[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie kpij. - Sara odniosła się do tego pomysłu sceptycznie.
- Wcale nie żartuję. Byłaby to praca w najbardziej amerykańskim
stylu - odparł. - Trzeba by opracować ankiety, przeprowadzić
wywiady, zrobić obliczenia statystyczne.
Zauważył w tłumie Micka i pomachał do niego ręką. Mick
podszedł do nich.
- Czy pozwolisz, że twój targ potraktuję jako przedmiot moich
badań naukowych? - spytał Charlie.
- Oczywiście. Jeżeli nie będziesz przeszkadzał w handlu.
- To by się dało zrobić. - Charlie wziął siostrzeńców za ręce. - A
co byście powiedzieli na jakiś deser?
Jamie wydał okrzyk radości, a Joey poważnie skinął główką.
- I wiesz, Saro - powiedział Charlie. - Jungowi by się tutaj
podobało. Tu można odkryć prawdę kryjącą się pod zewnętrznymi
pozorami.
- Dzieci, żadnych królików - przypomniała chłopcom Sara. Mick
usiadł koło niej na ławce. Mimo obecności tylu ludzi, odczuli intymną
bliskość. Ich biodra dotykały się. Sara, speszona, odsunęła się nieco.
Mick patrzył na płynącą po niebie ławicę chmur. Wyglądał na
zmęczonego i Sara z trudem powstrzymywała chęć pomasowania mu
karku. Pomyślała, że jego oczy mają kolor pociemniałego od chmur
nieba.
- Możemy zjeść kolację wcześniej - powiedział. - Idzie deszcz,
wkrótce targ opustoszeje.
- Czy byłeś tu kiedyś w czasie tornado?
- Naturalnie. To niesamowite przeżycie. Można zobaczyć
prawdziwe trąby powietrzne.
Sara zadrżała. Zbyt często widziała skutki tornado - potężne
drzewa połamane jak zapałki i zwalone domy. W początkowym
okresie pracy w Fundacji Wernera była przydzielona do działu
zajmującego się pomocą dla ofiar klęsk żywiołowych.
- Miałem szczęście - powiedział Mick. - Ani tornada, ani pioruny
nie wyrządziły mi krzywdy.
%7łeby wyczerpać temat, Sara mogłaby jeszcze wspomnieć o
gradzie i zawiejach śnieżnych. A ona chciała rozmawiać z nim o
czymś zupełnie innym: o jego rodzinie, a zwłaszcza o tym epizodzie,
o którym tak ogólnikowo napomknęła Lil. A także o samej Lil i o
handlowych planach Jenny. Usłyszała cichy odgłos grzmotu i
zobaczyła na niebie jasną błyskawicę, przecinającą chmury.
- Mamy burzę - zauważył Mick.
Deszcz rozpoczął się od kilku ostrzegawczych kropli, po czym
nadciągnęła ulewa. Mick wyszedł spod okapu dachu magazynu. Stał
uśmiechnięty w strugach zimnego deszczu. W jednej chwili był
całkowicie przemoczony. Koszulka przykleiła mu się do piersi, woda
spływała ze związanych na karku włosów.
- Jesteś szalony!
W dwóch susach znalazł się przy Sarze. Chwycił ją mocno za
rękę i pociągnął ku sobie.
- Chodz Saro, oszalej ze mną! Wyszarpnęła swoją dłoń.
- Nie, dziękuję.
- I tak zmokniesz, kiedy będziesz pomagać siostrze w
pakowaniu.
Zmoknąć to jedno, a wygłupiać się na deszczu to całkiem coś
innego. Wychyliła się tylko trochę i wysunęła palce, żeby uchwycić
spadające krople. Zaraz się cofnęła.
- Jakie zimne.
- W ruchu będzie ci ciepło. - Przeskakiwał z nogi na nogę w
zwariowanym tańcu. - Cudowna pogoda.
- Dla kaczek.
- No, dalej, Saro - przekomarzał się. - W głębi duszy marzysz o
zabawie w deszczu. - Wyciągnął rękę. - No, proszę.
- Daj spokój. Wyglądasz śmiesznie. Ja tu zaczekam, aż przestanie
padać.
Zrobił gest, jakby został ugodzony w serce i zaczął wycierać z
oczu deszczowe łzy.
- No, niech ci będzie. - Sara obciągnęła żakiet, podniosła kołnierz
i zrobiła duży krok do przodu. Chciała zawrócić, bo deszcz był zimny,
ale Mick pochwycił ją za rękę i przytrzymał.
Tupnęła nogą w kałużę, żeby go ochlapać. Zrobił to samo. Woda
zalała białe trampki Sary i zmoczyła skarpetki. I wtedy, zachęcana
przez Micka, zaczęła krążyć wkoło niego, rozpryskując nogami wodę.
Od lat nie bawiła się tak beztrosko.
Wszyscy ludzie na targu pospiesznie chowali się ze swymi
pudłami pod parasole.
- Przechyl głowę do tyłu - poprosił. - Podnieś ramiona do góry i
staraj się dotknąć chmur.
- Robisz z nas przedstawienie.
- Do licha, nie. To deszcz z wiatrem reżyserują swój spektakl.
Wzniosła ręce i twarz ku niebu i poczuła na języku świeży smak
wody. Deszcz cudownie chłodził ramiona i piersi.
- To głupie i zwariowane. - Spojrzała na Micka i roześmiała się.
- Szalone i piękne. - Pogłaskał lekko jej ramię. - I ty jesteś
piękna.
- Muszę już iść i pomóc Jenny - powiedziała nagle zawstydzona.
- Pamiętaj, spotykamy się w przyczepie. Klucz leży pod
doniczką. - Odwrócił się szybko i zniknął za wodną zasłoną.
Sara pobiegła do stoiska siostry, która właśnie zmagała się z
przemoczonym tekturowym pudłem pełnym książek. Mimo to Jenny
była uśmiechnięta.
- Zarobiłam trzysta dwadzieścia pięć dolarów - obwieściła.
- Wspaniale. Pakujmy te rupiecie.
- Gdyby mi się tak udawało w każdą sobotę i niedzielę - Jenny
była pełna entuzjazmu - kupno domu stałoby się realne.
- Cudownie.
Sara położyła pudło z książkami na taczki. Na szczęście inne
ciężkie skarby Jenny zostały sprzedane.
- Zostaw te cholerne książki, sprzedaję je raptem po ćwierć
dolara.
Sara uchyliła wieko pudła. Steinbeck.  Wielki Gatsby"
Fitzgeralda, Dickens. Jej książki. Byłoby zbrodnią zostawić je tutaj i
wydać na pastwę deszczu słowa, które dały jej tyle radości. Może dla
Jenny książki nie są ważne, ale Sara je ocali. Załadowała na taczki
drugie pudło z książkami i podwiozła je do samochodu Jenny.
Obracała tak trzy razy i w końcu ta mozolna praca na deszczu
przestała być zabawna. Sara była całkiem przemoczona i zziębnięta.
Na szczęście Charlie usadowił już chłopców w furgonetce i mógł
siostrom pomóc. Razem szybko uporali się z likwidacją stoiska.
Wreszcie Sara wsiadła do swego samochodu, pomachała ręką rodzinie
i odjechała w kierunku przyczepy Micka.
Mówił, że klucz jest pod doniczką, ale którą? Kilkanaście
glinianych naczyń z kwiatami stało przy ścieżce. Zajrzała pod jedną,
potem drugą. Trzecia - z czerwoną pelargonią - wypadła jej z rąk i
stłukła się. Sara poślizgnęła się i wpadła w błoto. W końcu znalazła
klucz i weszła do środka.
Zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie plecami, z trudem łapiąc
oddech. W przyczepie było ciemno, ale ciepło. W powietrzu unosił się
smakowity zapach. Sos do spaghetti przyrządzony według starego,
rodzinnego przepisu?
Ubranie Sary było całkiem mokre. Powinna się przebrać, ale w
co? Zapaliła światło. Jej oczom ukazało się wygodnie umeblowane
pomieszczenie, oświetlone paroma małymi lampami. Po lewej stronie
była kuchnia, a w niej na piecyku stał garnek z parującym sosem. W
łazience znalazła ręcznik, którym owinęła mokre włosy. Wyruszyła na
dalsze zwiedzanie. W sypialni Micka, poza różnymi szafkami, stało
biurko z komputerem i pomocniczymi urządzeniami. Na półkach
sąsiadowały ze sobą książki o rachunkowości i podatkach, klasyczna
literatura piękna i współczesna beletrystyka. Mieszanina fantazji i
interesu, to cały Mick, pomyślała Sara.
Kiedy otwierała drzwi szafy Micka, wiedziała, że popełnia
niedyskrecję. Nie była wścibska z natury. Ale w coś się musiała
przebrać. Uznała, że lepiej popełnić nietakt, niż paradować nago.
Chwyciła pierwszą rzecz, która wpadła jej w ręce - była to granatowa
koszula z weluru z długimi rękawami. Przebrała się szybko i w tej
samej chwili usłyszała odgłos otwieranych drzwi.
Wsunęła głowę do przedsionka.
- Pożyczyłam twoją koszulę, przepraszam - powiedziała.
Odgarnął grzywę mokrych włosów z czoła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •