[ Pobierz całość w formacie PDF ]

A jednocześnie jego planeta była zdominowana przez dwie siły toczące ze sobą nieustanną wojnę,
używające najbardziej nowoczesnych broni... Gdzie w tym wszystkim było miejsce Vjera? Czyżby
był swego rodzaju wyrzutkiem? Uciekinierem z pola walki? Nie było możliwości rozstrzygnięcia
tej kwestii bez znalezienia sposobu na porozumiewanie się. Był sam czy też był członkiem jakiejś
większej grupy? Jaki następny krok należało teraz zrobić? Rozmyślania jego przerwał sam Vjer.
Skończywszy jeść mięso, nie zważając na nic uciął sobie drzemkę. Usiadł na skrzyżowanych
nogach i w jednej chwili zapadł w głęboki sen - jego odruchy były bardziej zwierzęce niż ludzkie.
Potem równie nagle obudził się, wyskakując w powietrze i mamrocząc jakieś niezrozumiałe słowa.
Musiał coś postanowić, gdyż odciął długie, grube pnącza od jednego z drzew swoim kamiennym
nożem. Związał nim oba udzce i postękując zarzucił je sobie na plecy. Trzymając nóż w jednej
ręce, a dzidę w drugiej ruszył ścieżką przed siebie, po chwili jednak przystanął, jak gdyby sobie coś
przypomniał.
- Brrn - powiedział, chichocząc. - Brrn, Brrn! Następnie odwrócił się i chciał odejść.
- Zaczekaj - zawołał Brion. - Pójdę z tobą! Zaczął iść za nim, ale szybko zatrzymał się, kiedy
poczuł nagły impuls strachu. Vjer wpadł w taki popłoch, że cały się trząsł i wymachiwał
agresywnie dzidą. Próbował wycofać się tyłem, lecz zatrzymał się, kiedy zobaczył, że Brion ruszył
za nim. Emanowało z niego uczucie nieszczęścia, z oczu kapały rzęsiste łzy.
- Cóż, widzę, że nie chcesz, abym szedł z tobą powiedział Brion łagodnym, jak mu się zdawało,
tonem. Spotkamy się jeszcze. Będziesz pewnie gdzieś tam na tych wzgórzach i nie powinno być
problemu z odszukaniem ciebie.
Strach Vjera zmalał, kiedy zobaczył, że Brion nie ruszył za nim tym razem. Wycofał się między
drzewa, po czym odwrócił się do tyłu i co sił w nogach pobiegł przed siebie, objuczony mięsem.
Kiedy zniknął z pola widzenia, Brion zawrócił i poszedł w przeciwnym kierunku, z powrotem na
równinę. Zboczył nieco z trasy, aby napełnić butelkę wodą, po czym zaczął biec powoli tą samą
trasą, którą szedł poprzedniego dnia. Miał teraz ważne zadanie do wykonania. Pole bitwy mogło
poczekać. Im bardziej opózniał się kontakt ze śmiertelnym wrogiem, tym lepiej. Będzie na to dużo
czasu, kiedy uda mu się porozumieć z Vjerem. Prawdopodobnie będzie to możliwe, niemniej z
pewnością upłynie sporo czasu, zanim Vjer będzie mógł opowiedzieć mu o tej wojnie, dzięki
czemu da się może uniknąć konieczności podejmowania tej niebezpiecznej wyprawy.
Krater był wyraznie widoczny na otwartej równinie i Brion skierował się w jego stronę,
zatrzymując się w odległości około stu metrów od niego. Następnie wydeptał koło w trawie, żeby
zapewnić lepszą widoczność wstęgom sygnalizacyjnym. Zajęło mu to zaledwie kilka minut. Do
przytrzymania wstęg użył kawałków gruntu wyrzuconych z krateru. Po ułożeniu znaku z policzył
do stu. To powinno wystarczyć komputerowi pokładowemu lądownika znajdującego się wysoko na
orbicie do odszukania go i wycelowania skanera na to miejsce. Kiedy, jak sądził, był już
obserwowany, ułożył znak v, pózniej znowu z, po nim dwa I. Potem usiadł z boku, wypił kilka
łyków wody i czekał.
Wiadomość, którą nadał, była prosta: Ląduj. W tym miejscu. Jak najszybciej. Teraz komputer
dokonuje pewnie niezbędnych obliczeń. Biorąc pod uwagę obecną orbitę lądownika, powinien
wylądować za godzinę, najpózniej dwie. Brion odczekał jeszcze kilka minut, po czym zebrał
wszystkie wstęgi, z wyjątkiem tych, które tworzyły znak z i schował je. Następnie oddalił się na
odległość niespełna pół kilometra i usiadłszy na ziemi, zamarł w oczekiwaniu. Komputery są
dosłowne i statek wyląduje na pewno dokładnie we wskazanym miejscu. Nie miał zamiaru tkwić
tam, kiedy to nastąpi. Im dłużej jednak myślał o zaistniałej sytuacji, tym bardziej się niepokoił.
Cała akcja stawała się nagle znowu bardzo niebezpieczna. Lądowanie zajmie trochę czasu i tego
nie da się uniknąć w żaden sposób. Miejsce, które wybrał, sprawiało wrażenie
najbezpieczniejszego - było położone z dala od wszystkich miejsc walk. Było podwójnie
bezpieczne, gdyż ewentualne detektory metalu mogą zostać wprowadzone w błąd przez sterczące
w ziemi skrzydło zestrzelonego samolotu. Jeśli komputery rejestrują takie rzeczy, to miejsce to
może być oznaczone jako niegrozne. Wszystko to było jednak czystą spekulacją. Musiał liczyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •