[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niami z alkoholem, tytoniem i jedwabiem. Niewykluczone,
że część gotówki będzie przemycana już w tej dostawie. Mo
je informacje pochodzą z niezwykle rzetelnych zródeł, dla
tego spodziewam się, że poinformuje pan swoich przełożo
nych. Dzięki schwytaniu przemytników będzie pan mógł za
jednym zamachem zaaresztować obydwu Watersów i znisz
czyć największą organizację przemytniczą na wybrzeżu.
Proszę pomyśleć, co na to powiedzą zwierzchnicy. Będą bar
dzo zadowoleni z pana pracy.
Sadler nie odrywał wzroku od rozmówcy.
- Jak, u licha, dowiedział się pan tego wszystkiego?
Innymi słowy, dlaczego miałbym panu wierzyć?
- Powinien mi pan zaufać. Niech mi pan także uwierzy
w innej sprawie - proszę przekazać te wiadomości do
kwatery głównej kawalerii w hrabstwie Sussex, gdyż
część pana bezpośrednich zwierzchników w urzędzie cel-
nym jest opłacana przez Watersów. Zwłaszcza proszę nie
informować swego kolegi, Jinkinsona, który również
przyjmuje pieniądze od Watersów i ich kompanów. W ra
zie potrzeby z pewnością poinformuje ich o planowanej
akcji i dostawa zostanie odwołana. Najlepiej nie mówić
nic nikomu w tym okręgu. Jak pan zapewne wie, wię
kszość miejscowych sympatyzuje z przemytnikami lub
czynnie uprawia ten proceder.
Sadler otworzył usta ze zdumienia.
- Jest pan bardzo pewny siebie, drogi panie, lecz wciąż
mam trudności ze zrozumieniem, skąd uzyskał pan tak wy
czerpujÄ…ce informacje, o ile sÄ… one prawdziwe, rzecz jasna.
Sadler od początku uważał, że Ritchie ukrywa jakąś ta
jemnicę, ale jego dzisiejsze słowa przeszły jego najśmiel
sze oczekiwania.
Ritchie westchnÄ…Å‚.
- Drogi panie, i cóż pan straci, jeśli uwierzy pan
w moje informacje i przystąpi do odpowiednich działań?
Angażowanie kawalerii może się wydawać posunięciem
drastycznym, lecz z pewnością zdarzały się już panu sy
tuacje, w których był pan gotowy pochwycić przemytni
ków na gorącym uczynku, lecz krzyżowała panu szyki po
goda, bo jej nagłe pogorszenie uniemożliwiało lądowanie.
Być może pańskie informacje okazywały się niewiarygod
ne lub też przemytnicy byli zawczasu informowani o akcji
straży lub wojska. Niech pan zaryzykuje, skoro mówię pa
nu szczerÄ… prawdÄ™!
Gdyby nie życzenie sir Johna, by podjąć próbę ocalenia
Williama, Ritchie zaufałby Sadlerowi i przedstawiłby mu
siÄ™ prawdziwym imieniem i nazwiskiem, lecz w takiej sy
tuacji anonimowość gwarantowała mu większą swobodę
manewru.
- Racja - przyznał strażnik. - Zdumiewa mnie tylko,
dlaczego nie wyjawi mi pan, jak udało się panu uzyskać
te informacje w tak krótkim czasie, skoro podobna sztuka
nie udała się mnie i moim co uczciwszym kolegom, choć
od lat nie szczędzimy wysiłków.
- Proszę nie pytać. - Ritchie uśmiechnął się szeroko.
- Niech pan tylko robi to, co panu proponujÄ™. ObiecujÄ™,
że w razie niepowodzenia dołożę wszelkich starań, by nie
poniósł pan konsekwencji.
Sadler był ogromnie ciekaw, jak jego rozmówca zamie
rza to zrobić, lecz powstrzymał się od komentarza i za
pewnił Ritchiego, że zastosuje się ściśle do jego poleceń.
Umiarkowanie optymistycznie nastawiony Ritchie
wrócił do domu, by sporządzić dla lorda Sidmoutha no
tatkę z opisem ostatnich wydarzeń. List zamierzał wysłać
jak najprędzej.
Tamtego wieczoru ważną dyskusję odbyła jeszcze jed
na para konspiratorów. Henry Waters, znany kupiec i fi
nansista, uczestniczÄ…cy we wszystkich znaczÄ…cych przed
sięwzięciach w Londynie, po kolacji rozmawiał z synem.
- Robi trudności, co?
Roger wiedział, kogo ojciec ma na myśli.
- Tak, ten człowiek to chciwy głupiec, a w dodatku
tchórz - wyjaśnił. - Pora napędzić mu stracha. Zwleka ze
zgodą na mój ślub z jego siostrą, a teraz postanowił wy
cofać się z łączącej nas umowy. Dzisiaj po południu trochę
go postraszyłem, ale za mało.
