[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LOTH
Jesteś twardy, pozazdrościć.
SCHIMMELPFENNIG
Oby nie oklapnąć. W końcu nieszczęście się żadne nie stało.
LOTH
Masz tu rozległą praktykę?
SCHIMMELPFENNIG
Tak! Nierzadko kładę się o piątej do łóżka, a o siódmej znowu zaczynam przyjmować.
Przychodzi Edward z kawą.
SCHIMMELPFENNIG siadając za stołem, do Edwarda Dziękuję, Edwardzie! (Do Lotha) Kawy
wypijam... niesamowite ilości.
LOTH
Dałbyś sobie z tym spokój.
SCHIMMELPFENNIG
Cóż robić. (Popija małymi łykami.) Jak się rzekło jeszcze roczek i do widzenia ... miejmy nadzieję.
LOTH
Zrezygnujesz z praktyki?
SCHIMMELPFENNIG
Tak, raczej tak. Tak, całkowicie... (Odsuwa tacę z serwisem do kawy, wyciera usta.) Ale pokaż no mi
swoją rękę. (Loth wyciąga obydwie ręce.) Nic? %7ładnej aryjki nie znalazłeś? Nie wprowadziłeś w dom,
co?... Zawsze szukałeś takiej prakobietki, silnej, zdrowej, w której żyłach płynie czysta krew. Zresztą
przyznaję ci rację albo albo... a może pod tym względem już nie jesteś tak pedantyczny?
LOTH
Jestem... i jak jeszcze!
87
SCHIMMELPFENNIG
Ach, gdyby tutejsi chłopi też się przejmowali tymi ideami. Mówię ci, żałośnie to tutaj wygląda.
Degeneracja na całej... (Sięgnął do bocznej kieszeni marynarki po cygarniczkę, lecz schował ją z
powrotem i podniósł się z miejsca, wychwyciwszy uchem jakiś odgłos dochodzący zza niedomkniętych
drzwi od korytarza.) Zaczekaj! (Podchodzi na palcach do drzwi i chwilę przy nich nasłuchuje. Ktoś
otwiera drzwi na górze i przez chwilę wyraznie słychać pojękiwania rodzącej. Cicho do Lotha mówi:
Przepraszam! i wychodzi. Przez kilka chwil, podczas gdy na górze co chwila trzaskają drzwi, ktoś nie-
ustannie zbiega i wbiega po schodach, Loth tam i z powrotem przemierza pokój, potem siada w fotelu w
przodzie sceny, po prawej. W pewnym momencie wpada Helena, nie zauważona podbiega do niego od
tyłu i obejmuje go.
LOTH odwraca się i obejmuje ją ramieniem Lenka!! Przygarnia ją do siebie i nie zważając na jej słaby
opór, bierze na kolana. Helena, okrywana jego pocałunkami, szlocha. Nie płaczże, Lenko, czemu
płaczesz?
HELENA
Czemu? Bo ja wiem?!... Ciągle myślę, że już cię nie zobaczę. Przed chwilą tak się przestraszyłam...
LOTH
Dlaczego?
HELENA
Słyszałam, że wychodzisz z pokoju ach!... i siostra jesteśmy biedne, my kobiety! Jak ona strasznie
cierpi!
LOTH
Zapomni o bólu, nie umiera przecież.
HELENA
Ach, ona już chce śmierci... nic tylko błaga: dajcie mi umrzeć... doktor! Zrywa się i wybiega do ogrodu
zimowego.
SCHIMMELPFENNIG wchodząc Chciałbym naprawdę, żeby się kobiecinka pospieszyła nieco!
Siada przy stole, wyciąga cygarnicę, wyjmuje z niej cygaro i kładzie na stole. Przeniesiesz się do mnie,
co? Na dworze czeka taka taradela zaprzężona we dwie szkapy. Będzie można zaraz jechać,
(stukając cygarem o kant stołu) Słodycze małżeńskiego stanu! Tak, tak! (pocierając zapałkę) Więc
wciąż jeszcze wolny jak ptak?
LOTH
Mógłbyś się jeszcze wstrzymać ze dwa dni z tym pytaniem.
SCHIMMELPFENNIG
Co?... ach... ach tak! (śmiejąc się) tak więc i ty radzisz sobie podobnie jak ja.
88
LOTH
Czy naprawdę tak zle myślisz o kobietach?
SCHIMMELPFENNIG
Jak najgorzej!!! (śledząc dym z cygara) Dawniej byłem pesymistą, że tak powiem, bez pojęcia...
LOTH
Nazbierałeś przez ten czas szczególnych doświadczeń?
SCHIMMELPFENNIG
Tak, oczywiście! na mojej wizytówce wypisane jest bowiem: specjalista chorób kobiecych.
Praktyka lekarska jest czymś przerażająco mądrym... przerażająco zdrowym... jest środkiem na...
rozmaite stany krytyczne!
LOTH śmiejąc się
W takim razie, możemy gadać jak kiedyś. Ja mianowicie... bynajmniej się twoich sposobów nie
chwytam. A tym bardziej teraz!... A co z twoim starym bzikiem?
SCHIMMELPFENNIG
Jakim bzikiem?
LOTH
Problem kobiet był przecież, swego czasu, twoim bzikiem?
SCHIMMELPFENNIG
Ach to! Dlaczego miałbym się go pozbywać?
LOTH
Skoro masz jeszcze gorsze zdanie o kobietach, niż...
