[ Pobierz całość w formacie PDF ]
która służyła za stół. Oba były wyściełane poduszkami,
a oparcia pokrywała gruba, owcza skóra. A więc Ilsa wkro
czyła i do jego sanktuarium.
Wyciągnął się wygodnie na krześle, popijając wino. Nie
powinien być taki surowy. Krzesło było wygodne, a haft na
poduszkach wspaniały. Przedstawiał gryfa otoczonego osta
mi, nie żadnymi kwiatami. Nie powinien czepiać się Ilsy.
Ostatecznie jej obowiązkiem było dbanie, aby dom był wy
godny i gościnny. Zastanawiał się tylko, kiedy Ilsie udało się
zmienić wystrój jego pokoju, skoro nieustannie w nim prze
bywał.
Wyobraził sobie ją czekającą za drzwiami, aż on wyjdzie
z pokoju, i układającą w pośpiechu wszystkie te poduszki.
Uśmiechnął się do siebie na tę myśl. No i powiesiła tkaninę
nad kominkiem. Zmarszczył brwi, kiedy zauważył jeszcze
dwie inne. Gdzie ona to wszystko znalazła? Nie przypominał
sobie, żeby wniosła w posagu dużo skrzyń.
Usłyszał pukanie do drzwi.
- ProszÄ™.
Do pokoju wszedł jego sługa, Geordie. Rozejrzawszy się
dokoła, uśmiechnął się.
- Bardzo tu teraz ładnie, panie. Cały dom staje się coraz
Å‚adniejszy.
- Rzeczywiście, moja żona nie traci czasu. Zastanawiam
siÄ™ tylko, skÄ…d to wszystko siÄ™ bierze.
- Z piwnicy. Twoja żona, panie, kazała się tam zaprowa
dzić i znalazła te wszystkie skarby.
- Nic o nich nie wiedziałem.
- Cóż, myśleliśmy, że wiesz, ale po prostu nie dbasz
o rzeczy, zebrane przez twojego wuja. Miał ich dużo, ale
prawie ich nie używał. Lubił ładne przedmioty, ale jakby
nie wiedział, co z nimi robić. Musiał być zamożnym czło
wiekiem.
Byłby nim zapewne, gdyby nie wydawał pieniędzy na
sprzęty, których potem nie używał, pomyślał Diarmot.
Wzbierał w nim gniew na wspomnienie wuja, który niewiele
pomógł Connorowi i jego rodzinie w odbudowaniu Deil-
cladach, kiedy zostało zniszczone podczas kolejnej wojny.
To, że wuj zbierał dobra, gdy tymczasem on i jego rodzina
głodowali, dowodziło tylko, jak mało dbał o swój klan. To
tłumaczy także, dlaczego wuj nigdy nie zaprosił żadnego
z nich do Clachthrom. Nie troszczył się nawet o zachowanie
pozorów. Obawiał się, że ktoś mógłby odkryć, że jest czło
wiekiem zamożnym.
- Myślisz, że mój wuj był złodziejem? - spytał, odpędza
jąc od siebie te myśli.
- Nie - odparł Geordie. - Ludzie zawsze mówili o jego
rozrzutności, o tym, że wydawał pieniądze na niepotrzebne
przedmioty. Lady Ilsa dowiedziała się o nich, kiedy roz
pytywała o rzeczy, które mogłaby wykorzystać do urządze
nia domu, nadania mu trochę ciepła. Przeszukała wcześniej
pokoje Anabelle. Twoja zmarła żona, panie, również groma
dziła piękne przedmioty.
Diarmot dopił wino i poprosił Geordiego, żeby poprowa
dził go do piwnicy. Kiedy służący pokazał mu dwa ogromne
pomieszczenia wypełnione po brzegi bogactwami, o których
mu się nawet nie śniło, nie posiadał się ze zdumienia. Jego
wuj był bogatym człowiekiem, a teraz ten majątek należał do
niego.
- To wszystko mogło zmienić Clachthrom w posiadłość
godną króla - wymamrotał, oglądając piękne, bogate
tkaniny.
- Tak, panie. Zdaje się, że lady Ilsa powiedziała to samo.
Diarmot zastanawiał się, dlaczego to go wcale nie zdziwi
ło. Ilsa podbiła jego serce namiętnością, stosunkiem do jego
dzieci i troską o jego dom. Jeśli nie będzie się miał na
baczności, pewnego ranka obudzi się kompletnie pokonany.
Zatrważająca była łatwość, z jaką wszystko jej się udawało.
IX
lsa odwróciła się i uśmiechnęła. Za nią gęsiego szli Odo,
I
Ivy i Aulay. Wciąż miała poczucie winy, że zostawiła
małą Alice, mimo, że dziewczynka przyjęła bez sprzeciwu
do wiadomości wytłumaczenie, że małe dzieci nie mogą
chodzić na wycieczki do lasu. Do tego trzeba mieć pięć lat
lub, tak jak Aulay, zbliżać się do tego wieku. Ilsa podejrze
wała, że w dniu, kiedy Alice skończy pięć lat, upomni się
o swoje prawa. I dostanie je, jeśli ja jeszcze tu będę, pomyśla
ła i westchnęła. Przez te dwa tygodnie, od wyjazdu Gillyanne
i reszty MacEnroyów, niewiele się zmieniło. Jej bracia wraz
z Nantym wciąż szukali wroga Diarmota, a ten wciąż szukał
sposobów, żeby utrzymać między nimi dystans. W nocy był
namiętnym kochankiem, a w dzień zmieniał się w nieczułe
go, obcego mężczyznę. Ilsa bała się, że już dłużej tego nie
zniesie. Zdobycie szacunku męża, na początku wyzwanie,
powoli zaczynało przypominać udrękę. Kiedy przekroczyła
te cienką linię między cierpliwością a upokorzeniem?
Pomyślała, że szkoda dnia na umartwianie się. Zatrzymała
się przed skałą, na którą zamierzała się wspiąć. Skała nie
była wysoka, a jaskinia, do której Ilsa chciała się dostać,
znajdowała się w połowie jej wysokości. Dzieci powinny
sobie poradzić, gdyż do jaskini prowadziła wąska ścieżka.
, . *
Odwróciła się w ich stronę. Pochód zamykał Tom,
który prowadził kucyka. Choć był jeszcze bardzo młody
i Ilsa nie wiedziała, czy jest wprawny w posługiwaniu
się mieczem, zabrała go ze sobą, jako ochronę, bo umiał
postępować z dziećmi.
- Teraz wejdziemy na górę - odezwała się.
- Po co? - spytała Ivy.
- Tam wysoko znajduje się mała jaskinia, w której są
takie kamienie, jakich szukam. - Spojrzała na chłopców,
których zaintrygowała pieczara.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]