- Hm - mruknÄ…Å‚ Henry i wyciÄ…gnÄ…Å‚ fajkÄ™. - Jedna le
kcja udzielona temu durniowi mogłaby nam ogromnie uła
twić życie. Powiedz Jossowi, żeby zestrzelił mu kapelusz
podczas jego samotnego spaceru lub przejażdżki. Skoro
ostrzegłeś go, by miał się na baczności, powinien zrozu
mieć, dlaczego sfrunął mu tylko kapelusz, a nie głowa. Je
żeli jednak nadal będzie się upierał, zastanowimy się, czy
następnym razem nie utrącić mu łba. Bez niego, przy pra
ktycznym bankructwie Compton Place i z niepełnoletnim
spadkobiercą majątku, panna Pandora być może zastano
wi się dwa razy, nim odrzuci twoje oświadczyny. Na razie
ograniczymy się do ostrzeżenia, lecz w przyszłości przej
dziemy do prawdziwych czynów.
- Doskonale. - Roger pokiwał głową.
- W dzisiejszych niespokojnych czasach nikogo nie
zaskoczy nagła śmierć bezmyślnego ziemianina, zastrze
lonego przez niezadowolonego chłopa.
Roger skinął głową.
- Pozwól tylko, że najpierw spróbuję wejść w związek
małżeński z Pandorą - przypomniał.
Na tym stanęło. Ojciec i syn jak zwykle doskonale się
rozumieli.
- Pandoro, chcę zamienić z tobą słowo - oznajmił
William.
Długo przebywał w bibliotece, w miejscu, które rzadko
odwiedzał. Gdy je opuszczał, spotkał Pandorę objuczoną
księgami rachunkowymi.
Obecne zachowanie Williama niczym nie przypomina
ło jego dotychczasowego postępowania. Jeszcze niedaw
no był dla Pandory tak niedobry, że tylko wsparcie Rit-
chiego uchroniło ją przed załamaniem. Nie rozumiała
przyczyn tej przemiany.
- Tak, Williamie. Co się stało? - spytała.
Zaprowadził ją do biblioteki i posadził naprzeciwko
siebie.
- Sporo myślałem - wyznał. - Wcale nie jestem prze
konany do twojego ślubu z Rogerem Watersem. Ten czło
wiek to prostak, nadal cuchnie zaułkami Londynu, z któ
rych pochodzi jego ojciec. Panna Compton z Compton
Place to dla niego wymarzona kandydatka na żonę. Od
niosłem wrażenie, że lord Hadleigh był tobą zaintereso
wany. Czy byłabyś zadowolona, gdybym ponownie go tu
taj zaprosił?
- Czy na pewno dobrze siÄ™ czujesz, Williamie? - spy
tała prosto z mostu Pandora. - Jeszcze nie tak dawno Ro
ger Waters niemalże usiłował mnie zgwałcić, a tobie to
całkiem nie przeszkadzało i nalegałeś, bym za niego wy
szła. Co takiego zaszło, że zmieniłeś zdanie? Jestem pew
na, że nie moja w tym zasługa.
- Każdy ma prawo do zmiany zdania. Nie musisz mnie
tak wypytywać - odrzekł William. - Wystarczy, że taka
zmiana nastąpiła. Jeśli nie chcesz, żebym posyłał po lorda
Hadleigh, proponuję, byś wraz z ciotką Em pojechała do
Londynu, choćby na koniec sezonu. Kto wie, może spotkasz
tam kogoś bardziej interesującego niż Roger Waters. W koń
cu za kilka lat będziesz dziedziczką, co powinno zagwaran
tować ci odpowiednią popularność wśród panów.
Pandora nie potrafiła zebrać myśli. Wiedziała, że jeszcze
przed przyjazdem pana Edwarda Ritchiego do Compton
Place niezwłocznie pobiegłaby na piętro pakować kufry, by
jak najszybciej wyjechać. Jednak sporo się zmieniło.
- Williamie, jeszcze nie zamierzam opuszczać domu.
Mam wiele obowiązków związanych z zarządzaniem po
siadłością i wątpię, byś potrafił mnie z dnia na dzień za
stąpić. Chociaż nominalnie Rice jest naszym zarządcą, je
go obowiązki ciążą na mnie, gdyż z wiekiem radzi sobie
coraz gorzej.
William nie krył zniecierpliwienia.
- Dlaczego wyszukujesz preteksty, by mi siÄ™ sprzeci
wić? - spytał rozczarowany i umilkł. Nie mógł przecież
wyjawić prawdziwego powodu, dla którego nalegał na jej
wyjazd. Nie był na tyle gruboskórny, by nie poczuć, jak
ją przeraża zachowanie jego rzekomego przyjaciela. Już
przy kilku okazjach Roger dowiódł, że tak naprawdę jest
nieokrzesanym i agresywnym prostakiem.
Nie, William nie mógł tego powiedzieć.
- Czy na pewno nie zmienisz zdania? - spytał.
- W żadnym wypadku - potwierdziła stanowczo.
- Chodzi o Ritchiego, prawda? - zgadł. - Chcesz tu
zostać z powodu Ritchiego. Dobry Boże, dziewczyno, ten
człowiek to tylko ubogi guwerner! Podejrzewam, że wy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]