[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Co takiego?
- Podrap. One to uwielbiają.
Tala wspięła się na palce i zaczęła drapać szorstką powierzchnię
języka słonicy. Zupełnie jakby dotykała szmergla. Nie było to
specjalnie miłe, lecz Sophie wydawała się zadowolona z przeprosin.
Po pewnym czasie Tala pytająco spojrzała na Mace'a.
- Mogę już przestać? - zapytała.
- Chyba tak. Sophie, idz do siostrzyczek. Słonica opuściła trąbę i
ruszyła w stronę pastwiska.
- Nigdy nie wiem, Mace, jak mam z nimi postępować - pożaliła
się Tala. - Robię coś, a potem się okazuję, że wszystko wychodzi nie
tak, jak chciałam.
- Musisz zawsze pamiętać, że one mają własny kodeks
postępowania - pouczył ją Mace. - Problemy zaczynają się wtedy,
kiedy my, ludzie, przekraczamy jego reguły. A teraz, zmieniając
temat, może byś chciała wziąć Maleńką na spacer?
- Pete będzie zły.
- Przecież go nie ma, a ona jest bardzo łagodna i powinna
rozruszać tę chorą łapę.
- Aleja się boję.
- To normalne.
Mace rozpiął marynarkę; na biodrach miał umocowany pas z
bronią.
- To środek usypiający? - zapytała Tala.
- Nie, naboje. Jeśli Maleńka rzuci się na któreś z nas, nie będzie
czasu, żeby czekać, aż środek odurzający zacznie działać. Nie
spodziewam się jednak ataku z jej strony.
Maleńka powitała Talę z wielkim entuzjazmem.
- Czy pozbawiła cię już wszystkich zimowych zapasów? - Tala
włożyła rękę między pręty i podrapała lwicę za uszami. - Przywiozłam
trochę zamrożonego mięsa, starczy nam na jakiś czas.
- Wczoraj po twoim wyjściu przywiezli karmę z zoo, więc dziś
rano dostała już swoją porcję. Pewnie dlatego tak wylizuje łapy; chce
pożreć wszystko do ostatniego skrawka.
Tala uniosła na niego pytające spojrzenie.
- To znaczy, że przez pewien czas nie będzie głodna?
- Następny posiłek dostanie dopiero po południu. To częściej niż
na wolności, ale musimy dawać jej więcej, żeby zwiększyć jej system
odpornościowy. Po południu damy jej mrożonki z twojego transportu.
Sięgnął po coś, co przypominało długi żelazny łańcuch
zakończony skórzaną obrożą. Tala wzdrygnęła się.
- Nie przejmuj się, sam jej to założę. Chyba nie pierwszy raz
będzie spacerowała na smyczy, bo przecież chowała się w niewoli. A
teraz nie podchodz.
Maleńka spojrzała na niego rozumnie, jakby doskonale wiedziała,
co ją czeka. Pozwoliła założyć sobie obrożę, spokojnie wyszła z klatki
i stanęła przy nogach Mace'a.
Podał Tali grubą skórzaną rękawicę.
- Załóż to. Jak szarpnie, łańcuch może ci zerwać skórę z ręki.
Maleńka nie przejawiała jednak ochoty do energicznych ruchów.
Ranna łapa zbytnio dawała się jej we znaki. Szła obok Tali niczym
dobrze ułożony, wielki pies. Tala jednak miała pełną świadomość, że
nie prowadzi na smyczy psa.
- A jak na nią reagują dziewczęta? - zapytała, nie spuszczając
lwicy z oka.
- Nie zwracają na nią uwagi. Dopóki siedzi w klatce, dla nich nie
istnieje. Zresztą jest o tyle od nich mniejsza, że jej się nie boją.
Zawsze mogą ją rozdeptać, jak im się narazi. Zazwyczaj nawet
tygrysy zostawiają słonie w spokoju. Słonie mają tylko jednego
naturalnego wroga. Człowieka.
Tala pogłaskała lwicę po łbie.
- Jak do tego doszło, że zrobiliście to wszystko? - Oczami
wskazała rozległy teren.
- Najpierw Pete kupił ziemię, ja zjawiłem się dopiero pózniej.
Byłem już na emeryturze, nie miałem nic do roboty, a Pete
potrzebował kogoś do papierkowej pracy. Ten rezerwat to jego
pokuta, nie moja.
- Pokuta?
- Długo by o tym mówić. Zresztą to nie należy do mnie.
Powiedzmy, że Pete czuje się winny, bo kiedyś zrobił coś, co
skrzywdziło kogoś bardzo mu bliskiego.
Nigdy sobie tego nie wybaczył. Słonie to wyczuwają.
Zauważyłaś, jak na niego reagują?
- Tak, ale myślałam, że tak mi się tylko wydaje - przyznała Tala.
- Nie. Słonie go tolerują, ale nie okazują mu żadnych uczuć. Pete
zawsze był dość zamknięty w sobie. To częściowo moja wina. Kiedy
umarła moja żona, przestałem pokazywać się w domu. Pete miał sześć
lat, właśnie poszedł do szkoły. Ja spalałem się w pracy, a jego
zostawiałem z opiekunkami. Uważałem, że w ten sposób szybciej
zapomni o matce i nie będzie cierpiał tak strasznie jak ja. Myliłem się.
Mój syn rósł, umacniając się w przekonaniu, że jedynym sposobem na
to, żeby nie cierpieć, jest unikać ludzi i nie dopuszczać ich zbyt blisko
do siebie. A potem, kiedy w końcu spotkał kogoś...
Gdy urwał, spojrzała na niego błagalnie.
- Bardzo cię proszę, powiedz mi - szepnęła.
Musi to wiedzieć. Jeśli Pete nie potrafi nikogo kochać, lepiej żeby
się o tym dowiedziała teraz, zanim będzie za pózno. Jeśli już nie jest
za pózno.
- Razem pracowali w Ohio. To była urocza dziewczyna, na imię
miała Val. Mieszkali razem. Myślałem, że zamierzają się pobrać.
- Porzucił ją?
- Umarła. Zginęła przypadkowo, w czasie pracy, ale on myśli, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •