[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sfałszowany? Bo wolała nie pokazywać pózniejszego. To obudziło moje podejrzenia. Pamiętasz?
Powiedziałem ci, że trzeba mieć się na baczności pod każdym względem, kiedy ludzie nie mówią
prawdy.
- A mimo to - żachnąłem się niecierpliwie - przytoczyłeś pózniej dwa powody, dla których
panna Howard nie mogła popełnić zbrodni.
- Bardzo ważkie powody, mon ami. Długi czas potykałem się o nie. Wreszcie uprzytomniłem
sobie, że panna Howard i Alfred Inglethorp to kuzyni. Nie mogła zamordować samodzielnie, lecz
jej współudział nie był wykluczony. No i ta przesadna, ostentacyjna nienawiść mogła
maskować zupełnie inne uczucia. Niewątpliwie długo przed pojawieniem się Inglethorpa w Styles
czułe związki łączyły tę parę. Nikczemny plan był z góry ułożony. On miał poślubić bogatą,
lekko pomyloną damę w starszym wieku, wyłudzić testament na swoją korzyść i uwolnić się za
pomocą bardzo przebiegle obmyślonego morderstwa. Gdyby zbrodniarze postawili na swoim, z
pewnością wyjechaliby z Anglii i żyli gdzieś dostatnio na koszt nieszczęśliwej ofiary.
To chytra, nie przebierająca w środkach para. Rozumiesz, Hastings? Na Inglethorpa rozmyślnie
zwraca się uwagę, a jednocześnie ona preparuje
całkiem inne rozwiązanie. Przyjeżdża z Middlingham z kompromitującymi  dowodami . Jest
absolutnie wolna od podejrzeń. Nikt nie zwraca uwagi na jej wędrówki po domu. Bez trudności
podrzuca strychninę i okulary w pokoju Johna. Brodę chowa w kufrze na poddaszu. Jej głowa, by
to wszystko się wcześniej czy pózniej znalazło.
- Nie bardzo rozumiem, czemu zbrodniarze uwzięli się na Johna - powiedziałem. - Nierównie
łatwiej byłoby zrobić kozła ofiarnego z Lawrence a.
- Możliwe. Ale poszlaki przeciwko Lawrence owi nasuwały się same, ku niemałemu zmartwieniu
naszej pary. To był czysty zbieg okoliczności. Naturalnie z ich punktu widzenia.
- Lawrence zachowywał się dziwnie - podchwyciłem tonem zastanowienia.
- Tak. I oczywiście rozumiesz motywy tego postępowania?
- Nie.
- Nie rozumiesz? Sądził, że zbrodnię popełniła mademoiselle Cyntia.
- Niepodobna! - zawołałem.
- Dlaczego? Sam byłem bardzo bliski takiej koncepcji. Pierwsze moje pytanie zadane panu
Wellsowi tyczyło schedy. W grę wchodziły też spreparowane przez pannę Cyntię proszki nasenne i
jej talent do przebierania się za mężczyzn, o czym wspomniała Dorcas. Słowo daję! Miała
przeciwko sobie poszlak wi
- %7ł
ęcej niż ktokolwiek inny!
artujesz, Poirot!
- Nic podobnego. Chcesz wiedzieć, czego przeraził się Lawrence, kiedy krytycznej nocy wszedł
do sypialni pani Inglethorp. Zorientował się łatwo, że jego macocha kona, niewątpliwie otruta. W
tym momencie spojrzał nad twoim ramieniem w kierunku drzwi do pokoju mademoiselle Cyntii.
Były odryglowane!
- Twierdził coś wręcz przeciwnego - zaoponowałem.
- Naturalnie. To mnie właśnie upewniło, że rygiel był odsunięty.
Lawrence osłaniał mademoiselle Cyntię.
- Z jakiej racji miałby ją osłaniać?
- Bo się w niej kocha.
Wybuchnąłem śmiechem.
- No, tym razem, Poirot, jesteś w grubym błędzie. On się w niej kocha!
Dowiedziałem się przypadkiem, że jej wyraznie nie lubi.
- Kto ci to mówił, mon ami?
- Sama Cyntia.
- Biedna mała! Bardzo była tym zmartwiona?
- Skąd! Powiedziała, że jej wcale na nim nie zależy.
- Wobec tego zależy jej bardzo. Ach, kobietki, kobietki! Zawsze takie
same.
- Twoje wnioski to dla mnie wielka niespodzianka - powiedziałem.
- Dlaczego? Czy Lawrence nie robił kwaśnej miny, ilekroć mademoiselle Cyntia rozmawiała
wesoło z jego bratem? Wbił sobie do głowy, że ta mała jest zakochana w Johnie. Kiedy krytycznej
nocy zrozumiał, że panią Inglethorp otruto, kiedy zobaczył odryglowane drzwi, pochopnie
wyciągnął wnioski. Osądził, że panna Murdoch ma coś wspólnego ze zbrodnią. Przywiedziony do
rozpaczy, zdeptał filiżankę. Był przekonany, że ona zaniosła kawę na górę. Nie chciał dopuścić
do badania fusów. Pózniej uparcie i wbrew logice bronił koncepcji śmierci z przyczyn
naturalnych.
- Mógłbyś mi wytłumaczyć historię z brakującą filiżanką po kawie? - podj ąłem.
- Byłem przekonany, że ukryła ją pani Cavendish, ale musiałem się upewnić. Monsieur
Lawrence nie rozumiał zupełnie, o co mi chodzi. Jednakże po namyśle doszedł do przekonania, że
oczyści ukochaną z podejrzeń, jeżeli nieszczęsną filiżankę znajdzie. Nawiasem mówiąc, miał
słuszność.
- Jeszcze jedno, Poirot. Jaki sens miały ostatnie słowa pani Inglethorp?
- Jaki? Stanowiły oskarżenie męża. To pewne.
- Jak Boga kocham, Poirot, chyba już wszystko wyjaśniłeś. Cieszę się z pomyślnego zakończenia
sprawy. Nawet John pogodził się z żoną.
- Dzięki mnie.
- Dzięki tobie? - zdziwiłem się raz jeszcze.
- Kochany przyjacielu! Nie rozumiesz, że tylko i wyłącznie proces mógł ich pojednać? Osobiście
nie wątpiłem, że John Cavendish kocha Mary. Podobnie oceniałem jej uczucia dla męża, Niestety [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •