dobrze wiem, kim pan jest - oznajmił Evan. - Od pierwszej
chwili, gdy ją spotkałem, Georgia ciągle mówiła, że przypominam
jej kogoś, kogo znała, i...
- Odkąd spotkałeś Georgię? - przerwał mu Jack. - To ona nie
jest twoją matką?
Evan przestąpił z nogi na nogę.
- To moja przybrana matka. Ale to nie pański interes - dodał
ze złością.
Oszołomiony Jack patrzył na stojącego przed nim chłopaka.
Więc Georgia nie miała własnego syna? Adoptowała tego wyrost-
ka?
- Nazywa mnie synem - ciągnął Evan. - Uważa, że tak jest le-
piej, więc pozwalam jej na to. Ale nie jest moją matką. - Spojrzał
na Jacka z wyrazną niechęcią. - Jest jednak moim przyjacielem. I
46
S
R
ak moim przyjacielem. I nie chcę, żeby ktoś zrobił jej krzywdę.
- Ile masz lat? - zapytał Jack.
- Piętnaście - odparł Evan. - W lecie skończę szesnaście.
- Jak długo znasz Georgię?
- Poznałem ją pięć lat temu. Jack skinął głową.
- Ja znam ją znacznie dłużej - oświadczył.
- To nic nie znaczy. Gdyby pan był jej prawdziwym przyja-
cielem, nie opuściłby pan Carlisle i na tyle lat nie zostawił jej sa-
mej.
- Mówiła ci o tym? - z niedowierzaniem w głosie zapytał
Jack. Trudno było mu uwierzyć, że temu dzieciakowi Georgia
opowiadała takie rzeczy.
- Nie musiała. Sam się domyśliłem - wyjaśnił Evan. -Nie je-
stem głupi.
- Nigdy tego nie twierdziłem - oznajmił Jack. Wręcz przeciw-
nie. Jak na piętnastolatka ten szczeniak był aż za bystry.
Jack zaczynał powoli rozumieć powody takiego a nie innego
zachowania się chłopaka. Jego podejrzliwość, agresję i natych-
miastową złość. Musiał mieć trudne dzieciństwo. Nic więc dziw-
nego, że tak ostro zareagował na jego nagły przyjazd do Carlisle i
spotkanie z Georgią.
Nie oznaczało to jednak, że Jack zamierzał tolerować takie za-
chowanie się Evana.
- Słuchaj, Georgia jest także moim przyjacielem - oznajmił
chłopakowi. - Była nim również wtedy, kiedy poza nią nie miałem
nikogo innego. Opuściłem Carlisle, ale nie ją, bo miałem po temu
ważne powody. I teraz też wróciłem tutaj nie bez przyczyny.
Szczerze mówiąc, przyjechałem, żeby pomóc Georgii. Sobie i jej.
Nam obojgu.
47
S
R
Evan nie spuszczał wzroku z Jacka. Na jego twarzy nadal ma-
lowała się wrogość.
- Nie ufam panu - oświadczył.
- Wcale mnie to nie dziwi.
Chłopak widocznie uznał, że nie ma sensu przedłużać roz-
mowy, gdyż odwrócił się w stronę drzwi, otworzył je i przekro-
czył próg.
- Poczekaj - odezwał się Jack.
Evan zawahał się na chwilę. Stanął i zapytał: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •