[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kłopoty!
- Ze mną czy z nią? - zatrzepotała rzęsami Tala.
- Z obiema! - Pete gwałtownie zwrócił się do ojca.
- Nie wiem, jak ją teraz złapiemy. Nawet jeśli skończymy dzisiaj
tę nową klatkę, to cement będzie jeszcze zbyt świeży, żeby można tam
było wpakować lwicę. Musimy czekać do jutra. Nie mam pojęcia, co
robić.
- Zawsze można ją zastrzelić - podpowiedział niewinnie Mace.
Tala doskonale zrozumiała jego prawdziwe intencje, ale Pete
najwyrazniej nie.
- Zwariowałeś? A, już rozumiem. Robisz mnie w konia. Ale
przecież nie możemy jej zostawić tak luzem, w tamtym pokoju. Czy
zauważyłaś - zwrócił się do Tali - którędy wydostała się z klatki?
Może dołem?
- Nie mam pojęcia. Szczerze mówiąc, nie patrzyłam - przyznała.
- W takim razie pewnie wylazła górą. Trzeba będzie
zabezpieczyć klatkę od góry wzmocnionymi stalowymi prętami i
jakoś ją tam zwabić przy okazji następnego karmienia.
Tala spojrzała mu prosto w oczy.
- Ale nie zrobisz jej nic złego? Przyrzekasz?
- Nie zrobię jej nic złego, chyba że zacznie pierwsza. Na razie
postaram się ją wciągnąć do łazienki dla gości. Wezmę kawał mięsa
na przynętę, może się uda. - Nagle dotknął ramienia Tali z
niespotykaną u niego łagodnością.
- A ty jak się czujesz? Nie zrobiłem ci nic złego?
- Nic a nic - odparła z uśmiechem. - Jak chcesz, mogę jej podać
to mięso.
- Jeszcze cię nie dość wystraszyła?
Stał, trzymając swoje wielkie dłonie na jej ramionach, i nagle
zapragnęła, żeby ją mocno objął i nie puścił.
- Nie wystraszyła mnie - odparła i zrobiła krok do tyłu. Pete
wyprostował się; jego głos znowu brzmiał sucho i władczo.
- Jeśli chociaż na chwilę zapomnisz, że masz do czynienia z
dzikim zwierzęciem, już nie żyjesz. Możesz mi wierzyć. Ona może się
zachowywać jak domowy kociak, ale to nie zmienia faktu, że waży
ponad sto kilo i jest bardzo groznym drapieżnikiem. Na szczęście
chyba nigdy nie była głodna i nie poczuła jeszcze smaku prawdziwego
polowania.
- Mówi się, że one wyczuwają strach i wtedy atakują... - zaczęła
Tala, ale jej przerwał.
- To prawda. Nie mówię, że masz się bać, masz po prostu
wykazać czujność. I nigdy nie liczyć na szczęście.
Mace poszedł do przyczepy i wrócił z kawałem krwistego mięsa.
- Masz, to najlepszy kąsek z mojej spiżarni.
- Idz już - polecił Pete. - Otwórz drzwi do łazienki i pokaż jej
mięso, potem połóż je na podłodze, a kiedy wejdzie do łazienki,
zamknij ją w środku. Cały czas będę stał za tobą. Mam wziąć strzelbę,
tato?
- Nie! - krzyknęła Tala.
- Tutaj chodzi o twoje bezpieczeństwo, kochanie. - Mace był
nieprzejednany. - Oczywiście, że wez strzelbę, synku. Lepiej dmuchać
na zimne.
- Dobrze - z wahaniem zgodziła się Tala - ale na pewno nie
będzie potrzebna. Uda mi się, zobaczycie.
Bardzo chciała, żeby tak było. Jej głos brzmiał pewnie, ale w
głębi duszy lęgły się wątpliwości. Co będzie, jeśli nie zdąży zamknąć
drzwi i wydostać się na zewnątrz? Nagle poczuła, że obecność
uzbrojonego Pete'a bynajmniej nie będzie jej przeszkadzać.
Stał blisko niej z ręką na cynglu, kiedy uchyliła drzwi wiodące do
pomieszczenia, gdzie znajdowała się lwica.
- Kici, kici, koteczku...
Głos miała lekko zdławiony. Za plecami czuła oddech Pete'a.
- Kotku...
 Kotek" leżał na grzbiecie, z łapami do góry. Na widok Tali
zerwał się tak nagle, że w popłochu omal nie rzuciła się do ucieczki.
Szybko otworzyła drzwi do łazienki, cisnęła do środka krwisty ochłap
i cofnęła się.
Lwica, nie zwracając na nią uwagi, przemknęła obok i wpadła do
łazienki w ślad za smakołykiem.  Pogromczyni" szybko zamknęła za
nią drzwi i słysząc dzwięk rozrywanego zębami mięsa, wpadła wprost
w ramiona idącego za nią Pete'a. Wtuliła się w jego bluzę, szukając
schronienia przed własnym strachem.
Pete uspokajająco poklepał ją po plecach.
- Zwietnie się spisałaś. Niech tam siedzi, potem zwabimy ją do
klatki.
Jej serce biło tak mocno, że sama czuła jego łomot. W drzwiach
ukazał się Mace.
- Przepraszam, ale muszę ci przypomnieć, że miałaś jechać do
domu przebrać się i na czwartą zdążyć do pracy.
Tala oderwała się od piersi Pete'a.
- O Boże! Zupełnie zapomniałam!
Pobiegła do samochodu, wskoczyła do niego i zawracając na
podjezdzie, pomachała im ręką.
- Zadzwonię do was, jak tylko rozmówię się z szefem!
- Siedz teraz spokojnie. - Mace wycelował palec w lwicę,
ulokowaną już w klatce, zaopatrzonej w nowy dach. Spojrzała na
niego żółtymi oczami, w których malowała się skrzywdzona
niewinność.
- Nawet zwykły domowy kociak tego nie potrafi - uznał Pete,
zbierając rozrzucone narzędzia - a co dopiero taki olbrzym. Widziałeś,
jak narozrabiała w tej łazience? Poszarpała zasłonę, rozdarła dywanik,
całą wannę pochlapała krwią, a resztki mięsa znalazłem nawet na
szafce i na ścianach. Przez całą noc będę po niej szorował, a zapach
utrzyma się jeszcze dłużej.
- Trudno. Lepsze to, niż gdyby wałęsała się po domu w czasie,
kiedy umacnialiśmy klatkę. Nic nie pozwoliłaby zrobić - powiedział
Mace i na chwilę zamilkł. Potem nagle cmoknął. - Aleśmy znalezli
dziewczynę! Ze świecą takiej szukać.
Pete spojrzał na niego z niezadowoleniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •