[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i niezbyt życzliwie spojrzał na przybysza.
- Dzień dobry - mruknął. - A pan do kogo?
- Do pana Wojtasia.
- To ja jestem. O co chodzi?
- Chciałem z panem pomówić w sprawie Korolkiewicza.
- Powiedziałem już raz, że nie będę robił trumny. Splunął w dłonie i zabrał się znowu
do kapania. Downar odczekał chwilę cierpliwie, oparty o płot.
Wreszcie pchnął furtkę i wszedł do środka. -Ja wcale nie w sprawie trumny. Stary
rzucił spod czapki szybkie, podejrzliwe spojrzenie.
- Więc czego pan chce?
-Wie pan zapewne o tym, że pański sąsiad Korolkiewicz został wczoraj wieczorem
zamordowany.
- Wiem.
- Właśnie o tym chciałbym z panem chwilę porozmawiać.
Wojtaś nie przestawał kopać.
- A bo co?
- A bo jestem z milicji.
95
- Milicja tu już u mnie była - warknął niecierpliwie stary. - Powiedziałem, co
wiedziałem.
- Nie szkodzi. Powie pan jeszcze raz. Może pan przestanie na chwilę kopać.
Zapalimy sobie papieroska i pogadamy.
Stolarz, aczkolwiek niechętnie, odstawił łopatę i wskazał niską ławeczkę, stojącą pod
młodą jabłonką.
- No to siadaj pan.
Usiedli i Downar wyjął papierośnicę.
- Niech mi pan powie, panie Wojtaś, czy pan dobrze żył z tym Korolkiewiczem.
- Pewnie, że dobrze. A dlaczegóż miałbym z nim zle żyć? Porządny był człowiek.
-I chodziliście do siebie na piwko, na kieliszek gorzały?
- Chodziliśmy, a jakże.
- A Korolkiewicz nie wspominał kiedyś w rozmowie z panem, że się czegoś obawia?
- Twarz starego stolarza stała się nagle czujna. Powiedział krótko:
-Nie.
- Hm... Jak pan myśli, kto go mógł zabić?
- A skądżeż ja to mogę wiedzieć?
- Czy słyszał pan wczoraj wieczorem strzały?
- Wczoraj od południa nie było mnie w domu. Pojechałem na wieś do córki.
Wróciłem dopiero po północy - wyjaśnił pośpiesznie Wojtaś.
 Ma alibi" - pomyślał Downar i pytał dalej:
- Czy pan tu mieszka sam?
- Nie. Z żoną i z synem. Syn pracuje w fabryce obuwia.
- I oni też nie słyszeli strzałów?
- %7łona pojechała ze mną do córki, a syn poszedł do kolegów na karty.
- To nikogo w domu nie było?
- Ano, nie było. Tak się czasem zdarza, że nikogo nie ma w domu.
- Pewnie, że się zdarza. Niech mi pan powie, panie
Wojtaś, czy Korolkiewicz mówił panu kiedy o jakichś pieniądzach?
Stolarz wyjął niedopałek papierosa, wcisnął go obcasem w piasek i splunął przez
zęby.
- O pieniądzach? Nie. Chociaż jak sobie podpił, to czasem mówił o tym, że niedługo
będzie bardzo bogatym człowiekiem. Wybierał się nawet za granicę. Nie zwracałem
tam na to uwagi. Ot, zwyczajnie, jak to po wódce, gada się to i owo.
Downar posiedział jeszcze chwilę zamyślony. Stracił nagle ochotę do rozmowy.
Wstał, pożegnał Wojtasia i ruszył ku wyjściu. Kiedy otwierał furtkę, wzrok jego padł
na mały błyszczący przedmiot, leżący pod krzakiem agrestu. Schylił się
błyskawicznie.
- Zgubił pan coś? - spytał stolarz.
- Ach, nic, głupstwo, urwał mi się guzik od płaszcza. Gdy wyszedł na szosę, otworzył
zaciśniętą pięść i uważnie obejrzał łuskę.
- Kaliber 38 - mruknął.
Dom Korolkiewicza robił przykre wrażenie. Panowała tu jeszcze atmosfera niedawnej
zbrodni.
Downar uważnie obejrzał ogród, a następnie otworzył drzwi i wszedł do niewielkiej
ciemnej sionki. Pod ścianą stała zniszczona komoda. Górna szuflada była
wypełniona po brzegi różnymi papierami, rachunkami i kwitami. Zeszyt, zwykły
sześćdziesięciokartkowy zeszyt w żółtej okładce. Downar rzucił okiem na zapisane
strony i nagle poczuł, że mu krew nabiega do twarzy. To samo bardzo
charakterystyczne pismo...
Nie ulegało żadnej wątpliwości - autorem pamiętnika mordercy był Korolkiewicz.
96
ROZDZIAA VI
W życiu każdego człowieka zdarzają się takie chwile, że zdrowy rozsądek na próżno
usiłuje stawić skuteczny opór nastrojom. Racjonalistyczna, trzezwa postawa wobec
otaczającego nas świata zostaje poważnie zachwiana, a nawet czasem rozpada się
w gruzy pod naporem irracjonalnego uczucia. Konflikt pomiędzy rozumem, a tak
zwanym sercem trwa od tysięcy lat.
Wroński bez większego powodzenia usiłował wmówić w siebie, że Agnieszka nic go
już nie obchodzi, że przestała dla niego istnieć. Wiedział, że sprawę tę powinien
uważać za zamknięty fragment swojego życia. Pokochała innego, odeszła. O czym
tu w ogóle mówić, o czym rozmyślać? Coś się w życiu pojawia, coś przemija... Nie
ma najmniejszego sensu tracić czasu i nerwów na rozważania o przeszłości.
Wszystko to nie było jednak takie proste. Nie mógł zapomnieć. Zbyt wiele rzeczy
przypominało mu ją, zbyt często wracał myślą do ich wspólnego życia. Nieraz
zastanawiał się nad tym, czy nie powinien rzucić pracy w redakcji i wyjechać gdzieś
na daleką, głuchą prowincję. Nie był jednak pewien tego, czy życie na zapadłej wsi
przyniosłoby mu zapomnienie. Na pewno doskonale by mu zrobiła podróż za
granicę. Starał się o wyjazd do Afryki lub na Kubę, ale trudno było liczyć na szybkie
zrealizowanie tych planów.
Gdyby żył Gerner i gdyby Agnieszka była z nim szczęśliwa, to sytuacja, aczkolwiek
bolesna, byłaby łatwiejsza. Teraz została sama, opuszczona... Musiało jej być
bardzo ciężko.
98
Kiedyś spotkał Zbyszka Jaworskiego z żoną. Utrzymywali z nimi serdeczne stosunki.
Po rozwodzie stracił z nimi kontakt. Zaprosili go na obiad. Przy deserze Ninka
powiedziała:
- Wiesz, widziałam się wczoraj z Agnieszką. Jest bardzo przybita. Boję się o nią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •