[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z torturowaniem i ścięciem ich dziewiątego guru włącznie, z niezrozumiałych po-
wodów ciągle odmawiali przejścia na islam i uznania władzy Mogołów.
Przemierzając konno wzgórza, generał Ala-u-din doszedł do wniosku, że stra-
cił upodobanie do wojaczki. Z natury dyplomata, w gruncie rzeczy nigdy nie lubił
walczyć i swój udział w zbrojnych starciach ograniczał do minimum. Przychodzi-
ło mu to tym łatwiej, że po śmierci władcy zapanował chaos. Przestały napływać
rozkazy. I posiłki. Chodziły słuchy, że w Delhi trwa bezpardonowa walka o wła-
dzę, a armia w Pendżabie już dawno poszła w rozsypkę. Pozbawiony kontaktu
z resztą dowódców, Ala-u-din ograniczył się do sporadycznych potyczek i napa-
dów na karawany. Przez kilka miesięcy on i jego ludzie zadowalali się wędrówką
po żyznych okolicach i uwalnianiem wieśniaków od zapasów ziarna oraz żywego
inwentarza.
To było zdrowe życie na świeżym powietrzu. Bez trudu można sobie wyobra-
zić, że generała  podobnie jak wiele pokoleń brytyjskich żołnierzy po nim 
cieszyły rześkie poranki w Pendżabie i obfitość zwierzyny. Tego dnia, gdy uświa-
74
domił sobie, że wojna przestała go bawić, natknął się na chatkę mędrca. Zwięty
mąż pobłogosławił go, zaprosił do środka i powiedział, że jeśli generał nie ma
ochoty dłużej wojować i nie chce brać udziału w orgii zdrad i trucicielstwa w Del-
hi, powinien założyć własne księstwo. Plan wydawał się rozsądny. Pełen nadziei
Ala-u-din Khan zrównał więc z ziemią chatkę świętego i nazwał to miejsce Fa-
tehpur ( miasto zwycięstwa ), ogłaszając się jego pierwszym nababem.
Początkowe stulecie istnienia Fatehpuru było bardzo burzliwe. Położenie kró-
lestwa  na tradycyjnym szlaku najazdów prowadzącym z Afganistanu  nie
wróżyło nic dobrego. Jedynie ciężki haracz zapłacony perskiemu Nadir Szaho-
wi, pózniejszym afgańskim i sikhijskim łupieżcom, niedobitkom mogolskiej ar-
mii i Marathom, pozwolił nababom Fatehpuru utrzymać w stanie nienaruszonym,
jeśli nie własną dumę, to chociaż terytorium. Kiedy w 1876 roku królową Wikto-
rię ogłaszano cesarzową Indii, jedenasty nabab Fatehpuru wziął udział w uroczy-
stościach i zapewnił swemu państewku dowód uznania w formie jedenastu salw
armatnich oraz zapewnienia, że odtąd jego następcy będą zajmować miejsce bli-
sko szczytu ogromnego stołu, przy którym zasiadają ważne osobistości podczas
wszystkich oficjalnych wydarzeń w Indiach Brytyjskich, od najskromniejszej her-
batki w departamencie zdrowia po wzniosłą imperialną audiencję.
W tych dniach, gdy nabab Fatehpuru przybywa na terytorium znajdujące się
pod bezpośrednią jurysdykcją Brytyjczyków (kilka mil w górę traktu) lub do in-
nych księstw, posyła naprzód sługę, by dopilnował wystrzelenia jedenastu salw.
Bez salw nie ma wizyty. Jakkolwiek prawdziwy to zaszczyt, nabab Murad nie po-
trafi zapomnieć, że daleko mniejszy niż dwadzieścia jeden salw na cześć bajecz-
nie bogatego i znakomitego nizama Hyderabadu, choć miło pomyśleć, że więcej
niż dziewięć należnych nababowi Loharu, sąsiedniego muzułmańskiego księstwa,
z którym nabab Murad prowadzi szlachetną rywalizację.
Budowa Nowego Pałacu, położonego w pewnej odległości od dzisiejszego
miasta Fatehpur, była najbardziej ambitnym przedsięwzięciem dynastii Khanów.
Khanowie odpowiadają również za brytyjską obecność w księstwie.  Kolosalne
i szaleńcze wydatki, jakie pochłonęła budowa (tych określeń użył sir Percival
Montcrieff, pierwszy rezydent), nasunęły brytyjskim urzędnikom radosne przy-
puszczenie, że nababowie Fatehpuru wkrótce okażą się niezdolni do sprawowania
władzy i tym samym dadzą im pretekst do aneksji księstwa  dla dobra ludu .
I tak, trzynasty nabab został zmuszony do zaakceptowania stałego nadzoru ad-
ministracyjnego, który od tego czasu trwa nieprzerwanie. Choć oficjalnie nabab
Murad nadal jest władcą, nie może nawet zawiązać sobie sznurowadeł bez zgo-
dy przedstawiciela Korony  majora Privett-Clampe a. Major ma prawo założyć
weto przeciwko wizytom nababa w Europie, powstrzymać wydatki na nowe auta,
meble, klejnoty, konie do gry w polo czy samolot w imię realizacji nieefektow-
nych pomysłów brytyjskiej administracji w rodzaju aprowizacji szpitala czy stałe-
go zaopatrywania wiosek Fatehpuru w wodę pitną. Nie można lekceważyć opinii
75
majora. Jedno jego słowo, jeden rozkaz grozi poważnymi następstwami ze zmianą
sukcesji włącznie. Major Privett-Clampe to naprawdę potężny człowiek.
Szczęśliwie dla Prana asha przytępia zmysły. Choć doznanie jest przykre 
jakby ktoś wbijał mu młotkiem kłodę w siedzenie  przychodzi z oddalenia. In-
formacje o bólu napływają do mózgu niczym kartki z wakacji. Krótkie, spóznione
i miłosiernie skrywające prawdziwe uczucia nadawcy. Z głową wciśniętą w przy-
kurzoną pościel Pran nie widzi purpurowej twarzy mężczyzny, który mozoli się
za jego plecami. Lecz jego świadomość rejestruje fakt, że w rytm posuwistych ru-
chów następuje miarowy płask pośladków i kolejny głośny okrzyk. W miarę jak
podniecenie majora rośnie, myśliwskie nawoływanie  tally-ho! ustępuje miejsca
komendzie:  Dawaj-dawaj! , czemu wtórują trzaski i skrzypienie łoża, walczące-
go o zachowanie własnej integralności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •