[ Pobierz całość w formacie PDF ]

protestów, i spodnie zamiast dżinsów. Jak zwykle palcami
przeczesał włosy, lecz choć były czyste i lśniące, przydałaby
się im wizyta u fryzjera. Wyglądały na wiecznie
rozwichrzone.
- A dla mojej ślicznej nowej przyjaciółki jak zwykle
mleko? - Mario spojrzał na Stacy z zachęcającym uśmiechem.
Kiwnęła głową.
Po chwili rozmowy Mario zabrał obie karty i ruszył do
kuchni. Stacy wzięła serwetkę i skrzywiła się, z trudem
wciskając ją między blat stołu a swój brzuch.
- Wygląda na to, że następnym razem będziesz musiała
siedzieć w fotelu - mruknął Boyd, rozwijając własną serwetkę.
- Jeśli nie będzie miał poręczy - odparła ze śmiechem
Stacy.
Pojawiły się drinki i sałatki przyniesione przez starszą
kelnerkę, której Stacy dotąd nie widziała.
- Komu podać tę z dodatkową papryką? - spytała z
włoskim akcentem.
- To dla mnie - odparła Stacy z uśmiechem. Gdy Boyd
sączył wino, ona zaczęła jeść.
- Brzuch ci się rusza - zauważył po chwili. - Tory chyba
lubi paprykę.
Spojrzała w dół. Rzeczywiście, kopnięcia małej były
wyraznie widoczne pod cienką bluzką.
- Doktor Jarrod uważa, że ruchliwe dziecko oznacza lekki
poród. Powiedziałam, że chcę to mieć na piśmie.
- A poza tym, że jest ruchliwe... wszystko w porządku?
Wzruszył ją ton troski w głosie Boyda. Co środę
odwiedzała lekarza i każdego środowego ranka Boyd odwoził
ją do gabinetu Jarroda. Lecz zamiast z nią wejść, czekał w
furgonetce. W drodze do domu zadawał szczegółowe pytania
o jej stan zdrowia. Teraz po raz pierwszy spytał o dziecko.
- Mała czuje się świetnie - zapewniła. - Puls ma mocny.
Stacy też rozkwitła, więc doktor Jarrod pozwolił jej wrócić do
normalnych zajęć z typowymi dla ciąży ograniczeniami.
Boyd uśmiechnął się do niej przelotnie. Ale na jego
twarzy wciąż widziała cierpienie. Nie mogła znieść tego
niepewnego spojrzenia. Było w nim zbyt wiele lęku, bólu,
zbyt wiele wspomnień.
Autorzy książek, które czytała, podkreślali, że cierpienie
trzeba wyrzucić z siebie. Krzyczeć, wściekać się, jeśli jest to
potrzebne. Tłuc poduszkę lub płakać, póki nie braknie łez.
Według Prudy, Boyd w ogóle nie płakał. Ale przecież
zdemolował dziecinny pokój, więc może zrobił już jeden krok
we właściwym kierunku.
Problem w tym, że Stacy nie wiedziała, jak mu pomóc, by
zrobił następny i w jakim kierunku powinien ruszyć. Dlatego
starała się, żeby choć trochę uzewnętrznił swe emocje. Raz
czy dwa nawet udało jej się go rozśmieszyć.
Ale kiedy już myślała, że Boyd zaakceptował przeszłość,
odsunął się od niej tak dokładnie, jakby wyszedł, zatrzaskując
za sobą drzwi. Cierpiała, gdy tak ją odpychał.
Jeszcze gorsze były chwile, gdy patrzył na nią z tak nie
skrywanym pożądaniem w oczach, że brakowało jej tchu.
Pragnienie, by znalezć się znów w jego ramionach, zawsze
tkwiło tuż pod powierzchnią jej świadomości. Nawet teraz,
gdy patrzyła, jak unosi kieliszek i pije, chciała poczuć te wargi
na swoich ustach.
Pokusa była niemal nie do odparcia. Uniosła szklankę.
- Wypijmy za szczęśliwe zakończenie remontu u
Gilmartinów. Dziś rano wysłałam im ostatni rachunek.
- I za moją księgową, która dobrze pilnuje interesów szefa
- dodał, stukając kieliszkiem w jej szklankę z mlekiem.
Wypili razem, patrząc sobie w oczy. Przez chwilę Stacy
była pewna, że w ich głębi dostrzegła coś więcej niż
zadowolenie pracodawcy. Poczuła ucisk w piersi, który
poruszył jej serce, coś, co nie miało nic wspólnego z
dzieckiem.
- Jakie będzie następne zlecenie? - spytała.
- Myślałem o tym, żeby wziąć parę tygodni urlopu -
powiedział, zerkając na kelnerkę, która przyniosła potrawy.
- Wakacje?
- Czemu nie? Już połowa czerwca. Najwyższy czas.
Skosztowała łososia i poczuła, jak jej kubeczki smakowe aż
drżą z zachwytu.
- Chciałbyś gdzieś wyjechać?
- Chyba nie - rzucił obojętnie.
- Boyd, jesteś kochany, martwiąc się o mnie, ale do
mojego porodu pozostało jeszcze ponad dwa tygodnie.
Według doktora Jarroda może nawet więcej.
- Naprawdę? - Skoncentrował się na makaronie i
pochłonął połowę porcji, zanim znów uniósł głowę. - Chyba
jestem tak delikatny jak ciężarówka.
- Mniej więcej. Ale jestem ci wdzięczna. - Miała właśnie
powiedzieć mu, że nie potrzebuje niańki, ale przypomniała
sobie, co mówiła Prudy:  Pozwól, by się tobą zaopiekował i
rozpieszczał cię, jeśli tego zechce. Niech będzie z tobą
podczas twego porodu".
Wypiła łyk mleka, a potem obejrzała się i skinęła na
Mario.
- Jeszcze trochę papryki? - zapytał i ruchem głowy
wskazał resztki sałatki na talerzu.
- Może jeszcze kilka kawałków - zgodziła się, przez
moment rozkoszując się myślą o ostrym smaku na języku.
Mario i Boyd wymienili spojrzenia - dwaj prawdziwi
mężczyzni, ustępujący przed kaprysem kobiety. Stacy
uśmiechnęła się do Maria i dodała:
- Czy mógłby pan przygotować nam na jutro kosz
piknikowy? Mój szef wziął sobie urlop i chciałabym zaprosić
go do lasu.
ROZDZIAA DWUNASTY
Boyd nie pamiętał już, kiedy ostatnio wyjechał na łono
natury w środku roboczego tygodnia. Zresztą w ogóle nie
pamiętał, kiedy ostatnio był na pikniku.
Lecz gdy wsunął dłonie pod głowę i beztrosko
obserwował liście tańczące na wietrze, musiał przyznać, że to
jest bardzo przyjemny sposób odpoczynku. Jako dziecko
nigdy nie miał czasu na takie sielskie popołudnia. Zawsze
były jakieś obowiązki, rodzeństwo do pilnowania. W college'u [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •