[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jem patrzył na Tessę tak jak ostatnio. Chwyciła szczotkę i wiadro,
otworzyła najbliższe drzwi, szybko weszła do środka i zamknęła je za
sobą. Była to jedna z wielu nieużywanych sypialni Instytutu,
przeznaczona dla gości Nocnych Aowców. Obchodziła je wszystkie
raz na dwa tygodnie, chyba że ktoś z nich akurat korzystał. Ten
pokój okazał się dość zaniedbany; drobinki kurzu tańczyły w świetle
padającym z okien. Sophie z trudem powstrzymała chęć kichnięcia i
przycisnęła oko do szczeliny w drzwiach.
Miała rację. W jej stronę szli korytarzem pan Carstairs i panna
Gray. Wydawali się całkowicie pochłonięci sobą. Jem niósł tobołek,
który wyglądał na złożony strój treningowy, a Tessa śmiała się z
tego, co powiedział. Ona patrzyła pod nogi, a on na nią, jak zawsze,
kiedy sądził, że nie jest obserwowany. I miał wyraz twarzy, który
przybierał wtedy, gdy grał na skrzypcach: skupiony i oczarowany.
Zabolało ją serce. Był piękny. Zawsze tak uważała. Większość
ludzi rozpływała się nad Willem, jaki jest przystojny, ale według niej,
Jem prezentował się tysiąc razy lepiej od niego. Miał eteryczny
wygląd aniołów z obrazów i choć wiedziała, że srebrna barwa jego
włosów i skóry jest skutkiem działania leku, który zażywał na swoją
chorobę, ten kolor też się jej podobał. Poza tym, Jem był delikatny,
twardy i dobry. Chętnie sobie wyobrażała, że odgarnia jej włosy z
twarzy, choć zwykle myśl o tym, że dotyka jej mężczyzna albo nawet
chłopiec, przyprawiała ją o strach i mdłości. On miał takie delikatne,
pięknie ukształtowane dłonie...
Nie mogę uwierzyć, że jutro przychodzą powiedziała Tessa,
kierując wzrok z powrotem na Jema. Mam wrażenie, że Sophie i ja
zostałyśmy rzucone na pożarcie Benedictowi Ligthwoodowi jak kość
psu, żeby go ułagodzić. Przecież jemu wcale nie chodzi o to, że nie
jesteśmy przeszkolone. On po prostu chce, żeby jego synowie
uprzykrzali życie Charlotte.
To prawda zgodził się Jem. Ale dlaczego nie skorzystać ze
szkolenia, skoro już padła taka propozycja? Właśnie dlatego
Charlotte próbuje zachęcić Jessamine do treningu. Jeśli chodzi o
ciebie, Mortmain już nie stanowi zagrożenia, ale mogą znalezć się
inni, których przyciągnie twój talent. Lepiej, żebyś się nauczyła, jak z
nimi walczyć.
Tessa odruchowo powędrowała ręką do naszyjnika z aniołkiem.
Sophie podejrzewała, że dziewczyna nawet sobie nie uświadamia
tego nawykowego gestu.
Wiem, co powie Jessamine. %7łe potrzebuje pomocy tylko w
odpędzaniu przystojnych zalotników.
Nie przydałaby się jej raczej pomoc w odpędzaniu tych mniej
przystojnych?
Nie, jeśli są Przyziemnymi. Tessa uśmiechnęła się szeroko.
Ona zawsze wybierze brzydkiego Przyziemnego zamiast
przystojnego Nocnego Aowcę.
Co mnie wyklucza z wyścigu skwitował Jem z udawanym
żalem.
Tessa roześmiała się i powiedziała:
Szkoda. Ktoś tak ładny jak Jessamine powinien mieć wybór, ale
ona jest całkowicie przekonana, że Nocny Aowca...
Ty jesteś o wiele ładniejsza stwierdził Jem.
Tessa spojrzała na niego zaskoczona i czerwona na twarzy.
Sophie znowu poczuła ukłucie zazdrości, choć zgadzała się z Jemem.
Jessamine była ładna w klasyczny sposób, kieszonkowa Wenus,
której urodę zwykle psuła kwaśna mina. Natomiast Tessa ze swoimi
gęstymi, czarnymi, falującymi włosami i oczami szarymi jak morze
miała w sobie ciepło, które przyciągało coraz bardziej, im dłużej się
ją znało. Na jej twarzy były wypisane inteligencja i poczucie humoru,
których brakowało Jessamine, a przynajmniej się z nimi nie
zdradzała.
Jem zatrzymał się przed drzwiami Jessamine i zapukał. Kiedy nie
usłyszał odpowiedzi, wzruszył ramionami, schylił się i położył czarny
strój pod drzwiami.
Ona nigdy go nie włoży. W policzkach Tessy zrobiły się
dołeczki.
Jem się wyprostował.
Zgodziłem się zanieść jej ekwipunek, a nie ubierać ją na siłę.
Ruszył dalej korytarzem. Tessa go dogoniła i powiedziała:
Nie wiem, jak Charlotte może tak często rozmawiać z bratem
Enochem. On mnie przeraża.
Nie wiem. Wolę myśleć, że u siebie Cisi Bracia są tacy jak my.
Robią sobie dowcipy, szykują grzanki z serem...
Mam nadzieję, że bawią się w szarady dorzuciła Tessa. I w
ten sposób wykorzystują wrodzone talenty.
Jem wybuchnął śmiechem. Potem oboje skręcili za róg i zniknęli.
Sophie oparła się o framugę drzwi. Ona nie umiałaby tak rozbawić
Jema; nie sądziła, żeby ktokolwiek to potrafił, może oprócz Willa.
Trzeba kogoś dobrze znać, żeby go rozśmieszyć. Ona od dawna go
kochała, ale wcale nie znała. Jak to możliwe?
Westchnęła z rezygnacją i już miała wyjść ze swojej kryjówki,
kiedy zobaczyła, że uchylają się drzwi pokoju Jessamine. Pośpiesznie
cofnęła się w ciemność. Panna Jessamine była ubrana w długi
aksamitny płaszcz podróżny, okrywający ją od szyi po stopy. Włosy
miała związane ciasno z tyłu głowy, w ręce niosła męski kapelusz.
Sophie zamarła ze zdumienia. Jessamine spojrzała w dół i dostrzegła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]