[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sercem. Wszak przynosiła Liamowi prezent. Dom był jej prezentem.
Dom, w którym mógłby być kimś innym niż duchownym. W swoim
własnym i w latarni morskiej zachowywał się jak ksiądz. Grał rolę, w
którą wcielił się na wyspie. Jej dom zaś znajdował się w ukryciu i mało
kto o nim wiedział. Wszystko będzie tam inne.
R
L
- Pauline! Jak miło cię znowu zobaczyć! Mam nadzieję, że dużo
pracowałaś, kiedy mnie nie było, kiedy nie mogłem ci przeszkadzać.
Zawsze ogarniają mnie wyrzuty sumienia, że odciągam cię od twojej
pracy.
Gdyby wiedział. Jedyną rzeczą, nad którą udało jej się popracować,
był jego portret.
- Przychodzę, żeby ci coś pokazać - rzekła i ciężko przełknęła.
Serce biło jej jak oszalałe.
- Obraz?
- Nie. Dom. Zmarszczył czoło.
- Który zamierzasz namalować?
Czuła narastającą niecierpliwość, miała przemożną ochotę wziąć
Liama za rękę i pociągnąć za sobą.
- Który kupiłam.
- Kupiłaś?
- Tak, tu na Jomfruland.
- Tutaj nie mą domów na sprzedaż, o ile wiem - wydawało się, że
nie daje mu spokoju jakaś myśl.
- Dom nazywa się domem Dorothei. Wyglądał, jakby doznał
prawdziwego wstrząsu.
- Nie mogłaś kupić tego domu. Chciałaś powiedzieć, że go ogląda-
łaś.
- Oglądałam go i kupiłam. W dodatku okazało się, że jest w lep-
szym stanie, niż ktokolwiek przypuszczał. Jedyna nieszczelność, którą
jak do tej pory znalezli stolarze, jest...
- Nie możesz kupić tego domu!
- Był tani. Niewiarygodnie tani.
- To dlatego, że Sivert przez wiele lat usiłował go sprzedać. Nikt
nie chciał tam zamieszkać.
Miałaby ochotę nim potrząsnąć. Popsuć radość to on potrafił!
- Mylisz się, Liamie. Gospodarz nie chciał właściwie sprzedawać
tego domu, ale zmienił zdanie. Zapragnął, by ktoś znowu tam za-
mieszkał i...
R
L
- Słyszałem, że ma karciane długi. Musiał sprzedać. Pauline osu-
nęła się na krzesło, kilka razy przełknęła.
Piekło ją w gardle.
- Czy nikt cię nie ostrzegał?
Pokręciła głową. Stolarze mało się odzywali. Odpowiadali, gdy ich
o coś pytała, ale poza tym skupiali się na robocie.
Nagle Liam jak gdyby zdał sobie sprawę, jak Pauline musi się teraz
czuć. Wziął ją za rękę,
- To na pewno będzie piękny dom, Pauline - rzekł i uśmiechnął się
szeroko. - Problem tylko w tym, że nie mogę przekroczyć jego progu.
- Dlaczego?
- W nocy, kiedy zmarła... To było bolesne, potwornie bolesne. Za-
wiodłem pod każdym względem. Nie mogłem jej dać ani poczucia
bezpieczeństwa, ani przekazać słowa Bożego.
- Jak umarła?
- Spadła ze schodów i skręciła kark. Spodziewała się dziecka.
- Ogromnie mi przykro, Liam, ale to nie twoja wina.
- Nie, to nie moja wina, lecz powinienem był jej pomóc.
- Ale jak...
Podniósł do góry rękę i potrząsnął głową.
- Nie chcę o tym więcej mówić, Pauline. W głębi duszy potępiałem
ją, jak wszyscy inni. Była sama.
- Sama?
- Pauline!
Zrozumiała. Dom Dorothei przypominał mu, że zawiódł jako
ksiądz. To jeszcze jeden powód, dla którego powinien zrezygnować z
pełnienia funkcji księdza, pomyślała. Wcale nie powinien być du-
chownym. Z czasem spróbuje go przekonać, że jego Bóg wybaczył mu
już dawno temu i że Dorothea pragnęłaby, żeby dom wypełnił się ży-
ciem. Zwiatłem i ciepłem - i być może dziećmi. To nie w porządku, by
taki piękny dom stał pusty, dopóki nie spróchnieje i się nie rozpadnie.
Któregoś dnia odwiedzi grób Dorothei i opowie jej, że zaopiekowała
się domem i wszystkimi pamiątkami.
R
L
- Pochowano ją tu na wyspie, na cmentarzu zmarłych na zarazę -
rzekł cicho ojciec Liam, jak gdyby czytał w myślach Paułine. - Nie w
grobie rodzinnym na lądzie.
- Nie sądziłam, że mieszkańcy Jomfruland używają tamtego cmen-
tarza...
- Była jesień. W dniu, kiedy zginęła Dorothea, zanosiło się na
sztorm. Wiało przez trzy dni bez przerwy. Wtedy jej brat zdecydował,
by dłużej nie czekać, i pochówek musiał się odbyć na wyspie. Ja pro-
wadziłem kondukt żałobny. Dorothea leży teraz razem z wyrzuconymi
na brzeg marynarzami i innymi obcymi.
Pauline skinęła głową. A więc Dorothea musiała zostać tu na wy-
spie, ale to chyba jeszcze nie jest najgorsze. Grób tej kobiety to kolejny
powód, który nie pozwalał Liamowi być mężczyzną i okazać swych
uczuć i tęsknot.
- Napijesz się kawy?
Kawy? Na moment osłupiała, lecz po chwili przytaknęła.
Ojciec Liam rozpalił w piecu, zmielił kawę i odmierzył wodę. Pau-
line zaś siedziała przy kuchennym stole i wodziła za nim wzrokiem.
Nagle uświadomiła sobie, że musi go zabrać z tej wyspy. To ich jedyna
szansa. Tu na Jomfruland zbyt wiele mu przeszkadza, a on sam zbyt
wiele od siebie wymaga. W taki czy inny sposób musi go stąd zabrać.
R
L
Rozdział 5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]