[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Są zbyt ciężkie. Pasowałyby do mieszczańskiego salonu,
ale tu są nie na miejscu.
- Ty decydujesz - odparł krótko Reese.
Lęk ogarnął samozwańczą dekoratorkę wnętrz, ale po
chwili wróciła jej pewność siebie. Była wprawdzie ama
torką, ale miała dobry gust; wielu znajomym udzielała
dobrych rad. Weszła do salonu i stanęła w drzwiach, ob
rzucając spojrzeniem cały pokój. Reese patrzył na nią
przyjaźnie i ufnie. Po namyśle uznała, że wspólna praca
uporządkuje ich kontakty. Postanowiła przyjąć zlecenie. Jej
wzrok przyciągnęła masywna balustrada schodów wiodą
cych na piętro.
- Zobaczmy, jak wyglądają pokoje na górze.
- Idź pierwsza. Zaraz przyjdę. Muszę wrócić na chwilę
do auta.
Beth odprowadziła go do tylnych drzwi. Stanęła na gan
ku i patrzyła na Reese'a, który popędził w stronę kabrio
letu. Z ciemnych chmur spadły pierwsze krople deszczu.
Na białej koszuli biegnącego przybywało ciemniejszych
plam.
- Myślę, że lubisz ten dom, ale nie chcesz się do tego
przyznać - zawołała nagle.
- Lubię też mego jaguara, który za chwilę napełni się
po brzegi ciepłą deszczówką - odparł Reese.
Beth wybuchnęła śmiechem i wróciła do domu. Posta
nowiła obejrzeć pomieszczenia na piętrze. Korytarz i po
koje były jasne, pełne światła i powietrza, które zdawało
się lśnić niczym połyskująca w promieniach słońca masa
perłowa. Beth weszła do pierwszej z brzegu sypialni
i podeszła do okna. Odsunęła koronkowe firanki i w zadu-
mie popatrzyła na zdziczały ogród moknący w strugach
deszczu. Oczarowana dziwną poświatą, puściła wodze fan
tazji. Przed oczyma rozmarzonej dziewczyny przesuwały
się wizje i obrazy, których do tej pory wyobraźnia jej nie
podsuwała. Ujrzała nagle dzieci o kędzierzawych włosach
i piwnych oczach, a także siebie i Reese'a trzymającego
dłoń na jej wydatnym brzuchu. Wzruszenie ścisnęło jej
gardło. Do tej chwili była przekonana, że nie pragnie ta
kiego życia.
Po kilku minutach trzasnęły drzwi. Reese wrócił do
domu.
- Jestem na górze. Pierwsze drzwi po prawej stronie
- zawołała. Gdy na schodach rozległ się głośny tupot, do
dała rzeczowo: - Spróbuj wyobrazić sobie, jak będą wy
glądały pomieszczenia urządzone sosnowymi meblami,
które idealnie pasują do ścian wyłożonych jasnym pia
skowcem. Gładkie drewno i porowaty kamień tworzą cie
kawy kontrast. - Wysunęła kawałek metalowej taśmy
mierniczej i wymachiwała nią jak czarodziejską różdżką.
Usłyszała kroki Reese'a, który przyszedł do sypialni. - Za
słony powinny być z grubego lnianego płótna uszlachet
nionego jedwabiem... Jak ty wyglądasz! - Rzuciła taśmę
mierniczą na stolik, przyniosła z łazienki duży ręcznik
i podała go ociekającemu wodą mężczyźnie. - Całkiem
przemokłeś. Miałeś tylko podnieść dach kabrioletu!
- Wracając, znalazłem to w trawie pod oliwkami - wy
jaśnił, kładąc na nocnym stoliku zawiniątko uczynione
z chusteczki do nosa. Wytarł starannie włosy i twarz, a po
tem zdjął koszulę i powiesił ją na krześle. Beth odwinęła
brzegi chusteczki.
- Truskawki! - Włożyła do ust mały owoc o wspa
niałym aromacie. Rozkoszowała się jego niezrówna
nym smakiem. - Pyszne! Prawdziwa uczta dla podnie
bienia.
Reese wycierał mokrą szyję i tors, obserwując dziew
czynę, która kosztowała dojrzałych owoców.
- Roślinki całkiem zdziczały. Trudno znaleźć je w tra
wie, ale warto spróbować, bo owoce mają doskonałe.
- Chcesz spróbować? - Beth spałaszowała dwie truska
wki. Z trzeciej odgryzła połówkę, a resztę owocu podała
Reese'owi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]