[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyklęknął u boku Charlesa, który wciąż oddychał, ale znajdował się na
krawędzi życia i śmierci. Trey uniósł ostrożnie ciało nieprzytomnego przyjaciela i
ułożył je sobie na barkach, stosując chwyt strażacki: teraz mógł go nieść, mając
wolne ręce. Pomacał dłonią swój ranny bok. Ból był trudny do zniesienia, ale
wilkołak wziął głęboki oddech, usiłując go zignorować. Upewniwszy się, że
czarodziej ciągle żyje, zabrał z progu szklaną kulę, którą tam zostawił, i opuścił
pokój.
Nie oglądał się za siebie. Pokonał schody najszybciej jak potrafił i wybiegł
przez drzwi, którymi wcześniej wchodzili, nie zachowując specjalnie ostrożności.
Słyszał swój urywany oddech, a na każdym zakręcie spodziewał się spotkania z
oddziałem strażników wysłanych, by go zabić. Płytki oddech Charlesa nie
pozostawiał złudzeń, że czarownik jest w bardzo złym stanie, dlatego Trey
pamiętał tylko o tym, że musi uciec z wieży jak najszybciej, by nie pozwolić
przyjacielowi umrzeć w takim miejscu.
Zatrzymał się dopiero przy drewnianym włazie prowadzącym do lochu w
dole. Tak bardzo nie chciał znowu zanurzać się w ciemność... Bał się, co demony
zrobiły z Moriel. Stał tam, trzymając przyjaciela na barkach, wsłuchany w
niespokojne bicie własnego serca, i próbował się zmusić do zejścia.
W tym samym momencie rozległ się przerazliwy wrzask, który zdawał się
emanować jednocześnie ze wszystkich ścian fortecy - Kaliban odkrył ciało
czarownicy.
Okrzyk ten skutecznie zmobilizował Treya do działania. Szybko podniósł
klapę włazu, pozwalając jej opaść z hukiem na podłogę. Skoczył bezpośrednio na
podest, nie próbując nawet schodzić po drabinie, a kiedy lądował, zgiął się, tak
by Charles nie odczul za bardzo siły uderzenia. Pobiegł dalej w ciemność,
pokonując po trzy stopnie naraz. Bez przerwy zerkał na boki, jednak wszystkie
cele były puste; kraty zagradzające ich wejścia zostały wyrwane, i Trey, choć
mijał je bardzo szybko, nie miał wątpliwości, że w tych malutkich grobowcach
nie więziono już żadnych biednych dusz.
Zwolnił na samym dole, by ocenić rozmiar zniszczeń: wszędzie leżały
szczątki ciał i kończyny. Te drugie, jak się zdawało, zostały oderwane, a nie
odcięte od ciał demonów.
Trey ruszył do drzwi prowadzących na dziedziniec. Niepotrzebnie martwił
się o Moriel. Z ulgą zobaczył ogromną klamkę umieszczoną na drzwiach od
wewnątrz i już wyciągał rękę, by ją nacisnąć, jednak w ostatnim momencie się
powstrzymał. Byli z Charlesem tak blisko wolności, i niczego bardziej nie
pragnął, jak otworzyć drzwi i pobiec na koniec dziedzińca. Wiedział, że pokona
tę odległość, zanim dopadną go latające demony; potem zostanie im już tylko
tunel i portal w zewnętrznym murze. Nie chciał nawet myśleć o tym, co się
stanie, jeśli przejścia już tam nie będzie - przecież Gwendolina mogła zamknąć
portal, zanim wróciła do pokoju.
 Daj spokój - upomniał samego siebie.
A jednak coś go powstrzymywało. Wilkołak poczuł zimny dreszcz na całym
ciele. Spojrzał za siebie w głąb lochu, oczekując ataku, wyglądając tego, co było
powodem jego niepokoju.
Pokręcił głową i skarcił się w myślach, że zachowuje się głupio i że swoją
bezczynnością naraża życie własne i Charlesa. Zdecydowanym ruchem otworzył
szeroko drzwi i wyszedł na dziedziniec - prosto na Kalibana.
43
Trey zatrzymał się, nie wierząc własnym oczom, bo nie potrafił sobie
wyobrazić, w jaki sposób wampir znalazł się tam tak szybko. Czyżby śmignął? A
może istniała jakaś inna, szybsza droga prowadząca na dół wieży - ta sama, którą
przetransportowali draugra?
Kaliban rzucił się na Treya, targany szaloną wściekłością, istny wir kłów i
szponów. Jego ciemnoszkarłatne oczy płonęły na tle białoszarej skóry, a otwarte
usta przypominały ziejącą nienawiścią paszczę. Wyglądał, jakby zamierzał
przegryzć wilkołakowi gardło. Trey dostrzegł to wszystko w ułamku sekundy,
niezdolny do obrony przed tak nieoczekiwanym atakiem. Pochylił się, by opuścić
Charlesa na ziemię, ale czarownik owinął jedno ramię wokół szyi przyjaciela, a
drugie wyciągnął w kierunku przeciwnika. Wyrzucony potężną siłą Kaliban
uniósł się, przebierając bezradnie wszystkimi kończynami, lecz pozbierał się
niemal w tej samej chwili, w której opadł na ziemię, i zmierzył obu młodzieńców
złowrogim spojrzeniem, sycząc głośno. Potem śmignął i pojawił się znowu tuż
przed nimi; metalowe ostrza jego protezy błysnęły w powietrzu przy gardle
Treya. Wampir wygrał. I nagle zniknął.
Wilkołak odchylił głowę do tyłu, przekonany, że i tak nie uniknie śmierci z
rąk władcy wampirów, i wtedy dostrzegł niewyrazny cień, który dosłownie
zmiótł Kalibana, w momencie gdy ten miał zadać śmiertelny cios. Cień poruszał
się tak szybko, że Trey nie miał szans zobaczyć dokładnie, co się stało. Chociaż i
tak wiedział. Obrócił szybko głowę, usiłując podążyć wzrokiem za Moriel, która
błyskawicznie się wznosiła. Kaliban próbował uwolnić się z jej uścisku, zadając
ciosy w twarz oraz szyję, lecz anielica nic sobie z tego nie robiła.
- Biegnij, Treyu Laporte. Szybko! - Jej głos wypełnił przestrzeń. - Biegnij!
Coś wysunęło się z dłoni Moriel i poleciało w dół, po czym spadło z hukiem
na ziemię tuż przed wilkołakiem, który wciąż stał na progu wejścia do wieży.
- Teraz należy do ciebie! - zawołała anielica, przekrzykując rozwścieczonego
władcę wampirów. - Biegnij!
Trey popędził do wyjścia wyciętego w skalnej ścianie po drugiej stronie
dziedzińca, schylając się tylko, by podnieść to, co zrzuciła Moriel. Przebiegł
szybko przez drzwi i ciemnym tunelem pognał ku portalowi na swoich wielkich
silnych nogach. Na jego barkach spoczywał Charles bezwładny jak szmaciana
lalka.
Był już blisko wyjścia, gdy wydało mu się, że czuje smród spalin. Potrząsnął
głową, przekonany, że przestraszony umysł płata mu figle, i ruszył dalej, by
pokonać ostatni zakręt. I oto ujrzał coś niewiarygodnego: Tom czekał na nich w
samochodzie z włączonym silnikiem. Trey z radością zaczerpnął w płuca duży
haust metalicznego smrodu - jeszcze nigdy dotąd nie cieszył się tak bardzo z
zapachu spalin. Otworzył tylne drzwi, ale nie wsiadł, tylko położył przyjaciela na
ziemi obok samochodu.
- Treyu! - ponaglił go Irlandczyk.
Wilkołak spojrzał na młodego czarownika i przyklęknął przy nim. Przyłożył
ucho do jego piersi, lecz nic nie usłyszał. Dotąd się tylko domyślał, ale teraz już był [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •