[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dłoni, po czym Phyllis wsiadła do BMW i wyjechała z Sarne.
Szczęściara.
W trakcie drogi do motelu wyjaśniłam Tolliverowi
sprawę z jego pokojem.
Nieważne. Wezmę prysznic, zjem coś porządnego, a
potem pewnie się prześpię kilka godzin. Następnie wstanę,
wezmę prysznic, zjem coś porządnego i pójdę spać.
I to po niecałych dwóch dobach w areszcie?! A co,
jakbyś musiał tam spędzić tydzień? Otrząsnął się ze wstrętem.
Nie uwierzyłabyś, jakie koszmarne jest to więzienie.
Chyba próbują tam karmić więzniów za dziesięć centów
dziennie.
Przecież siedziałeś już przedtem w areszcie?
zauważyłam, zaskoczona jego gwałtowną reakcją.
Tak, ale nie musiałem się martwić, że ktoś ci zrobi
krzywdę i że całe miasto uczestniczy w spisku przeciw nam.
Tak uważasz?
Czułbym się lepiej, gdyby najbardziej prominentny
prawnik w miasteczku i szeryf nie byli kolesiami, w dodatku
zamieszanymi w sprawę, która nas tu sprowadziła. Nie mogłem
spać. Facet, którego wsadzili do mojej celi, był kompletnie
zalany. Chrapał i przerazliwie capił. Miałem bardzo dużo czasu
na rozmyślanie i w efekcie wmówiłem sobie, że coś mi zrobią, a
potem powiedzą, że poślizgnąłem się na mydle i rozbiłem sobie
głowę albo przypadkiem wsadziłem ją w pętlę, która zacisnęła
się i powiesiła na haku u sufitu. A potem dorwą ciebie.
Phyllis mówi, że nie musimy tu zostawać.
W takim razie wyjedziemy z samego rana.
Zwietnie.
Tolliver wyjął z walizki czyste ubranie i poszedł do
łazienki. Ja tymczasem pojechałam kupić mu coś do jedzenia.
Zdecydowałam się na bar z okienkiem dla kierowców, byle
tylko nie wysiadać z auta. Moja mania prześladowcza miała się
coraz lepiej, choć musiałam przyznać, że mieszkańcy Sarne, z
którymi stykałam się przelotnie, traktowali mnie dobrze.
Dziewczyna obsługująca kierowców była wesoła i grzeczna,
kobieta w kasie na stacji benzynowej uprzejma, a sędzia
konkretny i fachowy. Niewątpliwie miałam wypaczony obraz
Sarne i jego mieszkańców.
Trudno, pomyślałam. I tak się stąd wynosimy.
Zjadłam z lepszym apetytem, niż przez ostatnie kilka
dni. Po posiłku położyłam się i zapadłam w drzemkę. Na wpół
świadomie rejestrowałam odgłosy zakręcanej wody i szelest
torebek, gdy Tolliver zjadał swoją porcję. Zapadałam już w
głębszy sen, gdy poczułam jak kładzie się na drugiej połowie
łóżka. Potem zaległa cisza, zakłócona jedynie monotonnym
podzwiękiem włączonego ogrzewania.
Obudziłam się wcześniej niż Tolliver; po ostatniej nocy
nie potrzebowałam tyle snu. Rozsunęłam zasłony i spojrzałam
na niebo szare i spęczniałe nadchodzącym deszczem. Choć była
dopiero czwarta, za godzinę pewnie ściemni się całkowicie.
Umyłam zęby, uczesałam się, włożyłam buty, a potem usiadłam
przy stoliku z notesem i ołówkiem w ręku. Lubię robić listy
różnych rzeczy, ale nieczęsto mam ku temu okazję rzadko
robię zakupy w sklepie spożywczym, a większość spraw
załatwiamy po drodze dokądś.
Postanowiłam przypomnieć sobie wszystkie fakty,
zapisać je i zobaczyć jakie nasuną mi się wnioski.
1. Sybil i szeryf są rodzeństwem.
2. Sybil i Paul są kochankami.
3. Syn Sybil został zamordowany.
4. Dziewczyna syna Sybil została zamordowana w tym
samym czasie.
5. Dziewczyna Della, Teenie Hopkins, była siostrą
zamordowanej żony zastępcy szeryfa, Hollisa Boxleitnera.
6. Sally (żona zastępcy) została zabita po tym, jak
sprzątała gabinet...
7. Męża Sybil, ofiary przedwczesnego zawału serca,
który to zawał nastąpił, podczas gdy Dick przeglądał...
8. Dokumentację medyczną syna (który wtedy jeszcze
żył), córki i swoją.
9. Helen Hopkins także zamordowana matka Teenie
Hopkins i żony Hollisa Boxleitnera.
10. Helen długie lata była gosposią w domu Sybil,
dopóki nie zaczęła pić i nie pobił jej mąż, Jay Hopkins.
11. Jej adwokatem w sprawie przeciw mężowi, a
również podczas dużo wcześniej przeprowadzonego rozwodu,
był Paul Edwards, prawnik i kochanek Sybil.
12. Sybil dowiedziała się o mnie od Terry ego Vale a.
13. Hollis chciał poznać prawdę o śmierci swojej żony.
14. Paul Edwards zapłacił nam chętnie.
15. Ktoś napuścił na mnie Scota tak skutecznie, że ten
wziął pieniądze (albo po prostu dał się nakłonić) do zaczajenia
się na mnie z zamiarem pobicia.
16. Ten sam ktoś albo ktoś inny strzelał do mnie na
cmentarzu w Sarne.
17. Mojego brata zaaresztowano na podstawie
fałszywych zarzutów prawdopodobnie, by umożliwić
strzelcowi swobodne działanie albo by wystraszyć nas na tyle,
abyśmy opuścili miasto bez zgody szeryfa.
Tolliver przeciągnął się, ziewnął i podszedł spojrzeć mi
przez ramię.
Po co ci to? zapytał.
Musimy zrozumieć, o co w tym chodzi. Inaczej się
stąd nie wydostaniemy.
Wyjeżdżamy rano. Mogą zrobić na autostradzie
blokadę, mam to gdzieś. I tak wyjedziemy z tej cholernej
mieściny.
Rozdział czternasty
Musiałam się uśmiechnąć, mimo że właśnie wytrząsałam
z fiolki dwie tabletki przeciwbólowe. Połknęłam je szybko.
Tolliver wyjrzał na zewnątrz.
Oho, idzie burza.
Dlatego zaczyna mnie boleć głowa.
A może jesteś też głodna? zasugerował delikatnie.
Jadłam kilka godzin temu.
Dość dawno. Poza tym zjadłaś tylko pół kanapki.
Jedzmy do Mount Parnassus. Tam przynajmniej nie wpadniemy
w żadne kłopoty.
Brzmi niezle. Ale wiesz, moglibyśmy się od razu
spakować i jechać prosto stamtąd zaproponowałam.
Nie podczas burzy.
To przeze mnie nie mogliśmy jezdzić podczas burz.
Czasem zle je znosiłam. Kolejna słabość na moim koncie.
Zrobimy wypad do Mount Parnassus zdecydował
Tolliver. To niecałe dwadzieścia kilometrów na północ.
Chmury burzowe zasnuły niebo, zrobiło się zupełnie
ciemno. Ze względu na moje samopoczucie prowadził Tolliver,
więc to ja odebrałam telefon, gdy rozległ się dzwonek.
Cześć powiedziałam, rozpoznając głos Marka. Co
u ciebie?
Bywało lepiej. Jest tam koło ciebie Tolliver? Bez
słowa oddałam słuchawkę bratu. Nie lubił rozmawiać, gdy
prowadził, więc zjechał na pobocze. Mark był prawie dorosły,
gdy nasi rodzice zamieszkali razem, a potem wzięli ślub.
Nie lubił mojej matki, mierziła go sytuacja w domu,
więc wyprowadził się przy pierwszej nadarzającej się okazji. Ze
względu na młodszego brata wpadał do nas mniej więcej co dwa
tygodnie. Podrzucał nam jedzenie, ubrania i sprowadzał lekarzy,
gdy rodzice byli zbyt naćpani, by zauważyć nasze problemy
zdrowotne.
Mark upodobał sobie szczególnie Cameron, łączyła ich
więz taka, jak mnie i Tollivera. Dziewczynki były dla niego
tylko dodatkowymi zestawami potrzeb i wymagań.
Wyobrażałam sobie, z jakim niezadowoleniem przyjął
wezwanie do zajęcia się sprawą zniknięcia Marielli. Pewnie w
tej właśnie sprawie dzwonił teraz do Tollivera.
Znalazł ją szepnął Tolliver, oddalając na moment
słuchawkę. W godzinę.
No, to nie najgorzej. Oczywiście miałam wiele pytań, ale
postanowiłam poczekać z zadawaniem ich, aż skończą
rozmawiać.
Na szczęście Tolliver szybko zakończył połączenie.
Ukrywali się w budynku szkółki niedzielnej Craiga
wyjaśnił.
Co? A gdzie jest teraz?
W domu. Craigowi skończyło się jedzenie, więc i tak
przestało ją to bawić.
Zapadło milczenie. Trudno było coś dodać na temat
Marielli. Zbyt wiele złych rzeczy widziała w życiu, by
zachować niewinność dziecka i prawdopodobnie szybko podąży
tą samą ścieżką, co matka. Szkółka niedzielna, godziny
spędzane z Ioną w kościele, rozmowy umoralniające i edukacja
państwowa niewiele tu pomogą. Dbaliśmy, żeby życie sióstr nie
kończyło się tylko na szkole opłacaliśmy im lekcje tańca,
śpiewu, rysunku. Powtarzałam sobie tę litanię w głowie,
zastanawiając się, co jeszcze mogłam zrobić. Sąd nigdy nie
oddałby ich na wychowanie mnie i Tolliverowi.
Ból głowy nasilił się. Zerknęłam niespokojnie na niebo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]