[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Problem nie tkwił jednak w jej umyśle. To cała reszta, jej ciało, tak
bardzo za nim tęskniła. Zaczęła tęsknić w chwili pożegnania na tylnej
klatce schodowej biblioteki. Sama wybrała to miejsce. Bezpieczny, neu-
tralny grunt, gdzie Matt nie mógłby wylać na nią swojej złości ani
zgarnąć jej w ramiona i zrobić dokładnie tego, co właśnie teraz robił.
Sprawiał, że miękła i rozpuszczała się.
Czyżby zapomniała, jak wygląda Justin? Przecież kazała sobie
myśleć o bracie, a nie o tym, jak kochała się z Mattem. Nie miała się do
czego uciec ani czym wygasić ognia, który zaczynał trawić jej wnętrze.
Nie miała pod ręką nic, czym zdołałaby schłodzić tę gorączkę.
Matt wziął ją w objęcia i teraz czuła już także jego ciało, nie tylko
same wargi. Przyciskał ją mocno. Miała w głowie tylko jedno: ostatni raz,
kiedy się kochali.
Pragnęła to powtórzyć.
Nie, nie będzie żadnego następnego razu. Nigdy. Czyżby już
zapomniała? Miała być silna i dzielna. Cicha woda brzegi rwie i tak dalej.
Cicha woda? Przecież ona tonie. Tonie w szybkim tempie.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Matt pragnął jej natychmiast, tu i teraz, na tym elegancko
zastawionym stole, między zjedzonym częściowo kurczakiem i
nietkniętym jeszcze deserem. Tylko Rose była mu potrzebna do życia.
Umierał bez niej, a teraz rozpaczliwie pragnął zaspokoić swój głód jej
dotykiem, smakiem i zapachem.
Ona też miała na niego apetyt. Matt o tym wiedział, czuł to. W jej
pocałunku i w jej przytulonym ciele znalazł najbardziej wiarygodny
dowód jej uczuć.
Rose go pożąda. To w takim razie czemu wciąż tak usilnie temu
zaprzecza? Dlaczego unieważnia ich najcenniejsze więzy? Z jakiego
powodu tak zapiera się, żeby mu nie ulec? I dlaczego uciekła?
Nie dostrzegał w tym wszystkim najmniejszego sensu.
Do diabła z sensem, do diabła z zasadami. Byli sami, pod
gwiazdzistym niebem, dwadzieścia pięter nad nieprawdopodobnie bujną
zielenią parku w samym sercu najbardziej kipiącego życiem miasta w tym
kraju. Słyszał, jak zamykają się drzwi frontowe. Wiedział, że Beth
zostawiła ich na parę godzin. Sama go o tym zapewniła.
Mieli czas, żeby się kochać. On miał czas, by przekonać Rose, że
należy tylko do niego, a on do niej.
Rose zlękła się, fala lęku zmyła dręczące ją erotyczne marzenia. Tak
nie może dalej być. Czuła, że w każdej chwili może skapitulować. Matt
zawsze miał nad nią władzę, od samego początku.
Od pierwszego pocałunku pozbawił ją jakiejkolwiek zdolności
oporu. Nie, to nie może się powtórzyć. W ciągu kilku ostatnich miesięcy,
a zwłaszcza przez minione sześć tygodni Rose bardzo dojrzała. Zaś kon-
sekwencje, które niegdyś zdawały się mglistymi zjawami gdzieś daleko
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
na horyzoncie, stały się twardą rzeczywistością, która groziła, że ją
zdławi.
Oparła mocno ręce o jego klatkę piersiową, zdecydowana, by
uwolnić się, póki jeszcze pora. Potrzebowała tylko sekundy, by złapać
oddech, który wyparował w gorączce tej bliskości.
- Rose, przecież chciałaś, żebym cię pocałował. To, co zrobiłaś, nie
było chłodne ani obojętne.
Rose weszła w rolę kłótliwej sekutnicy i zamierzała rzucić się na
niego z zaciśniętymi pięściami.
- Ty egoistyczna...
Puścił jej talię i złapał za nadgarstki. Ale dużo skuteczniej
powstrzymał ją wzrokiem.
- Chciałaś, żebym cię pocałował - powtórzył. - Rów- nie mocno, jak
ja pragnąłem cię pocałować. Przestań wreszcie udawać i wracaj ze mną
do Mission Creek.
%7łyczyła sobie tego z całego serca.
Ale czy on nie dostrzega, że to beznadziejne? Nawet bez dziecka,
które dodatkowo komplikuje sytuację.
- Po co? %7łeby spotykać się z tobą po kryjomu i kraść kilka minut z
twojego cennego czasu?
Tak, to prawda, Matt wcale nie miał ochoty tego zmieniać. Było mu
z tym wygodnie.
- Co w tym złego?
Rose wyrwała mu się gwałtownym szarpnięciem.
- Wszystko. Ten pocałunek udowadnia tylko jedno. %7łe pociągasz
mnie fizycznie. Tak samo lubię czekoladę, ale jak zjem jej za dużo,
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
rzucam ją. Staram się więc jeść po troszeczku.
Matt usiłował zrozumieć coś z jej aluzji i pozostał głupi.
- Co masz na myśli? %7łe chcesz się spotykać z innymi
mężczyznami?
Uczepiła się tego, co sam jej podpowiedział. Wykorzystałaby
wszystko, każdy wykręt, byle tylko trzymać się jak najdalej od jego objęć
i pocałunków.
- Tak, z milionami innych facetów. Teraz sobie pójdziesz?
Matt chciał jednak zyskać trochę czasu.
- Nie.
Zasiadł z powrotem przy stole, tym razem do zimnego kurczaka.-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]