[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kalinowski zmarszczył brwi, gestem ręki przerwał podziękowania.
- Idzcie - powiedział. - Jutro rano odbierzecie
Franciszka podeszła kilka kroków, spostrzegli
ją, nie poznali, kłaniali się i przed nią. Nie wiedziała, jak ma się zachować. Spytała,
czemu płaczą.
- Ksiądz dobrodziej odmówił - wyszeptał mężczyzna. - Nie wolno pochować Szymka
w poświęconej ziemi.
- Pochować? - powtórzyła Franciszka zaskoczona. - Jak to, pochować?
Stary Kłos nie podniósł oczu.
- Powiesił się - wyjaśnił cichym głosem. - W oborze się powiesił. Wczoraj wieczorem
poszedłem do obrządku, a on...
Nie dokończył. Ukłonił się znowu, przed panem dziedzicem, przed kobietą, której nie
rozpoznawał. Potem objął żonę ramieniem i poprowadził ją, zapłakaną i jeszcze bardziej
nieświadomą, co się wokoło dzieje, z dworskiego podwórza na drogę.
- Przyszli po drewno - wyjaśnił pan Michał.
- Czy możesz powiedzieć Ignasiowi, żeby się tym zajął? Niech dopilnuje, żeby Wasyl
zbił porządną trumnę. Ja muszę pilnie jechać do Złotnik.
- Powiem - obiecała Franciszka pobladłymi wargami.
POLA KALINÓWKI
Zima jeszcze trwała, ale pod koniec lutego zdarzyło się kilka ciepłych dni z rzędu i
Ignaś Kalinowski zastanawiał się, czy nie czas ruszyć w pola.
- Skowronki już przyleciały, wiosna za pasem - śmiał się do niego młodszy brat. -
Rusz siÄ™, zimowy leniu!
Ignaś z niecierpliwością oczekiwał już wiosny, spragniony powietrza i prac, które
lubił, a których w okresie zimowym mu zabraniano w obawie o jego wątłe zdrowie i
skłonność do przeziębień.
Z wielką ochotą wyszedł więc pewnego ranka poza zabudowania Kalinówki,
wędrując daleko, aż na skraj dworskich pól, położonych za brzozowym zagajnikiem.
Za zagajnikiem śniegu było niewiele, ciemne pola ciągnęły się aż po horyzont i Ignaś
szedł ku nim, z radością wdychając powietrze i odnajdując w nim zapachy zapowiadające
wiosnę. Lubił stawać pomiędzy zaoranymi bruzdami i patrząc wokół siebie widzieć tylko
niebo i ziemiÄ™ przygotowanÄ… do pracy.
Zatrzymał się nagle, zaskoczony.
Nie spodziewał się tu nikogo, tylko pustej, bezkresnej przestrzeni. Tymczasem
zobaczył wielu ludzi uwijających się na polach, całe szeregi mężczyzn pochłoniętych
mierzeniem, wytyczaniem i grodzeniem, jak gdyby otwarte kalinowskie pola miały się
zamienić na działki i małe gospodarstwa.
- Cóż to znaczy? - zapytał Ignaś głośno.
Ludzie wyglądali na obcych, znał przecież nie tylko chłopów z okolicy, ale i
robotników sezonowych, najemnych, sam ich pomagał ojcu wybierać i wyznaczać zajęcia.
Jakiś człowiek w długim palcie i szerokim kapeluszu, z laską w dłoni, stał na skraju,
obok wozu wyładowanego tyczkami i drutem. Przyglądał się pracującym, może nawet ich
pilnował.
- Co się tu dzieje? - zawołał Ignaś podbiegając do nieznajomego.
Mężczyzna odwrócił się do nadchodzącego.
- Pracujemy - odpowiedział przyjaznie. - Dobra pogoda, trzeba wykorzystać, bo
niemało jeszcze roboty przed siewami.
- Przed siewami? - powtórzył Kalinowski. - Jak to przed siewami?
Nieznajomy wskazał laską na pola.
- Dobra ziemia - pochwalił. - Nie można jej zostawić bez ziarna. Nowy właściciel ma
wobec niej szerokie plany.
Ignaś Kalinowski zdębiał.
- Nowy właściciel? - zająknął się przy pytaniu. - Jak to nowy właściciel?
- Owszem - przytaknął tamten. - Pan Jacek Nowacki. Właśnie dopiero co odkupił od
kogoś te grunta. Sześćdziesiąt dziesięcin. A wy co, szukacie zajęcia?
***
Pani Katarzyna Kalinowska stała w kancelarii parafii Zwiętych Apostołów Piotra i
Pawła w Zabłudowie. Naprzeciw niej siedział za stołem ksiądz proboszcz Miodyński, zaś
pomiędzy nimi leżał stos banknotów.
- No - powiedziała pani Katarzyna. - I co teraz powie proboszcz, co?
Ksiądz Miodyński z wrażenia na widok takiego bogactwa nie mógł znalezć
odpowiedzi.
- Boże wielki! - wyjąkał wreszcie. - Skąd przeważnie tyle tego?
Pani Katarzyna skinęła ręką [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •