[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ale ona, pokornie się kłaniając, wyrzuciła mnie za drzwi 
Ogromna radość gnała po ulicy me kroki, że aż biegłem. Chciało mi się ulżyć sobie
krzykiem, wrzaskiem, szczekaniem, ale powstrzymywałem się. Naraz widzę knajpę. Nigdy
nie byłem w knajpie; teraz jednak właśnie zapragnąłem się odświeżyć, zamawiam żytnią.
Następnie szukam pieniędzy. A tu nic, ani feniga...
 No co, człowieku?  ofuknął mnie karczmarz, kiedy przeszukałem kieszenie.
 Spokojnie kramarzu  powiedziałem.  Ja jestem księciem Sternenhochem, nie
możesz stracić swych pieniędzy.
 Ty, książę Sternenhoch, gnojku?  zaśmiał się.  Więc płać albo idę po policję,
chamie!
Wzburzyła się cała moja szlachecka krew:
 Aotrze!  wdam  tobie płacić? Tego by jeszcze brakowało!
 Ze mną, na policję!
Wlekli mnie ku drzwiom. Ja jednak nie dałem się tak łatwo. Chwilę się ze mną szarpał,
potem powiedział:
 Ja miałbym się z tobą, łachmaniarzu, brudzić!  I otworzywszy drzwi, kopnął mnie
w dupę i wywalił na ulicę.
Nie czułem, wierzcie mi, żadnego zawstydzenia, przeciwnie  tryumfalne zadośćuczy-
nienie, że uniknąłem zapłaty. To, jak i alkohol przenikający do mózgu, zwiększyło moją
wesołość. Nagle zacząłem biec, krzycząc:
 Hej, hej! Aldebaran planeta czerwona! Goryle łzy, hau, hau! Ja jestem Słoń i cesarz
niemiecki! Z drogi, hołota, cesarz pan idzie!
Przechodnie początkowo się śmiali, potem zaczęli mi towarzyszyć w biegu. Ulica
pohukiwała i śmiała się. Nagle ktoś szturchnął mnie w plecy.
Policjant:  Chłopie, co tak ryczysz?
 Czego, niewolniku?  ryknąłem i strzeliłem go w pysk.
Chwycił mnie i wlókł na posterunek. Ja wszak zwycięsko szczekając sławnie z nim
walczyłem. Dopiero, kiedy przybyli dwaj następni, uległem. Ale rzuciwszy się na ziemię,
biłem na ślepo, kopałem i gryzłem. Chwycili mnie za nogi i ręce i tak nieśli.
 Ten człowiek jest chyba szalony  rzekł im jakiś pan  postępujcie z nim ostrożnie!
  On szalony? Pijany jak prosię, proszę powąchać, jak od niego jedzie gorzałą!
 Ja nie jestem pijany, ja jestem książę Sternenhoch, który stał się Słoniem! Puśćcie
mnie, łajdaki, albo gniew cesarza straszliwie padnie na wasze głowy!
Ale dookoła wszyscy się tylko śmiali. I już byłem na posterunku. Nie zdążyłem nawet
pisnąć, kiedy rzucili mnie na ławę, przywiązali, ściągnęli mi spodnie i odpiąwszy pasy, zabra-
li się równocześnie do mnie... ojejku, jejku!
Wtedy wszedł komisarz policji.
 Niech pan spojrzy, szefie, ten gnojek mówi, że jest księciem Sternenhochem!
Komisarz, który już także odpiął pas, nachylił się nade mną    Jezus Maria! 
przestańcie natychmiast, to Jego Jasność  pierwszy wielmoża Rzeszy  główny doradca i
ulubieniec cesarza  biada, biada  bodaj się pod nami ziemia zapadła!  jesteśmy zgubie-
ni  
Co było dalej, nie wiem, popadłszy w omdlenie. Dopiero pod wieczór odzyskałem przy-
tomność. Leżę w pięknym pokoju; ale od razu widać, że to nie zwyczajny pokój mieszkalny.
Myśli mam całkowicie zmącone. Ale moje szaleństwo zmniejszyło się w sposób widoczny.
Kilka osób mnie z szacunkiem obsługuje. Czuję się chory, tak, chory... To prawdziwe boha-
terstwo, że tego wieczoru tyle napisałem. Ale teraz nie mogę  zasypiam   
12 maja, po południu
Spałem długo; ale miałem okropnie dzikie sny. Teraz wprawdzie nie wariuję; za to
gorączkuję w malignie. Ale to nawet lepiej. Delirium to przecież nic innego jak obłęd, legalny
obłęd. Obłęd gubi się w malignie. I może w niej zginie... Z przerażeniem wspominam swoje
wczorajsze zmącenie myśli. Boże, wszak jesteś przy mnie! I to wczorajsze bicie też mi
pomogło. Przynajmniej wtedy, kiedy dostawałem, zniknął całkiem mój bzik.
Ale fizycznie jest ze mną zle. Jest mi tak niedobrze, tak słaby jestem, trzęsę się z zimna,
okropnie mnie boli głowa. Czuję, że zachoruję na śmierć. I to wszak wyjdzie mi na zdrowie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •