[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z mostów, które Alex ustawił ponad torami. - Mężczyzna
nie przyprowadza kobiety na świąteczny obiad do rodzi-
ców, chyba że są...
- Przyjaciółmi. I nie ma powodu do zdziwienia. Moi
S
R
rodzice rozpoznają ciężarną kobietę na pierwszy rzut oka.
- Uśmiechnął się, gdy podłączony do sieci pociąg ruszył.
- Nie daj się prosić, Dano. Nie martw się, nie analizuj
niczego i nie rozważaj za i przeciw. Po prostu powiedz:
 Dobrze, Alex".
- Dobrze, Alex. Wygrałeś.
- A widzisz? To nie było takie trudne.
- Nie chciałam po prostu spędzić świąt samotnie
- powiedziała, śledząc wzrokiem miniaturowe wagoni-
ki. - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Gdybym cię
straciła...
- Nie ma takiej możliwości - zapewnił ją. -1 w ogó-
le za bardzo się wszystkim przejmujesz. - Ujął dłoń Dany
i czekał, aż odwzajemni jego spojrzenie. - Obiecaj mi,
że na ten jeden dzień zapomnisz o wszelkich zmartwie-
niach. Powiedz:  Dobrze, Alex".
- Dobrze, Alex.
Dla Freda i Katherine LaRock święta były bodaj je-
dyną w roku okazją, aby zgromadzić przy stole całą ro-
dzinę. Przyjazd synów i wnuków na farmę był czymś
więcej niż tylko zwykłym spotkaniem. Był pielęgnowa-
niem drzewa, którego gałęzie wyrosły daleko od korzeni.
Zwiąteczne zjazdy rodzinne należały do skrzętnie kulty-
wowanej tradycji, której nikt nie śmiał złamać.
W tym dniu cieszono się także obecnością Dany. Po-
witano ją ciepło i serdecznie. Państwo LaRock nie za-
dawali jej kłopotliwych pytań, nie oczekiwali żadnych
wyjaśnień. Alex przedstawił ją jako swoją przyjaciółkę,
która w tym roku nie wyjechała do domu na święta. Dana
S
R
dała wyraznie do zrozumienia, że rozmowa o jej mężu
jest dla niej trudna, wobec czego zaniechano dalszych
prób podjęcia tego tematu.
Rozmowa toczyła się zatem głównie na tematy szkol-
ne i tego, kto jakie robi postępy w nauce. Starszy
brat Alexa, George, i jego żona, Denise, nie oponowali,
gdy ich synowie zaczęli zabawiać resztę towarzystwa
szkolnymi opowieściami. Już na pierwszy rzut oka by-
ło widać, że Paul i Greg uwielbiają wujka Alexa. I to
wcale nie za jego sportowe sukcesy, ale za sam fakt, że
jest on ich wujkiem. Poza tym umiał słuchać z żywym
zainteresowaniem, zadawał właściwe pytania i potrafił
żartować.
Ma cudowne podejście do dzieci, pomyślała Dana.
Będzie kiedyś wspaniałym nauczycielem i... wspaniałym
ojcem.
Dana wzbudziła ogólny wybuch niedowierzania
i śmiechu, oznajmiając, że pomimo iż pochodzi z Wi-
sconsin, nie ma pojęcia o dojeniu krów.
- Nigdy nawet nie widziałam, jak ktoś doi krowę -
przyznała się. - Czy używa się przy tym jakiegoś spe-
cjalnego chwytu?
- Teraz nie doimy krów ręcznie - powiedział Fred.
- Człowiek musiałby wtedy spędzać przy nich dwadzie-
ścia cztery godziny na dobę.
- Jednak kiedyś, zanim kupiliśmy maszyny, robiliśmy
to ręcznie. Mieliśmy wtedy, rzecz jasna, o wiele mniej
krów. Pamiętam, że dojenie zwykle spadało na mnie, bo
mój starszy brat miał ważniejsze rzeczy na głowie - po-
wiedział Alex.
S
R
- Zgadza się - przyznał George. - Dojenie było spe-
cjalnością Alexa.
Fred wskazał widelcem swego młodszego syna.
- Ten chłopak umie obchodzić się z krowami. Potrafił
wycisnąć mleko z każdej z nich.
- Wygrywał wszystkie konkursy dojenia - dodał
George. - Pamiętasz, jak Alfred Lund przykleił ci na ple-
cach karteczkę? - George zaśmiał się na samo wspomnie-
nie. - Napisał na niej:  Krowi książę".
Alex z uśmiechem pokiwał głową. Dana zauważyła,
że zrobił się zupełnie czerwony na twarzy.
- Dobry, stary Alfred...
- Alex niezle mu wtedy dołożył - zaśmiał się Fred.
- Za co został na trzy dni zawieszony w zajęciach
szkolnych - przypomniała Katherine.
- Na szczęście było to poza sezonem i futbolowa liga
nie grała.
- Gdyby to był sezon, wyrzuciliby cię z drużyny -
zauważył George. - Alex był wtedy najgorszą zmorą na-
uczycieli. Nie chciałabyś takiego ancymonka w swojej
klasie, Dano. Założę się, że gdyby jego dawni nauczyciele
wiedzieli, że on sam ma zostać belfrem, życzyliby mu
klasy pełnej tak trudnych uczniów, do jakich sam należał.
- Nieprawda - zapewniła go Dana z przekonaniem.
- Powiedzieliby:  Witaj na pokładzie, Alex. Jesteś wła-
ściwą osobą na właściwym miejscu".
- To moja korepetytorka - przypomniał Alex, pro-
mieniejąc. - Ona wie, co mówi.
- Ale nadal nie widziałam, jak się doi krowę. - Rzu-
ciła mu wymowne spojrzenie. - A przecież jestem właś-
S
R
nie na farmie mlecznej, i to z kimś, kto szczyci się ty-
tułem mistrza dojenia.
Alex odchrząknął i sięgnął po szklankę z wodą.
- Dobrze. Po kolacji książę wydoi krowę.
Było już dobrze po północy, gdy wreszcie wstali od
stołu, wymieniając ostatnie świąteczne życzenia. Dana za-
mknęła oczy natychmiast, gdy tylko wsiedli do samo-
chodu, jednak Alex nie odważył się wygłosić kolejnego
monologu, jako że nie był pewien, czy jego pasażerka
rzeczywiście zasnęła. Ale jeśli tak, to i tym razem spała
pięknie. Jak anioł. Musiała być bardzo zmęczona po ca-
łym dniu spędzonym na farmie. Miał nadzieję, że był to
dla niej miły dzień. Ani razu nie dostrzegł tego chara-
kterystycznego wyrazu przygnębienia w jej oczach.
Tak jak obiecał, po kolacji zabrał chłopców i Dane
na pokaz dojenia. Paul i Greg pomogli mu wyprowadzić
starą Gertrudę z zagrody, po czym straciwszy zaintere-
sowanie wielokrotnie widzianymi czynnościami, pobiegli
na strych łapać koty i myszy. On zaś nakazał Danie stanąć
w pewnej odległości od zwierzęcia, a sam usiadł na trój-
nogu i ustawił wiadro w odpowiednim miejscu. Uwiel-
biał zapach parującego, świeżego mleka, zwłaszcza zimą,
gdy perspektywa ciepłego posiłku dodawała mu energii
i chęci do życia.
- Nie widzę, co robisz - poskarżyła się Dana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •