[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czysto ilościowy. Wyznaczanie większości na mocy decyzji
wyborców niczego w istocie nam nie mówi o jakości ludzkich
poglądów. Możemy się w ten sposób dowiedzieć, jak wielu ludzi
w danym momencie chce X, ale nie będziemy wiedzieli nic o
tym jak bardzo. Zupełnie już nie wiadomo, co byliby gotowi
ofiarować za X, co jest informacją o kluczowym znaczeniu w
społecznościach zbudowanych z mniejszości. Podobnie też
mechanizm wyborczy nie potrafi przekazać ostrzeżenia, że
jakaś mniejszość czuje się tak zagrożona, albo że jakaś kwestia
jest dla niej w takim stopniu sprawą życia lub śmierci, iż
poglądom owej mniejszości należy się większa niż normalnie
uwaga.
Owe dobrze znane niedostatki zasady większości były
tolerowane w społeczeństwach masowych z tej między innymi
racji,
94
że mniejszościom brak było z reguły siły, która pozwoliłaby
stawić czoło funkcjonującemu systemowi. W dzisiejszym
społeczeństwie, w którym powstały niesłychanie bogate
systemy połączeń, w którym jednocześnie wszyscy należymy
do grup mniejszościowych, nie jest to już prawdą. W odartym z
masowości społeczeństwie trzeciej fali systemy sprzężeń
zwrotnych pochodzące z industrialnej przeszłości stają się
całkowicie niewydolne, co sprawia, że z takich form jak wybory
czy badania opinii publicznej trzeba będzie korzystać na
zupełnie nowe sposoby. Na szczęście technologie trzeciej fali
torują drogę demokracji trzeciej fali. W zdumiewająco nowym
kontekście raz jeszcze stawiają one na porządku dnia kwestie,
które zaprzątały twórców Stanów Zjednoczonych dwieście lat
temu. Owe technologie umożliwiają pojawienie się nowych,
dotąd nierzeczywistych form demokracji.
Demokracja na pół bezpośrednia
Drugim kamieniem węgielnym jutrzejszego ustroju politycznego
musi stać się zasada  demokracji na pół bezpośredniej", która
oznaczać będzie, że zamiast zdawania się na reprezentantów
będziemy w większym stopniu reprezentować sami siebie.
Połączenie tych dwóch rozwiązań daje właśnie demokrację na
pół bezpośrednią.
Widzieliśmy już, że rozpadnięcie się jednogłośnej, wspólnej
opinii podważa samo pojęcie reprezentacji. Jeśli po powrocie
od urn ginie też jedność wyborców, to kogo właściwie
reprezentuje poseł? Z drugiej zaś strony, członkowie ciał
prawodawczych w coraz większym stopniu polegać muszą na
zawodowych urzędnikach i odwoływać się do pomocy
ekspertów z zewnątrz. W Wielkiej Brytanii członkowie
parlamentu z racji braku kompetencji w poszczególnych
sprawach notorycznie okazują się bezsilni wobec biurokracji z
Whitehall, co sprawia, że władza w dużej mierze należy do
nieobieralnych urzędników.
W Stanach Zjednoczonych Kongres postanowił zrównoważyć
95
wpływy władzy wykonawczej, ale w efekcie stworzył tylko
własną biurokrację: Kongresowe Biuro Budżetowe, Biuro
Rzeczoznawców Technicznych i wiele innych agencji oraz
instytucji doradczych, przenosząc w ten sposób problem z
zewnątrz na sam Kapitol. Nasi wybieralni reprezentanci wiedzą
coraz mniej o wielu kwestiach, które przychodzi im rozstrzygać,
muszą więc w coraz większym stopniu polegać na opinii innych.
Nasi przedstawiciele przestali już nawet reprezentować samych
siebie.
Różnego typu zgromadzenia ustawodawcze teoretycznie miały
też być miejscami, w których dochodziłoby do pogodzenia
konkurencyjnych żądań różnych mniejszości. Przedstawiciele
mieli w ich imieniu dobijać kompromisowych targów. Przy
dzisiejszych topornych narzędziach politycznych rodem z epoki
drugiej fali, żaden z posłów nie jest w stanie dotrzeć do
niezliczonych grupek, których interesy ma reprezentować, a cóż
dopiero mówić o efektywnej obronie ich interesów. Wszystko
wygląda tym gorzej, im bardziej ugina się pod ciężarem prac
Kongres w USA, Bundestag w Niemczech czy Storting w
Norwegii. To pozwala zrozumieć, skąd bierze się
bezkompromisowość grup nacisku, które zawiązują się wokół
jednej, konkretnej sprawy. Nie widząc możliwości
wyrafinowanych uzgodnień czy targów, grupy te ani myślą
wchodzić w jakiekolwiek ugody z istniejącym systemem. W
efekcie upada także teoria rządu przedstawicielskiego jako
najwyższego mediatora.
Załamanie się systemu negocjacji, paraliż instytucji
przedstawicielskich oznaczają, że w długim okresie wiele z
decyzji, które obecnie podejmowane są przez niewielką liczbę
pseudoreprezentantów, będzie musiało być przekazanych
samym wyborcom. Skoro wybierani przez nas rozjemcy nie
potrafią zawierać umów w naszym imieniu, musimy to robić
sami. Jeśli prawa przez nich stanowione coraz bardziej
odbiegają od naszych potrzeb i nie dają im wyrazu, to musimy
sprawy przejąć we własne ręce, do tego jednak potrzeba nam
nowych instytucji i nowych technologii.
Rewolucjoniści drugiej fali, którzy zaprojektowali najważniejsze
96
dzisiaj instytucje, dobrze orientowali się w możliwościach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •