[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie proponowałabym, gdybym nie chciała. I żadnych pocałunków, dopóki nie
skończymy. Zawołam cię, jeśli będziesz mi potrzebny - powiedziała z uśmiechem,
wychodząc do swego pokoju, gdzie rozłożyła się na łóżku z papierami.
Szybko zrozumiała, że sprawy mają się tak, jak to przedstawił Finn, czyli zle. Po
pewnym czasie odłożyła pióro i z głową odrzuconą na poduszki rozmyślała o sklepie Finna.
Kwadrans pózniej poszperała w swojej szafce.
- Finn? - zawołała wchodząc do kuchni.
- Słucham?
Miał przekrwione oczy i zmierzwione od ciągłego przeczesywania palcami włosy, a
przed sobą filiżankę z niedopitą kawą.
- Bardzo zle, prawda?
Lucy postawiła na stole brązowego pluszowego niedzwiadka, któremu brakowało
jednego ucha, a z łapki sypały się trociny.
- To moja maskotka na szczęście.
Finn znowu rozgarnął włosy, wziął zabawkę do ręki i obracał ją w palcach, wpatrując
się w nią takim wzrokiem, jakby po raz pierwszy w życiu zobaczył pluszowego misia.
- To twój Pan PhiPhi?
- Jedyny i niepowtarzalny. Przynosi szczęście. Jest twój, jeśli tylko chcesz.
- Naprawdę oddałabyś go, ot tak po prostu, w moje ręce? - Finn nie potrafił ukryć
zdumienia.
- Będzie mu u ciebie dobrze - odparła, czując falę ciepła na policzkach.
Finn zerknął na nią z wdzięcznością, kładąc misia obok siebie na ławie. Lucy
przysiadła naprzeciwko. Ciekawe, pomyślała, czy Finn w ogóle zdaje sobie sprawę, jak
prowokująco teraz wygląda. Siedział bez butów, w rozpiętej koszuli. Być może zresztą ta
niedbała poza dodawała mu uroku.
Pragnęła zerwać z ramion tę otwartą na piersi koszulę i pogładzić go po włosach, ale
tylko powiedziała:
- Zrobimy sobie maleńką przerwę?
- Z dziką rozkoszą.
Uśmiechnął się i pochylił nad stołem, zbliżając do niej twarz na odległość zaledwie
paru centymetrów.
- Caty czas myślałam...
- Wiem. Aż tutaj było słychać, jak ci mózg puchnie z wysiłku. Pokazała mu język z
udawaną złością. Spojrzał na nią zaskoczony.
- Zrób to jeszcze raz, proszę.
Zdumiona, wystawiła język. Nagle Finn skoczył ku niej i dotknął jej języka swoim.
Zaczęli się całować i Lucy poczuła, że ogarniają ją płomienie. Kiedy wywinęła mu się z
uścisku, jęknął.
- Mógłbym z miejsca rzucić studia w diabły, ale co z tego. I tak zostanie to przeklęte
ślęczenie nad cyframi w sklepie, a tego rzucić nie mogę, jeśli w ogóle mam się utrzymać na
powierzchni. Cokolwiek jednak się stanie, chcę i muszę się z tobą stale spotykać.
- Właśnie o tym chciałabym z tobą porozmawiać. Mam pewien pomysł.
- Za każdą pomoc z góry dziękuję.
- Posłuchaj, w interesach radzę sobie o niebo lepiej niż ty.
- I co z tego?
- Nie pracuję w soboty i w niedziele. Na najbliższą sobotę umówiłam się już z
rodzicami, ale w następną chciałabym pojechać do twojego sklepu. Zobaczymy, czy potrafię
coś dla ciebie zrobić. Po prostu pozwól mi tylko porządzić się tam przez jeden dzień. Co ty na
to?
- Daję ci wolną rękę, kochanie. Możesz tam pojechać, kiedy chcesz: w sobotę, w
poniedziałek, jak ci będzie pasowało. Ale za to w sobotni wieczór niech szlag trafi egzaminy,
zakończenie semestru, Dimples, jej holenderskiego Wielkiego Guya i co tam jeszcze chcesz,
zabieram cię na kolację. Zgoda? Zaklepane?
- Zaklepane. Wracaj do swojej pracy, a ja muszę jeszcze przemyśleć kilka rożnych
spraw. Zamierzała wstać od stołu, lecz Finn chwycił ją przez blat za przegub dłoni.
- Chodz tu do mnie - poprosił z uśmiechem. Potrząsnęła głową.
- Nic z tego. Prawko. Już zapomniałeś?
Puścił ją, naburmuszony, i wzruszył ramionami, gdy zabierała ze stołu filiżankę z
kawą. Po drodze do swego pokoju Lucy odwróciła się.
- Finn, ty dzierżawisz ten mały domek, w którym mieści się sklep, prawda?
- Nie mam forsy na nic większego.
- Czy właściciel miałby coś przeciw, gdybyś przemalował ten twój domek?
- Daj spokój, Lucy. - Finn ściągnął brwi. - Nie wymyślaj nic kosztownego. Malowanie
niewiele tu pomoże. Przyjrzyj się okolicy.
- Przeszkadzałoby mu to, czy nie?
- Na Boga, nie. Powiedział mi, że mogę robić, co chcę, ale nie dołoży z własnej
kieszeni grosza, jeśli tylko nie będzie musiał. Uzgodniliśmy to ze sobą już na samym
początku.
- Zwietnie - powiedziała Lucy i z uśmiechem wróciła do sypialni, żeby zrobić spis
tego wszystkiego, czego, jej zdaniem, wymagał sklep, jeśli miał się podnieść z ruiny.
Przed pójściem spać weszła jeszcze na moment do salonu, aby popatrzeć na Finna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]