SCHIMMELPFENNIG opancerzając się trochę, podnosi się i zaczyna przechadzać tam i sam; mówi:
Ja nie mam złego zdania o kobietach. W żadnym razie! Złe wydaje mi się tylko małżeństwo... A
jeśli zle myślę, to wyłącznie o mężczyznach... Miałbym się nie interesować problemem kobiet? To po
co tyrałem tutaj przez sześć lat jak koń pociągowy, jak nie po to, żeby wszystkie siły móc poświęcić
jego rozwiązaniu? Nie domyśliłeś się tego od razu?
LOTH
Skąd mógłbym przypuszczać?
SCHIMMELPFENNIG
Więc, jak się rzekło... zebrałem dosyć materiału, który oddaje mi niezłe usługi... Psst! Krzyk mam już
w uszach. (Milknie, nasłuchuje, podchodzi do drzwi i wraca.) A co ciebie sprowadziło do siedzących
na złocie chłopów?
LOTH
Chciałem przebadać tutejsze stosunki.
89
SCHIMMELPFENNIG ściszonym głosem Masz pomysły! (jeszcze bardziej zniżając głos) Ja też mogę
ci dostarczyć trochę materiału.
LOTH
Rzeczywiście, musisz się przecież niezle orientować w tutejszej sytuacji. Jak tu jest na przykład w
rodzinach?
SCHIMMELPFENNIG
N-nędznie!... gdzie nie spojrzysz... Pijaństwo! Rozpusta, związki małżeńskie między krewnymi i
znane następstwa, degeneracja na całej linii.
LOTH
Z jakimiś wyjątkami chyba?
SCHIMMELPFENNIG
Gdzie!
LOTH zaniepokojony
Nie kusiło cię nigdy, żeby... ożenić się z córką jakiegoś nadzianego forsą gospodarza?
SCHIMMELPFENNIG
Co ty, do diabła!!! Chłopie, za co ty mnie masz? Równie dobrze mógłbyś mnie zapytać, czy nie...
LOTH bardzo blady
Jak... dlaczego?
SCHIMMELPFENNIG
Dlatego... Co ci jest?
Przygląda mu się przez moment uważnie.
LOTH
Nic, co ma być?
SCHIMMELPFENNIG zamyśla się nagle, zaczyna chodzić po pokoju i w pewnej chwili staje w miej-
scu, gwizdnąwszy cicho przez zęby. Jeszcze raz obrzuca Lotha krótkim spojrzeniem i półgłosem mówi do
siebie: Niedobrze!
LOTH
Coś ty taki dziwny nagle?
SCHIMMELPFENNIG
Cicho!
90
Nasłuchuje i szybko wychodzi z pokoju przez środkowe drzwi.
HELENA wbiega w następnym momencie środkowymi drzwiami, wołając: Alfred! Alfred!... Ach,
jesteś tu Bogu dzięki!
LOTH
Co, myślałaś, że się ulotniłem?
Padają sobie w objęcia.
HELENA odchyla się do tyłu. Z nie ukrywanym przerażeniem.
Alfred!
LOTH
Co, kochanie?
HELENA
Nic, nic!
LOTH
Jednak coś ci jest?
HELENA
Wydałeś mi się taki... taki zimny... Ach, mam takie okropne przeczucia.
LOTH
Co słychać na górze?
HELENA
Doktor wymyśla akuszerce.
LOTH
Prędko się to skończy?
HELENA
Bo ja wiem? Ale jak... jak tylko się skończy, słyszysz, to...
LOTH
To co?... mów proszę! Co chciałaś powiedzieć?
HELENA
To wyjedziemy stąd. Zaraz! Z miejsca.
LOTH
Jeżeli uważasz, że tak trzeba, Lenko...
91
HELENA
O tak! nie możemy zwlekać! Tak będzie najlepiej dla ciebie i dla mnie. Jak mnie od razu nie
wezmiesz, to jeszcze mnie tutaj zostawisz, a wtedy... wtedy... będzie koniec ze mną.
LOTH
Taka jesteś nieufna, Lenko!
HELENA
Nie mów tak, ukochany! Ty wzbudzasz zaufanie, tobie można wierzyć!... Kiedy będę twoja, to... już
mnie nie opuścisz, to pewne. (W zapamiętaniu) Zaklinam cię! Nie odchodz! Nie opuszczaj mnie.
Nie nie odejdziesz, Alfred! Wszystko się skończy, wszystko, gdybyś odszedł stąd beze mnie.
LOTH
Czegoś taka dziwna!... I to ma być dowód twego zaufania?... Chyba że cię tak tu zadręczają, tak
okrutnie z tobą postępują, z czego nie zdałem sobie dobrze... W każdym razie wyjedziemy stąd
jeszcze tej nocy. Jestem zdecydowany. Wyjeżdżamy, tak jak chcesz.
HELENA rzucając mu się na szyję w radosnym geście podzięki Ukochany mój! Całuje go szaleńczo,
żarliwie i spiesznie uchodzi. Przez środkowe drzwi wchodzi doktor Schimmelpfennig; zdążył jeszcze
zauważyć, że Helena wymknęła się do ogrodu zimowego.
SCHIMMELPFENNIG Kto to był? Ach tak! (do siebie) Biedne stworzenie! Z westchnieniem
siada przy stole, znajduje pozostawione cygaro, odrzuca na bok, wyjmuje z cygarnicy nowe i zaczyna nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]