[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uśmiechała się do niego rodzina Armstrongów. Natychmiast też zauważył, że w mieszkaniu
nie było śladów mężczyzny. Cassie odwiesiła swój płaszcz i kurtkę Charliego do szafy.
Widok jego zniszczonej, w niektórych miejscach już poprze-cieranej kurtki niemal ją
rozczulił. Uśmiechnęła się do siebie. Przy swoich zarobkach mógł sobie pozwolić na nową.
Już
kiedyś przy innej okazji zauważyła, że, w odróżnieniu od swoich kolegów z agencji,
Charlie nie przywiÄ…zywaÅ‚ przesad¬nej wagi do rzeczy. I za to go także lubiÅ‚a.
- Czego się napijesz? Może być piwo albo wino?
- Niech bÄ™dzie piwo - odpowiedziaÅ‚, stojÄ…c przed jej bib¬liotekÄ…. Książki zawsze dużo
mówiÄ… o wÅ‚aÅ›cicielu. W jej do¬mowym ksiÄ™gozbiorze trudno byÅ‚o dopatrzyć siÄ™ jakiegoÅ›
klu¬cza. W tym sensie rzeczywiÅ›cie dobrze oddawaÅ‚ on charakter Cassie. Obok tomów
klasyków staÅ‚y popularne czytadÅ‚a. Jed¬na z książek szczególnie rzucaÅ‚a siÄ™ w oczy. ByÅ‚ to
wybór poezji Roberta Frosta. Wyjął ją z półki i zaczął wertować. Książka nosiła wyrazne
Å›lady czytania, w Å›rodku tkwiÅ‚y licz¬ne zakÅ‚adki, a przy jakimÅ› wierszu byÅ‚ nawet
niewyrazny, zrobiony najpewniej ręką Cassie, dopisek.
OdÅ‚ożyÅ‚ tom, gdy weszÅ‚a do pokoju. ZauważyÅ‚ jej zdziwio¬ne spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie. Używam głowy nie tylko do wymyślania hasełek reklamowych.
Poza tym nie zapominaj, że chodziÅ‚em aż do piÄ™ciu szkół, wiÄ™c jakieÅ› nawyki mi jesz¬cze
pozostały.
- Nie o to chodzi. - Cassie doskonale zdawaÅ‚a sobie spra¬wÄ™, że Charlie jest bardzo
inteligentny, może nawet bardziej inteligentny niż ona. A już z pewnością ma bogatszą
wyobraz¬niÄ™ jÄ™zykowÄ…. Tego mu rzeczywiÅ›cie zazdroÅ›ciÅ‚a. - Nie przy-puszczaÅ‚am, że
czytujesz poezje. Frost to mój ulubiony autor.
- Popatrz tylko: mój także. Jaki ten świat mały, prawda? Może jednak mamy coś ze
sobą wspólnego, jak sądzisz?
Była tego pewna. Ale postanowiła trochę się z nim po-
droczyć.
- Niby co takiego, jeśli nie liczyć wierszy pewnego poety?
- Na przykład oboje lubimy piwo. Skoro o tym mowa: napiłbym się chętnie.
- Chodz do kuchni. Wstawiłam je na chwilę do lodówki?
Charlie ruszył za nią.
- Jaki tu porzÄ…dek. - RozejrzaÅ‚ siÄ™ wokół. - Nie, zamiÅ‚o¬wanie do porzÄ…dku na pewno
nie jest tym, co nas Å‚Ä…czy.
- Wiem, wiem. ByÅ‚am przecież w twoim pokoju biu¬rowym.
Postanowił skorzystać z okazji.
- To jeszcze nic. Musisz zobaczyć moje mieszkanie. Cassie zatrzymała się w pół kroku.
- Czemu nie? Ciekawa jestem, jak mieszkasz.
Charlie nie posiadał się ze zdumienia. Czy ona powiedziała to naprawdę, czy usłyszał te
słowa we własnej wyobrazni?
- Zdajesz sobie sprawę? Po raz pierwszy jesteśmy sami.
Tylko ty i ja.
Cassie otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej dwie butelki piwa.
- Tak. Wiem - powiedziała cicho. Wyjęła z szuflady
otwieracz i zdjęła kapsle.
Charlie spojrzał na nią uważnie.
- Czyja ciÄ™ denerwujÄ™?
Cassie odwróciła głowę w jego stronę.
- Nie.
- Pewnie czasami najchętniej dałabyś mi takiego kopa, że skonałbym z głodu w
powietrzu?
Roześmiała się. Charlie objął ją w talii i przyciągnął do siebie. Pochylił głowę i zanurzył
usta w jej włosach. Czuł ich miodowy zapach, zapach łąki rozgrzanej słońcem letniego
popołudnia.
- Tym razem Fran nie przyjdzie ci na pomoc - szepnÄ…Å‚ jej
do ucha.
- Może wcale nie chcę pomocy?
Obróciła się w jego ramionach i stanęli teraz twarzą w twarz. Tylko na to czekał. Przywarł
ustami do jej ust. Cassie poczuła, że traci nad sobą panowanie. Znalazła się całkowicie
we władzy jakiejś nieznanej siły. Po raz pierwszy w życiu zlekceważyła głos rozsądku i
poddaÅ‚a siÄ™ czemuÅ›, co wpra¬wiaÅ‚o jÄ… w popÅ‚och i czego zarazem wyczekiwaÅ‚a z takim
utÄ™¬sknieniem.
Charlie całował teraz delikatnie jej usta i przeczesywał palcami włosy. Poczuła, że uginają
siÄ™ pod niÄ… kolana. PragnÄ™¬Å‚a go bardziej, niż mogÅ‚a przypuszczać. RozchyliÅ‚a wargi i
pozwoliła, by językiem wdarł się w jej usta. Całowali się jak szaleni; od czasu do czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •