[ Pobierz całość w formacie PDF ]
glądał się nieco zdumiony.
Po małym przestanku Aoktek dorzucił:
Wiecież, po com ja gnał za wami?
Skądże mam wiedzieć sucho odparł książę.
127
Pomyślałem sobie rzekł Aoktek że ty pokój masz, ludzi wiele karmisz darmo, mógł-
byś mi pomóc nimi. Po Tatarach żołnierza mi będzie trudno dostać, a Czechów, pobiwszy,
dobijać trzeba, aby im smak od naszej ziemi odszedł.
Przemysław potrząsł głową. Widać było, że prośbie nie myśli zadość uczynić.
Mówicie, że ja pokój mam odparł powoli. Właśnie taki, jak i ty, a większego kraju
bronić muszę. Brandeburczyki czekają tylko, aby mnie słabszym zobaczyli, ze śląskimi mam
rachunki, w Pomorzu i od pańskiego księcia107, i od Krzyżaków muszę się mieć na pieczy.
Gdyby mi kto pomoc dał, przyjąłbym ją!
Aoktek zdał się słuchać dosyś obojętnie.
U ciebie wojny nie ma jeszcze odparł a jam swoją począł, no i nie skończę jej, aż
wszystkich pokonam! Plotło się różnie ze mną; co mi Bóg gotuje, nie wiem, ale zmóc się nie
dam nikomu ani nastraszyć. Małym mnie Pan Bóg stworzył, muszę się wielkim stać sam.
Rozśmiał się. M u s z ę to wyrzekł z taką siłą, że Przemysławowi mimo woli podniosły
się ramiona. Zuchwalstwo to budziło w nim zazdrość.
Trudno z Bogiem wojować szepnął trochę szydersko.
Ja też nie z nim, a z ludzmi się ucieram rzekł Aoktek. Za dużo u nas obcych! Za du-
żo! Rozpostarli się i zagarniają coraz więcej. Mazowieccy nasi bracia sami najgorszemu wro-
gowi wrota otwarli, a jeszcze go na własną krew prosili w goście! Rozsiadają się Brandebur-
gi, wparł się Czech bezprawnie; na wsze strony opędzać się trzeba.
Pomilczał trochę zamyślony i w stół uderzył.
Nie damy się! Bóg łaskaw!
Mówiąc to, jadł żywo i żarłocznie jak głodny, nie dbający o to, czym się posili. Widać w
nim było zaprzątnięcie myślami wielkimi, a lekceważenie reszty. Obok Przemysława uzbro-
jonego i odzianego wytwornie, ten ze stroju i oręża ledwie się prostym ciurą zdawał. Na szy-
szaku nie miał nic, zbroję prostą, poczerniałą, na której ślady razów od mieczów i kopij widać
było, suknię z grubej tkaniny, płaszcz barwy ciemnej, miecz w żelazo oprawny. Wszystko to
trwałe było, mocne, a jak on nie bijące w oczy. Przemysław ze swym wzrostem, postawą
książęcą, suknią oszywaną, pasem złoconym, zbroją rysowaną i szmelcowaną gasił go pozor-
nie; Aoktek, mały, niepoczesny, miał życia więcej.
W czasie rozmowy Gozdawa i inni ziemianie za namiot się wysunęli, zostawując ich sa-
mych. Aoktek, wprędce głód zaspokoiwszy i pragnienie, usta otarł, przeżegnał się i zwrócił ku
Przemysławowi. Błysnęły mu oczy dziwnie.
Co prawią ludzie rzekł prawda-li to, że wam Zwinka chce koronę dać?
Trochę ironii było w głosie jego.
Przemysław odprostował się dumnie.
Czemuż by nie? odparł powoli. Część wielką dawnego państwa Chrobrego mam pod
sobą... a resztę...
Cóż my naówczas poczniemy? rzekł mały książę.
Zamienili spojrzenie.
Włożyć koronę dodał nie tak ci to trudno zamruczał ale nosić!
Przemysław czoło uniósł ku górze, nie chciał odpowiadać już.
Postarajcie się o następcę dodał mały a jakby go nie stało wam, przekażcie mnie.
Rozśmiał się. Przemysław się coraz więcej chmurzył.
Tak rzekł. Syna dotąd nie dał mi Bóg! Córka jedna... Od lat siedmiu nie mam potom-
stwa.
Na tym przerwała się rozmowa, oczyma się tylko mierzyli; sparty na ręku Aoktek dumał.
107
Pańskiego księcia chodzi prawdopodobnie o ksiąstewko znajdujące się na zachód od Szczecina, którego
głównym miastem była Retra.
128
Próżnom więc za wami gonił rzekł jakby do siebie. Wiem już, że ludzi mi nie dacie.
Pójdę ich zbierać po jednemu. Ciężkie to życie, alem ja, jak wy, do pieszczonego nie nawykł,
spoczynku nie lubię, znoszę, jak prosty chłop, głód, chłód, trud, wszystko, byle na swym po-
stawić. Mnie gdyby z miękkim łożem, w kobiercami wysłanej komnacie, choćby z najpięk-
niejszą dziewką zamknięto na dłużej jak na dobę, przez dach bym się wydarł, tak by mi próż-
nica prędko zmierzła!
I śmiał się swawolnie.
Nie pogardzam ja, jak ty, dziewczyną hożą, choćby jak Mszczujowa, z klasztoru wziętą,
a na długo przy kądzieli nawet i podwice gnuśnieć bym nie mógł. Ruszać się bo muszę!
Na wspomnienie to swawolne Przemysław się namarszczył. Od śmierci Lukierdy, od mał-
żeństwa z Ryksą, na żadną niewiastę spojrzeć się nie ważył. Rozmowa o tym przykrą mu by-
ła. Rozwiązły podówczas Aoktek chmurę tę na twarzy księcia zrozumiał i zamilkł.
Tyś się widzę dorzucił poczekawszy cnotliwym bardzo stał i Pudyka chcesz naśla-
dować czemu nie? I ja bym takim rad być, ale poczekawszy...
Rozśmiał się znowu, z ławy zeskoczył, chodzić począł jakby wcale jazda go nie utrudziła.
Po namiocie się kręcił coraz coś chwytając i przypatrując się wytwornej broni i zbroi.
Noc nadeszła, musieli oba pod jednym ją przebyć namiotem. Aoktek oznajmił, że dla ludzi
i koni noc musi dać na spoczynek, ale do dnia nazad ruszy, aby nowe robić zaciągi, gdy mu
nikt w pomoc przyjść nie chce. Z wesołą myślą i daleko swobodniejszy od Przemysława, któ-
ry ani pobitym był, ani mu kraju Tatarowie nie pustoszyli, legł Aoktek spać, opończą się owi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]