[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko miał okazję, zbli\ał się do niej z wyrafinowaniem
byka, a jej reakcja była równie gwałtowna.
Nie pojmował jej zaskoczenia, a tym mniej za-
chowania. Opuściła głowę, tak \e warkocze zasłoniły
jej twarz. Nie mógł zajrzeć jej w oczy. Charly szybkim
ruchem wymknęła się z jego ramion.
- Przede wszystkim tracimy szanse na ścięcie tej
choinki przed zachodem słońca. Lepiej złap się za
siekierÄ™,
- Charly...
- Zajmij się drzewem - nakazała z uporem.
Charly rozkazała mu nie tylko ściąć drzewo, musiał
równie\ załadować je na sanie i odwiezć do domu.
Następnie kazała mu zmienić opatrunek George'a,
podczas gdy sama zajęła się końmi. Zmierzch zapadał,
nim zabrała się za przygotowanie obiadu, podczas gdy
biedny Tanner starał się przyciąć choinkę tak, aby
zmieściła się w domu. Gdy wreszcie ustawił ją w
salonie, od razu wszędzie zapachniało sosną. Zjedli
obiad, po czym Charly znowu pogoniła go do roboty.
Z satysfakcją odkryła, \e znosząc ze strychu osiem
pudeł ozdób choinkowych, klął zupełnie tak samo, jak
ojciec.
Do strojenia choinki niezbędny okazał się buzujący
kominek, grzane wino i pra\ona kukurydza. Nie mógł
pojąć, po co to wszystko. Charly powiesiła na drzewku
wszystko, co tylko miała - bombki, lusterka,
NOC MYZLIWEGO 93
wstą\ki, cukierki, stare ozdóbki i anielskie włosie...
Tanner był oszołomiony obfitością dekoracji. Wcią\
coś wyciągała z pudeł - teraz przyszła kolej na wieńce
i świeczki. Następnie pozytywki i szklane domki, w
których po wstrząśnięciu padał śnieg. W salonie
trudno było zrobić dwa kroki, zapanował tam
absolutny chaos.
Po dwóch godzinach pracy węgle na palenisku ju\
dogasały. W bombkach i cynfolii odbijało się światło
lampek, a w powietrzu unosił się zapach ró\ i sosny.
Charly usiadła po turecku na jedynym wolnym
kawałku podłogi i nawlekała na nitkę ziarna pra\onej
kukurydzy. Tanner podkradał jej pojedyncze ziarenka.
Nie wiadomo, czy Tanner miał zamiar pozostać do
tak póznej godziny. Mo\e tak, mo\e nie. Charly ju\
trzykrotnie dolewała mu wina i wcią\ wynajdywała
coś nowego do zrobienia. Nie miał czasu pomyśleć.
Jedno wiedział na pewno - nigdy w \yciu nie widział
takiego bałaganu.
- I tyle zamieszania po to, by przez dwa tygodnie
stała choinka? Chyba zwariowałaś. Przecie\ dobrze
wiesz, \e i tak to wszystko sprzÄ…tniesz pierwszego
stycznia.
- Oczywiście! Wtedy będę narzekać i zaklinać się,
\e nigdy więcej nie zgodzę się na takie zawracanie
głowy. Ale za rok będzie tak samo. Co święta, to
święta. Tanner, anioł przechyla się w prawo.
- Przed chwilą go poprawiłem. Twierdziłaś, \e
przechylił się w lewo.
- Wtedy przechylił się w lewo, a teraz w prawo.
Wygląda jak pijany. Zrób coś.
Zdjął anioła i zawiesił gwiazdę, mamrocząc pod
nosem, co myśli o wszystkich stukniętych babach.
- Teraz ci odpowiada?
- Teraz popraw ogień. Konieczna jest równa
warstwa \arzących się węgli. Upieczemy kasztany.
94 NOC MYZLIWEGO
- Mówiłaś przecie\, \e nie lubisz kasztanów.
- Nie przepadam za ich smakiem, ale pachnÄ…
nadzwyczajnie.
- Charly... - Tanner zszedł z drabiny i skierował się
w stronę kominka, po drodze muskając jej włosy. - Nie
rozumiem ciÄ™.
Ani ja ciebie - pomyślała z desperacją. Jednak do
pewnego stopnia świetnie zdawała sobie sprawę z tego,
co robi. Ten mę\czyzna we flanelowej koszuli klęczący
przy palenisku wymagał opieki. Potrzebował domu,
tradycji, kogoś, z kim mógłby się kłócić o anioły.
Przed godziną przyłapała go, jak bawił się jedną z
ozdób. Gdy się zorientował, poczerwieniał jak
piwonia. Tanner? Zawstydzony jak uczniak? Była tym
zachwycona.
Zamiast w kolejne ziarenko kukurydzy, trafiła igłą
w palec. Ukłuła się do krwi. Ssąc palec spojrzała na
swoje połatane d\insy i stare akrylowe skarpetki.
Zgubiła gumkę do włosów i na wpół rozpleciony
warkocz dopełniał obrazu zaniedbania.
W ciągu ostatnich paru godzin Tanner doświadczył
dziwnej dolegliwości wzroku: bez przerwy spoglądał
na Charly. Oczywiście, widział ją ju\ przedtem, ald
tym razem jego spojrzenia miały inny charakter. W
jego wzroku widać było pragnienie, subtelny podziw i...
po\ądanie. Zapewne jednocześnie stał się krótko-
widzem, bo co chwila ją dotykał - a to musnął włosy, a
to poklepał po ramieniu. Raz jego ręka zbłądziła w
okolice jej pośladków.
W rezultacie Charly od paru godzin trwała w stanie
nieustającego podniecenia. Jej serce biło przyśpieszo-
nym rytmem, skóra stała się niezwykle wra\liwa, a
piersi napięte i gorące.
Jeśli kiedykolwiek istniał mę\czyzna, który wściekle
pragnie kobiety, to z pewnością... teraz był nim
Tanner. Charly nigdy jednak nawet nie dopuściła do
NOC MYZLIWEGO
95
|łowy myśli, \e mógłby jej pragnąć. Prawda, kradł
pocałunki, ale był przecie\ takim samotnym człowie-
kiem. Có\ miała począć? Zostawić go samego na
ośnie\onym polu? Pocałunek w lesie wzruszył ją i
zawrócił w głowie. Wiedziała ju\, jak bardzo jej
pragnął. W lesie Charly czuła się, jakby zamiast głowy
miała balon wypełniony helem. Pozwoliła sobie na
wzniosłe myśli, \e rzeczywiście mo\e mieć dla niego
du\e znaczenie i jest w stanie mu pomóc.
Ale balon ju\ dawno pękł i Charly odzyskała
właściwą sobie trzezwość sądu. Nie była wcale naiwna.
Dobrze wiedziała, do czego prowokowała zapraszając
go do domu. W lesie, w trakcie pocałunków, kochała
go z wyjątkową siłą i na chwilę zapomniała o dumie, o
kobiecym strachu przed ośmieszeniem się i o s\voim
wyglądzie. Pozwoliła sobie zapomnieć, kim jest.
Teraz te wątpliwości i obawy wróciły do niej z
podwójną sifą.
W całym pokoju zapachniało pieczonymi kasztana-
mi. Tanner wyjmował je szczypcami z ognia i układał
na blasze. Zbyt szybko chciał spróbować, jak smakują,
i sparzył się w palce. Charly roześmiała się nerwowo.
- Są znakomite - zapewnił ją. - Czemu ich nie
lubisz?
- Lubię świe\e, natomiast po upieczeniu są a
Z
słodkie.
- Właśnie dlatego są dobre - podrzucał kilka na
dłoni, starając się je ostudzić. Zbli\ył się do niejv
- Czekam, Charly - powiedział z naciskiem.
- Na co? - ponownie ukłuła się w palec, tym razem
igła weszła niemal do kości.
- Na kolejne zadanie. Chyba masz jeszcze coÅ› dla
mnie do zrobienia? Prostowanie pijanych aniołków,
monta\ lampek, kasztany, co teraz?
- Przerwa na pieczone kasztany. Takie są reguły
domowe. Hej, co robisz?
96 NOC MYZLIWEGO
Nim zdołała zareagować, Tanner porwał korale z
kukurydzy i zaczął wieszać je na choince.
- Te\ masz przerwę, takie są reguły domowe -
wyjaśnił z ustami wypełnionymi kaszatanami. - Ten
sznur korali jest ju\ dostatecznie długi.
- Ale igła..
- Zaraz ci ją podam, nie martw się - skończył i
cofnął się o krok, by sprawdzić efekt. - No i jak ci się
to podoba?
- Beznadziejnie. Nie chciałabym cię rozczarować,
Tanner, ale nie wykazujesz ukrytego talentu dekora-
tora. Chodzi o to, by korale udrapować, a nie po prostu
obcią\yć nimi gałęzie.
- SÅ‚usznie ludzie ostrzegali mnie przed kobiecÄ…
niewdzięcznością. Tyle się napracowałem i co z tego
mam? Figę z makiem - z rękami wspartymi na
biodrach przeszedł po pokoju. - Na dokładkę, to
jeszcze nie koniec. Pozostało sprzątanie... afe to mo\e i
musi poczekać.
- Zgoda. Siadaj i odpocznij. Nalej sobie jeszcze
wina.
Tanner nie rozglądał się ju\ po pokoju. Całą uwagę
skupił na niej. Charly przypomniała sobie spojrzenie
sowy. Tanner patrzył na nią podobnie, z takim samym
bezlitosnym skupieniem i napięciem.
- Obawiam się - powiedział - \e i odpoczynek
będzie musiał zaczekać. Najpierw musimy rozwiązać
pewien problem. I to zaraz. Natychmiast...
ROZDZIAA SIÓDMY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]