[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przynajmniej ktoś odpowiadający podanemu przez was opisowi. Nic się nie wydarzyło!
%7ładnej stłuczonej szyby. Dosłownie nic!
- Jechał w dalszym ciągu Olive Street! - wykrzyknął Paul - ale nie strzelał!
Przez jakiś czas jeszcze chłopcy wyczekiwali na kolejne raporty. Automatyczna
sekretarka milczała jednak. Na taśmie nie było już żadnych meldunków.
- Dziwna sprawa - odezwał się Bob. - Przejechał koło bloku domów, oznaczonego
numerem 500 i od tej chwili nie widział go już nikt z biorących udział w Systemie
połączeń .
- Jak myślisz, Jupe, co tam się mogło stać? - zapytał Pete. - Przecież mamy dzieciaki
dosłownie w całym mieście, więc któreś z nich powinno go dostrzec, nawet jeśli zostawił w
spokoju te szyby.
- Albo jeśli zjechał z Olive Streetw jakąś boczną uliczkę - dodał Paul.
Jupiter zagryzł dolną wargę.
- Przychodzą mi do głowy tylko dwa wytłumaczenia. Albo zrzucił z siebie cały
ekwipunek i zostawił rower, w wyniku czego nasze dzieciaki nie mogły go rozpoznać, albo
ktoś zabrał go do samochodu czy furgonetki i odwiózł stamtąd w jakieś inne miejsce.
- Ale dlaczego miałby to robić, Jupe? - zapytał Pete. - Myślisz, że dowiedział się o
naszym Systemie połączeń i o tym, że jest śledzony?
- Tak - odparł Jupiter. - To jest dokładnie to, co moim zdaniem rzeczywiście się
wydarzyło.
- Ale w jaki sposób mógł się o tym dowiedzieć? - zdziwił się Paul.
- Ktoś mu powiedział! Został ostrzeżony, więc przerwał strzelanie do szyb i zniknął!
- Ostrzeżony? - powtórzył nieufnie Paul.
- Może okazał się znajomym któregoś z uczestników naszego Systemu połączeń i
ten ktoś wybiegł na ulicę, żeby go ostrzec - zasugerował Bob.
Jupiter potrząsnął przecząco głową.
- Nic z tych rzeczy, kochani. Zaczyna mi się powoli rozjaśniać. Dowiedział się o nas
w taki sam sposób, w jaki za każdym razem dowiadywał się, gdzie czyhają na niego
policjanci. Ktoś go ostrzegł, z tym się zgadzam, ale za pomocą słuchawek, które miał w
uszach!
- Słuchawek?
- No tak, bo czy nie były one podłączone do odbiornika umieszczonego w plecaku?
- Rzeczywiście, to musi być radio CB!
- Albo radioamatorska krótkofalówka!
- A przynajmniej odbiornik umożliwiający podsłuchiwanie policyjnych meldunków i
rozmów - stwierdził Jupiter. - Kiedy byłem w piątek u komendanta Reynoldsa, zapytałem go,
czy ludzie wystawieni w zasadzkach mają kontakt radiowy z komendą i czy mogą się
porozumiewać między sobą przez radio. I pan komendant potwierdził moje przypuszczenia.
Dzięki temu od razu zrozumiałem, w jaki sposób ten facet dowiaduje się, gdzie siedzą
zaczajeni policjanci. Po prostu podsłuchuje ich rozmowy przez radio nastawione na policyjne
częstotliwości. I tą samą drogą ktoś go ostrzegł dziś wieczorem, jestem tego absolutnie
pewien! Używając tej samej częstotliwości, uprzedził go o tym, że jest pod obserwacją
naszego Systemu połączeń !
- Ale zaczekaj, Jupe - zaprotestował Bob z zakłopotaną miną. - Tylko my czterej
wiedzieliśmy o tym, że dziś wieczorem będzie działać nasz System połączeń .
- Rzeczywiście - poparł go Pete. - W jaki sposób dowiedział się o nim oszust, który
zadzwonił do nas, żeby nas wpuścić w maliny? I skąd miał numer naszego telefonu?
- Zdaje się, że będę ci mógł pokazać, jak on to zrobił - odparł Jupiter. - Będzie nam do
tego potrzebna nasza dalekosiężna latarka, no i drabina, która leży w warsztacie.
W parę minut pózniej Pierwszy Detektyw dziarsko prowadził swych kolegów,
obciążonych długą drabiną, w kierunku Czerwonej Furtki Korsarza w tylnym parkanie.
Doszedłszy do niej, zwolnił zasuwkę naprzeciwko dziury po sęku i odsunął na bok drewniane
sztachety. Kiedy wszyscy byli już po drugiej stronie, ruszył w stronę słupa, od którego
odchodziły na teren składnicy kable telefoniczne.
- Chciałbym, żebyś wszedł po drabinie aż do telefonicznej skrzynki, która znajduje się
na tym słupie - poinstruował Pete'a.
- A jak już tam będę, to co mam robić?
- Otworzysz skrzynkę i powiesz nam, co zobaczyłeś.
Atletycznie zbudowany Drugi Detektyw przewiesił przez ramię latarkę, upewnił się,
czy drabina opiera się solidnie o słup, i zaczął się wspinać. Znalazłszy się naprzeciwko
skrzynki, otworzył ją i poświecił do środka latarką.
- Widzę tylko kłąb jakichś przewodów. Pomieszanie z poplątaniem... Ale zaczekajcie,
zaraz, zaraz... Coś tu rzeczywiście jest!
- Co takiego, Pete? - zawołał z dołu Jupiter.
Głowa Pete'a znikła prawie zupełnie we wnętrzu skrzynki.
- Nie mam pojęcia - odkrzyknął na dół. - Jakiś metalowy lub plastykowy sześcianik,
podłączony do paru końcówek. Wygląda tak, jakby to było podłączone do linii telefonicznej.
Chcesz, żebym to przyniósł na dół?
- Nie! - wrzasnął Jupiter. - Nie dotykaj tego! Możesz już zejść.
Znalazłszy się z powrotem na ziemi, Pete jeszcze raz zadarł głowę w kierunku
skrzynki na słupie.
- To musi być chyba urządzenie podsłuchowe, no nie? Podłączone do naszej linii
telefonicznej. Teraz już wiem, w jaki sposób ten ktoś dowiedział się o Systemie połączeń , a
potem włamał się do naszej linii, żeby złożyć fałszywy meldunek.
Jupiter przytaknął skinieniem głowy.
- To jedyna odpowiedz, jaką znalazłem, zastanawiając się nad tym wszystkim.
Także Bob zadarł głowę ku skrzynce telefonicznej.
- Ale w jaki sposób on nas podsłuchuje? Nie widać, żeby ze skrzynki wychodziły
jakieś inne przewody, oprócz normalnych kabli telefonicznych.
- To musi być jakieś specjalne urządzenie do zdalnego odsłuchu, wysyłające sygnały
radiowe - stwierdził Jupiter. - Mamy do czynienia z kimś, kto fantastycznie zna się na
elektronice.
- I przez cały czas miał na nas oko - dodał Bob.
- Chciałeś powiedzieć ucho , no nie, Bob? - wybuchnął śmiechem Pete.
Jego trzej koledzy skwitowali ten żarcik niewyraznym pomrukiem, a potem odwrócili
się i pomaszerowali zgodnie do furtki, zostawiając Pete'a sam na sam z drabiną.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]