[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjaciółką, podziękuje za miłe chwile spędzone razem i odejdzie. Do diabła,
może nawet ponownie zaproponuje jej pieniądze, a to będzie jak posypanie solą
otwartej rany.
Nie ma nic więcej do powiedzenia, Matt. Zróbmy tę uprzejmość Sal,
dobrze? Choć miała ochotę się rozpłakać, udało jej się zachować spokojny
głos. To była jego wina. Patrzył na nią takim spojrzeniem jak zwykle czułym,
romantycznym, zawsze tak na nią patrzył, gdy się kochali. To spojrzenie ani na
jotę nie straciło swej mocy. Chciało jej się krzyczeć z bólu, że już nigdy nie
będzie tak na nią patrzył.
Myślę, że jest mnóstwo do powiedzenia, ale zgadzam się, że teraz to nie
najlepszy moment. Może po ceremonii pójdziemy na spacer i porozmawiamy?
Ale po co? spytała głosem rozkapryszonego dziecka. Choć nigdy nie
tupała za złości nogami, teraz miała ochotę to zrobić. Ale nie gniew sprawił, że
jej głos brzmiał histerycznie. To ból, który wrzał pod powierzchnią,
wydobywając wspomnienia wspólnie spędzonych chwil.
Uniósł jej podbródek i spojrzał prosto w oczy, jakby chciał zajrzeć do
głębi jej duszy.
Ponieważ jesteśmy to sobie winni.
Zadrżała z oczekiwania. Jakże pragnęła po raz ostatni w życiu poczuć
jego usta na swoich.
O, jesteście! Chodzcie, zaraz wszystko się zacznie. Sal, która wyrosła
jak spod ziemi, objęła ich oboje i pociągnęła w stronę otwartych drzwi.
Mam nadzieję, że niczego nie knujesz? szepnęła jej Kara do ucha.
Ja? Sal zmieszała się nieco. Nigdy w życiu! Pospieszcie się, bo się
spóznimy.
Najbliższe dwie godziny ciągnęły się w nieskończoność. Sal zaprowadziła
ich na miejsce i prawie popchnęła Karę, aby usiadła obok Matta. Nie byłoby tak
zle, gdyby krzesła były dalej od siebie postawione. Organizatorzy, by zmieścić
jak najwięcej osób, zsunęli krzesła tak blisko, że ucho Kary niemal dotykało
głowy Matta.
Za każdym razem gdy Matt się poruszał, przeszywał ją rozkoszny
dreszcz. Im bardziej starała się to ignorować, tym było gorzej. Gdy część
oficjalna się skończyła, Kara poderwała się na równe nogi.
Ale Matt zaraz wziął ją pod ramię i poprowadził do foyer.
Czas na zdjęcia powiedział.
Skinęła głową. Obawiała się, że nie wydusi słowa. Nogi jej się trzęsły, i to
nie powodu zbyt długiego siedzenia w jednej pozycji.
W holu czekali już na nich fotografowie. Kara uśmiechała się, trzymała
Matta za rękę, a nawet pozwalała, by całował ją w policzek. A wszystko po to,
by pomóc Sal, zgodnie z wcześniejszą obietnicą.
W końcu fotografowie skończyli.
Dziękuję, moi kochani. Ocaliliście mi skórę. Sal objęła ich mocno i
serdecznie. A teraz może gdzieś wyskoczycie, żeby się zbawić?
Kara stłumiła śmiech. Sally robiła wszystko, co mogła, by popchnąć ich
ku sobie.
Ale zanim miała szansę odpowiedzieć, Matt przejął pałeczkę.
Wspaniały pomysł, Sal. Nie przyłączysz się do nas? Sally uśmiechnęła
się szerzej.
Nawet mi się nie śni. No, idzcie już. Popchnęła ich lekko w stronę
drzwi, a sama odwróciła się, by powitać znajomą.
Chyba czas na nasz spacer. Z kuszącym uśmiechem, który pobudzał
do szybszego bicia jej serce, wyciągnął do niej rękę.
Przez całe życie Kara była ostrożna. I to zaprowadziło ją donikąd.
Przynajmniej w sprawach uczuciowych. Ostrożność była potrzebna w doborze
przyjaciół, w interesach, przy zakupie domu czy samochodu. Ale nie teraz, gdy
był przy niej ukochany mężczyzna, który być może oferował ostatni przelotny
smak szczęścia. Postanowiła wyrzucić ostrożność za okno.
Podała mu rękę i rozkoszowała się przez chwilę dotykiem jego długich
palców, gdy schodzili po schodach opery, a potem szli wzdłuż nabrzeża.
Zastanawiała się, czy drży z powodu chłodnego, nocnego powietrza, czy raczej
ciepłego dotyku jego ręki. Jakby czytając w jej myślach, puścił jej rękę i zdjął
marynarkę.
Proszę, włóż. Zarzucił marynarkę na ramiona Kary i przyciągnął ją do
siebie.
Odetchnęła głęboko, pozwalając, by odurzający męski zapach przeniknął
jej zmysły. O Boże, jak Matt pięknie pachniał!
Tobie nie będzie zimno?
Wsunął ręce pod marynarkę i zaczął głaskać nagie ramiona Kary.
Nie, nie jest mi zimno.
Serce jej waliło, gdy pochylał ku niej głowę. Jeden pocałunek. Tylko
jeden. Na to może sobie pozwolić. Pocałunek na pożegnanie, aby mieć co
wspominać...
Gdy jego ciepłe usta dotknęły jej ust, Karze wrócił zdrowy rozsądek. Co
ona wyprawia? Dlaczego sama się torturuje? Ich umowa dobiegła końca. Im
szybciej przyjmie to do wiadomości, tym lepiej na tym wyjdzie.
Nie! Zacisnęła usta i cofnęła się o krok, by stworzyć pomiędzy nimi
jak największy dystans. Nie mogła myśleć, rwał jej się oddech, gdy on był tak
blisko.
Ujął jej podbródek i zmusił, by na niego spojrzała.
Nie masz pojęcia, co ja czuję, nieprawdaż? Popatrzyła na niego ze
złością. Była już zmęczona uczuciową karuzelą i naprawdę chciała się wycofać.
Chyba mam pewne pojęcie... wyjąkała. Zaklął cicho i odsunął się o
krok.
Nie mówię o... pożądaniu, chociaż nawet teraz cię pragnę... Zawsze cię
pragnąłem.
Gdy odsunął się od niej, drżała jeszcze bardziej. Przez jedna przelotną
chwilę zapragnęła, by znów ją objął. Skrzyżowała ramiona w obronnym geście.
Co to ma znaczyć?
To znaczy, że wtedy, dawno temu, wcale cię nie odepchnąłem. I to
znaczy, że żałuję, że wymyśliłem tę idiotyczną umowę. To oznacza, że
chciałbym...
Mów dalej... Ból malujący się w jego oczach rozdzierał jej serce. Ale
nie mogła mu uwierzyć. Jeszcze nie...
Chciałbym, byś pokochała mnie tak samo, jak ja kocham ciebie.
Powiedział to! Matt nigdy nie podejrzewał, że kiedyś powie te słowa.
Teraz w końcu wyznał swoje uczucia. Miał nadzieję, że nie było za pózno.
Jej odpowiedz kompletnie go zaskoczyła.
Ty, ty... Po prostu rzuciła się na niego z pięściami.
Ej, uspokój się! Chwycił ją za nadgarstki i przytrzymał. W sercu czuł
strach. Nie powiedziała: ja też cię kocham... Zamiast tego uderzyła go, on zaś
był bezbronny jak dziecko. Nie miał pojęcia, jak zareagować.
Powtórz to szepnęła, przestając walczyć.
Które zdanie? droczył się z nią. Wyglądała uroczo w sukni bez
ramiączek oraz za dużej marynarce. Włosy miała trochę potargane, a oczy
szeroko otwarte. Malował się w nich szok.
No wiesz. To zdanie, że mnie bardzo kochasz.
Na widok łzy toczącej się po jej policzku coś w nim pękło.
Kocham cię. Zawsze cię kochałem i będę kochać.
Ja też cię kocham. Przysunęła się do niego, pragnąc poczuć znów jego
usta na swoich.
%7ładnych umów, żadnych ugód szeptał, przesuwając ustami od jej
skroni do ust.
Odtąd ugody będziesz zawierał tylko w sądzie. Przypieczętowali to
pocałunkiem.
EPILOG
Kara zawsze wzruszała się na ślubach. Jak na kobietę biznesu była
prawdziwą beksą i dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem.
Pospiesz się, kochanie. Spóznimy się. Sal kręciła się wokół niej jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]