[ Pobierz całość w formacie PDF ]
milionów dolarów. Trójka z ośmioma zerami.
Wiele milionów telewidzów w całej Ameryce zdało sobie nagle sprawę, że w programie
nastąpił zanik fonii. Panującą ciszę rekompensowało jednak z nadwyżką bogactwo i różnorodność
mimiki pokazywanych na ekranie twarzy, które wyrażały rozległą gamę reakcji: od całkowitego
oburzenia, poprzez pełne niezrozumienie i absolutne niedowierzanie, aż po kompletny szok.
Podczas tych kilku trwających wieczność chwil dzwięk byłby doprawdy niewybaczalnym wtrętem.
Jak można było oczekiwać, pierwszy ocknął się minister skarbu Quarry, przyzwyczajony do
operowania liczbami o wielu zerach.
- Czy na pewno się nie przesłyszałem?
- Trzy, zero, zero, kropka, zero, zero, zero, kropka, zero, zero, zero. Jeśli dacie mi tablicę i
kredę, napiszę to.
- To absurd! Obłęd! Ten człowiek oszalał! Oszalał! Oszalał! - Prezydent, którego fioletowa
w tym momencie twarz prezentowała się całkiem niezle w kolorowej telewizji, zacisnął pięść i na
próżno rozglądał się wokół za stołem, w który mógłby uderzyć. - Wie pan, co za to grozi, Branson:
porwanie, szantaż, wymuszenie pod grozbą, i to na skalę...
- Na skalę zupełnie bez precedensu w dziejach przestępczości?
- Właśnie. Na skalę zupełnie... niechże się pan zamknie! Za zdradę - a jest to zdrada stanu -
można domagać się kary śmierci, i choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką uczynię...
- To może nastąpić w każdej chwili. Zapewniam, panie prezydencie, że nie będzie miał pan
okazji pociągnąć za dzwignię. Radzę mi wierzyć. - Wyciągnął pistolet. Co pan na to, bym na
poparcie moich zamiarów na oczach stu milionów widzów przestrzelił panu kolano? Wtedy
naprawdę potrzebowałby pan tej swojej laseczki. Dla mnie to drobiazg. - W jego głosie
pobrzmiewała chłodna obojętność, przekonująca o wiele bardziej niż same słowa.
Prezydent rozluznił zaciśniętą dłoń i nie tyle zagłębił się w fotelu, co opadł nań jak
przedziurawiony balon. Fiolet na jego twarzy nabierał szarego odcienia.
- Musicie nauczyć się myśleć na dużą skalę - ciągnął Branson. - Jesteśmy w Stanach
Zjednoczonych Ameryki, najbogatszym kraju świata, a nie w jakiejś republice bananowej. Cóż
znaczy trzysta milionów dolarów? Parę okrętów podwodnych typu "Polaris"? Drobny ułamek
kosztu wysłania człowieka na Księżyc? Ułamek procenta dochodu narodowego brutto. Jeśli
uszczknę kroplę z amerykańskiej misy, nikt tego nie zauważy. Ale jeżeli mi na to nie pozwolą,
wówczas wielu ludzi odczuje brak pana, panie prezydencie i pańskich arabskich przyjaciół. I
pomyśleć tylko, co tracicie, pan i Ameryka. Dziesięć razy tyle, sto razy? Przede wszystkim upadnie
sprawa rafinerii w San Rafael. To będzie koniec waszych nadziei na uzyskanie klauzuli szczególnie
uprzywilejowanego kraju, który otrzymuje ropę po najniższych cenach. W istocie, jeśli ich
wysokości nie wrócą do ojczyzny, Stanom grozić będzie z pewnością całkowite embargo na
dostawy ropy, co doprowadzi kraj do bezdennej recesji, przy której rok 1929 wyda się niedzielną
majówką. - Spojrzał na Hansena, władcę imperium energetycznego. - Zgodzi się pan, panie
Hansen?
Zgadzanie się z kimkolwiek było najwyrazniej ostatnią rzeczą, na jaką Hansen miał ochotę.
Jego nerwowe tiki urastały do rozmiarów tańca świętego Wita. Gwałtownie poruszając głową
wypatrywał odsieczy. Przełknął ślinę, odkaszlnął w dłonie, spojrzał błagalnie na prezydenta, i
wyglądało na to, że zaraz się załamie, gdy minister skarbu przyszedł mu z pomocą.
- Odczytywałbym przyszłość w podobny sposób - stwierdził Quarry. - Dziękuję.
Król podniósł rękę.
- Jedno słowo, jeśli pan pozwoli. - Król był człowiekiem zupełnie innego pokroju niż
prezydent.
Aby otrzymać koronę, musiał usunąć, najczęściej raz na zawsze, niemałą liczbę
najbliższych krewnych, przebijanie się przez życie nie było więc dla niego żadną nowością;
przemoc towarzyszyła mu stale i zapewne miał umrzeć razem z nią albo z jej powodu.
- Oczywiście.
- Tylko ślepcy nie dostrzegają rzeczywistości. Nie jestem ślepcem. Prezydent zapłaci.
Prezydent nie miał nic do powiedzenia na temat tej hojnej oferty: patrzył w dół na jezdnię, jak
wróżbita przyglądający się swej kryształowej kuli i ukrywający przed klientem, co tam widzi.
- Dziękuję, wasza wysokość.
- Pózniej, oczywiście, dopadną pana i zabiją, bez względu na to, w której części świata
będzie pan usiłował się ukryć. Gdyby nawet mnie pan teraz zabił, pańska śmierć jest równie pewna,
co jutrzejszy wschód słońca.
Branson był niewzruszony.
- Dopóki jest pan w moich rękach, wasza wysokość, nie mam co do tego obaw. Wyobrażam
sobie, że gdyby któryś z pana poddanych naraził choćby na niebezpieczeństwo pańskie życie, nie
mówiąc już o odpowiedzialności za jego utratę, znalazłby się błyskawicznie w raju. O ile
królobójcy idą do raju, co moim zdaniem powinno być zakazane. Nie sądzę też, by był pan typem
człowieka, który podbiegnie teraz do balustrady i skoczy w dół, aby podburzyć wiernych do
rzucenia się na mnie z długimi nożami. - Doprawdy.
Oczy pod obwisłymi powiekami nawet nie drgnęły.
- A jeśli jestem inny niż pan sądzi?
- Gdyby pan skoczył albo spróbował to zrobić? - I znów ta chłodna obojętność. - Jak pan
sądzi, po co mam tu lekarza i karetkę?
Van Effen, jakie masz instrukcje na wypadek czyjejś nieroztropnej próby ucieczki? Van
Effen okazał się równie obojętny.
- Pokiereszować mu nogi z pistoletu maszynowego. Lekarz go poskłada. - Moglibyśmy
nawet, w razie potrzeby, zaopatrzyć pana w protezę. Martwy nie przedstawia pan dla mnie żadnej
wartości, wasza wysokość. - Oczy pod obwisłymi powiekami były zamknięte. - A więc sumę okupu
ustaliliśmy? %7ładnych sprzeciwów? Znakomicie. To by było na początek.
- Na początek? - Tym razem odezwał się generał Cartland, a w jego oczach można było
dostrzec obraz plutonu egzekucyjnego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]