[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Może powinnaś się jeszcze zastanowić.
- Zawsze mogę wypożyczyć z biblioteki.
- Miałem na myśli także inne powody.
- Wiem - mówi dziewczyna, ponownie spoglądając na książkę. Gdy
on wertuje strony, Hadley miga coś przed oczami, a wtedy bez
zastanowienia chwyta go za nadgarstek. - Zaczekaj, stop.
On odrywa ręce od książki, ona bierze ją z jego kolan.
- Wydawało mi się, że coś zauważyłam - mówi, cofając się o kilka
kartek i mrużąc przy tym oczy. Wstrzymuje oddech, gdy dostrzega
zdanie podkreślone nierówną kreską, wyblakłym atramentem.
%7ładnego komentarza na marginesie, żadnego zagiętego rogu kartki dla
zwrócenia uwagi. Tylko pojedynczy wers, skryty głęboko w książce,
podkreślony chwiejnym pociągnięciem pióra.
Nawet po upływie tak długiego czasu, nawet po tym wszystkim, co
mu powiedziała i czego jeszcze nie powiedziała, pomimo zamiaru
zwrócenia książki (ponieważ w ten sposób przekazuje się jasny
komunikat, a nie przez podkreślenie jakiegoś cytatu w starej powieści),
serce Hadley wciąż trzepocze na myśl, że być może przez cały ten czas
rozmijała się z czymś ważnym. A teraz jest to napisane czarno na
białym i gapi się na nią z książkowej stronicy.
Oliver się przygląda, a na jego twarzy maluje się wielki znak
zapytania. Hadley odczytuje więc zaznaczone słowa na głos,
przesuwając palcem wzdłuż kreski, którą zapewne narysował jej
ojciec:
- Czy lepiej jest mieć kiedyś coś dobrego i utracić, czy też nie mieć
nigdy?
Gdy dziewczyna podnosi głowę, ich oczy spotykają się na króciutką
chwilę, po czym oboje umykają wzrokiem w bok. Na ekranie w górze
tańczą kaczki, rozbryzgując wodę przy brzegach sadzawki, ich małego
szczęśliwego domku. Hadley znów się pochyla, by przeczytać to
zdanie jeszcze raz, tym razem w milczeniu, a następnie zatrzaskuje
książkę i wpycha ją z powrotem do plecaka.
ROZDZIAA 6
00:43 CZASU WSCHODNIOAMERYKACSKIEGO
5:43 CZASU GREENWICH
Hadley śpi: unosi się w przestworzach, marzy. W odległych
zakątkach umysłu - cały czas aktywnych, mimo że reszta ciała jest
bezwładna z wyczerpania - znajduje się na pokładzie innego samolotu.
Tego, na który nie zdążyła, tego trzy godziny bliżej ojca. Siedzi obok
mężczyzny w średnim wieku. Drgają mu wąsy, kicha i miota się całą
drogę przez Atlantyk, nie odzywając się do niej słowem. Narasta w niej
niepokój, przyciska rękę do szyby, gdzie za taflą szkła nie ma nic prócz
pustki, całkowitej pustki.
Otwiera oczy, zupełnie przytomna. Widzi twarz Olivera w odległości
ledwie kilkunastu centymetrów od własnej, czujną i opanowaną, o
nieprzeniknionym wyrazie. Przestraszona Hadley podnosi rękę do
serca, a wtedy dociera do niej, że opiera głowę na jego ramieniu.
- Przepraszam - mamrocze i się odsuwa. W samolocie jest teraz
niemal zupełnie ciemno. Wydaje się, że wszyscy pasażerowie zasnęli.
Zgasły nawet ekrany telewizorów, Hadley oswobadza zdrętwiały
nadgarstek wciśnięty dotąd między nich i mrużąc oczy, spogląda na
zegarek,
wciąż bezużytecznie nastawiony na czas nowojorski. Przeczesuje
palcami włosy, po czym zerka z ukosa na koszulę Olivera, czując ulgę,
że nie widać na niej żadnych śladów śliny, zwłaszcza że on podaje jej
serwetkę.
- A to po co?
On wskazuje ruchem głowy na serwetkę, a gdy Hadley patrzy jeszcze
raz, zauważa, że narysował tam kaczkę z filmu.
- To twoja typowa technika? - pyta. - Pióro na serwetce?
Chłopak się uśmiecha.
- Dorysowałem jej czapeczkę z daszkiem i adidasy, żeby wyglądała
bardziej amerykańsko.
- Cóż za dbałość o szczegóły. Choć u nas mówi się zwykle
 tenisówki" - wyjaśnia, a końcówkę zdania pochłania ziewnięcie.
Chowa serwetkę na samym wierzchu podręcznego plecaka.
- Nie sypiasz w samolotach? Oliver wzrusza ramionami.
- Zazwyczaj sypiam.
- Ale nie tym razem? Potrząsa głową.
- Wygląda na to, że nie.
- Przepraszam - mówi, lecz on zbywa to machnięciem ręki.
- Sprawiałaś wrażenie spokojnej.
- Nie czuję się spokojna - oponuje. - Ale chyba dobrze, że się teraz
zdrzemnęłam, bo przynajmniej nie zrobię tego w trakcie jutrzejszej
uroczystości.
Oliver sprawdza godzinę.
- Chciałaś powiedzieć: dzisiejszej.
- Rzeczywiście - odpowiada i wykrzywia twarz. - Jestem druhną.
- To miło.
- Chyba że spóznię się na ślub.
- Pozostaje jeszcze wesele.
- To prawda - przyznaje i znów ziewa. - Już nie mogę się doczekać
siedzenia sama jak palec i przyglądania się, jak mój tato tańczy z
kobietą, której nie widziałam na oczy.
- Nie poznałaś jej? - pyta Oliver, a słowa urywają się raptownie na
końcu zdania za sprawą brytyjskiego akcentu.
-Nie.
- No, no. Rozumiem, że nie jesteście sobie zbyt bliscy?
- Ja i tato? Byliśmy.
- A potem?
- A potem twój głupi kraj pożarł go w całości. Oliver parska krótkim,
niepewnym śmiechem.
- Pojechał do Oksfordu wykładać przez jeden semestr - wyjaśnia
Hadley. -1 już nie wrócił.
- Kiedy?
- Prawie dwa lata temu.
- I wtedy poznał tę kobietę?
- Bingo.
Oliver kręci głową.
- Okropne.
- No - potwierdza Hadley, ale słowo to znaczy o wiele za mało, by
oddać choćby w przybliżeniu okropność tej sytuacji dawniej i dziś.
Mimo że już z tysiąc razy opowiadała dłuższą wersję tej historii
różnym osobom, ma przeczucie, że Oliver zrozumie ją lepiej niż
ktokolwiek inny. Zwiadczy o tym sposób, w jaki na nią patrzy, jego
oczy wywiercają w jej sercu małą zgrabną dziurkę. Wie, że to tylko
iluzja. Złudzenie
bliskości, fałszywa intymność wyciszonego i przyciemnionego
wnętrza samolotu, lecz wcale jej to nie przeszkadza. Przynajmniej
przez chwilę wydaje się prawdziwe.
- Musiałaś być zdruzgotana - mówi chłopak. -1 twoja mama także.
- Z początku, owszem. Prawie nie wstawała z łóżka. Ale mam
wrażenie, że pozbierała się szybciej ode mnie.
- Jak? - pyta Oliver. - Jak można się po czymś takim pozbierać?
- Nie wiem - odpowiada zgodnie z prawdą Hadley. - Ona naprawdę
wierzy, że tak jest lepiej. %7łe tak miało się to rozegrać. Ona ma kogoś
nowego i on ma kogoś nowego, i oboje są teraz szczęśliwsi. Tylko ja
nie piszczę z radości. Zwłaszcza mając przed sobą perspektywę po-
znania tej jego nowej.
- Choć nie jest już z niej taka nówka.
- Zwłaszcza dlatego. Przez to robi się dziesięć razy bardziej boleśnie i
niezręcznie, a tego mi bynajmniej nie potrzeba. Ciągle wyobrażam
sobie, jak pojawiam się na weselu sama jak palec i wszyscy się na mnie
gapią. Melo-dramatyczna amerykańska córka, która odmawia
poznania nowej macochy. - Hadley marszczy nos. - Macocha. Boże!
Oliver ściąga brwi.
- Uważam, że to odważne. -Co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •